Logo Przewdonik Katolicki

Mój ból jest niewygodny

Monika Białkowska
fot. doidam10/Adobe Stock

Nie jest ofiarą księdza. Reakcja Kościoła na pedofilię sprawia jej ból. Rozmowa z Teresą Adamczyk, ofiarą molestowania seksualnego w rodzinie.

Zadzwoniłaś pierwsza. Powiedziałaś, że chcesz rozmawiać. 
– W marcu, kiedy zaczynał się lockdown, rozpoczęłam leczenie psychiatryczne. Opowiedziałam swoją historię. Usłyszałam: „To klasyczny zespół stresu pourazowego, depresja i zaburzenia lękowe”. Kiedy to się u mnie pogłębiło? Z moją przeszłością przestałam sobie radzić, gdy zobaczyłam pierwszy film Sekielskich i historie ludzi, którzy byli molestowani. Pamiętam, że oglądałam ten film na raty i we łzach. Inaczej nie dałam rady. Odezwały się we mnie wszystkie najgorsze wspomnienia. Tak, ja też jestem ofiarą molestowania. I nie jestem ofiarą księdza. Wiedziałam, że nie chcę dłużej dźwigać tego sama, że potrzebuję pomocy. Drugi film przeżyłam inaczej – i film, i oświadczenia, które potem słyszałam. Pozornie mnie nie dotyczą. Ale nie chcę, żeby mój Kościół milczał wobec jakiegokolwiek cierpienia. Zawsze traktowałam go jak bezpieczną przystań, jak dom. O tym, co przeszłam, wie tylko kilka osób. Są wśród nich księża. I z jednej strony dostaję ogromne wsparcie, a z drugiej czuję się z Kościoła wypychana, jakbym z moim cierpieniem była w nim niewygodna. O tym chcę opowiedzieć. 

Jeśli film Tobą tak wstrząsnął, to może lepiej byłoby go nie oglądać?
– Bałam się go koszmarnie, ale wiem, że mam wokół ludzi, którzy znają moją historię. Jest też lekarz, terapeuta, spowiednik. Poczułam, że mam siłę i wsparcie. W komentarzach często czytam pytanie, dlaczego ofiary dopiero po tylu latach o tym mówią, dlaczego dopiero po filmie. Odpowiem: dlatego, że wcześniej nie było społecznego przyzwolenia na mówienie. Wciąż panuje zmowa milczenia. To temat trudny i bardzo intymny, o którym nie opowiada się pierwszej lepszej osobie z ulicy. Świadectwo tych ludzi, którzy pojawiali się w filmach, dało mi odwagę. Dało mi siłę, żeby po pierwsze przepracować wszystko na terapii, a po drugie, żeby głośno powiedzieć, że to naprawdę było piekło. Niezależnie od tego, kto to zrobił. 

Nie jesteś ofiarą księdza, a mówisz, że czujesz się wypychana z Kościoła. Dlaczego? Co ma Kościół wspólnego z Twoim cierpieniem? 
– A co mówi Ewangelia? Że mamy być wśród tych, którzy są obciążeni, umęczeni, utrudzeni. Taki ma być Kościół. I jeśli Kościół ustami przynajmniej niektórych swoich przedstawicieli mówi nam, że to „byle co” i „atak na Kościół”, to odbieramy komunikat: jesteście niechciani. Nie chcemy problemów, a wy jesteście takim problemem. Jakby nasze cierpienie się nie liczyło. To nie jest Kościół, który może przyjąć cierpiących, skrzywdzonych w jakikolwiek sposób. A jeśli nie może ich przyjąć, to po co jest? 

Odbierasz to jako obojętność czy wprost jako stanięcie po stronie oprawców?
– Momentami jako usprawiedliwianie oprawcy. I boli mnie, kiedy czytam, że ofiary mówiące o swoich dramatach atakują Kościół. Nie atakują. Ja jestem wewnątrz Kościoła, formuję się we wspólnocie i w moim sumieniu nie widzę w tym żadnego ataku na Kościół. Żyję w jego wnętrzu i widzę, jak Kościół potrzebuje pomocy i uzdrowienia. Ci ludzie, którzy udają, że nic się nie stało, którzy powtarzają nam, żebyśmy nie mówili nikomu, poniekąd fundują nam kolejny płacz, kolejne lęki, kolejne leki. 

Może po prostu nie mają pojęcia, jak wygląda życie ofiar?
– Jak to wygląda? Po pierwszym filmie codziennie przez prawie rok miałam myśli samobójcze. Codziennie! Sprawdzałam rozkład jazdy pociągów, żeby móc pod któryś z nich wskoczyć. Zastanawiałam się, na którym przęśle balkonu się powiesić i z której strony, czy od góry, czy sąsiadom na dół. Jechałam samochodem i szukałam, w które drzewo uderzyć i z którego mostu spaść. Liczyłam, ile tabletek powinnam wziąć, żeby się nie obudzić. Chciałam nie być, rozpłynąć się. Bolał mnie każdy oddech i każdy krok. Uciekałam od ludzi. Coraz rzadziej wychodziłam z domu. Nie odbierałam telefonów. Zrezygnowałam z wieczornych spacerów, bo pojawiała się we mnie panika, że znów mnie ktoś zgwałci. Kiedy z naprzeciwka szedł mężczyzna, odwracałam się i zaczynałam uciekać. 
Tak właśnie wygląda życie ofiar.
Uratowała mnie terapia, uratowało mnie kierownictwo duchowe. Ale kiedy zaczyna się leczenie, nie jest łatwiej. Reakcją na leki są kolejne, jeszcze silniejsze myśli samobójcze. Reakcją na leki są koszmary. I nie śnią ci się kosmici, ale śni ci się facet, który cię gwałcił, i on we śnie robi to samo. Terapia wymaga przypomnienia sobie wszystkiego, w pewnym momencie musisz i chcesz o tym opowiedzieć. I potem słyszę: „Ale po co skupiać się na tym, jest tyle dobra w Kościele!”. A dla mnie dramat molestowania to jest wszystko, z czym się właśnie mierzę. Nie mam sił na nic innego. Nie mam sił nawet na modlitwę czy wzięcie prysznica. A ty, w miejscu, które miało być moim domem, to negujesz. Mówisz, że to bez znaczenia. Stajesz się w ten sposób kolejnym katem. 

Opowiesz, co się wydarzyło, kiedy byłaś dzieckiem?
– Dziś już mogę o tym mówić. Wychowywałam się w domu przemocowym. Rodzice byli alkoholikami, ojciec wielokrotnie próbował zabić mamę, doprowadził do tego, że poroniła. Uciekaliśmy przed nim z domu. Rodzice często spotykali się z moją daleką ciocią i wujkiem, żeby imprezować. To właśnie tam pojawił się mój oprawca, kuzyn. Po raz pierwszy zostałam zmuszona do tzw. innych czynności seksualnych, gdy miałam jakieś cztery, może pięć lat. Moi rodzice pozwolili na to, żebym razem z ciocią i jej rodziną pojechała na wakacje. To właśnie kuzyn bardzo nalegał, żebym jechała z nimi. Tam po raz pierwszy kazał się dotykać, onanizował się moją ręką. Kiedy wiedział, że „już mnie ma”, zaczął mnie dotykać, molestować. Trwało to wiele lat. Byłam też gwałcona. Po pierwszym razie zapytał mnie o to, czy mam już miesiączkę. I on też mówił do mnie: „tylko nie mów nikomu”.

Nie mówiłaś przez wiele lat.
– Pierwszy raz powiedziałam o tym w trakcie spowiedzi, kilka lat temu. Po prawie dwudziestu latach! Miałam już dosyć cierpienia w samotności. Później do tego nie wracałam, bo ten konkretny kapłan nie bardzo wiedział, jak ze mną rozmawiać i jak mi pomóc. Zaczęłam też mentalnie przygotowywać się na to, żeby ten temat poruszyć także na terapii. Tak naprawdę dopiero film stworzył taką przestrzeń, dzięki niemu jest łatwiej. Mam nadzieję, że takich osób, które poczuły ulgę, jest więcej. Zresztą media informują o tym, że do różnych kurii i na policję zgłasza się coraz więcej ofiar. To dlatego, że ofiary – prawdziwi bohaterowie tych filmów, ci wszyscy, którzy pokazali swoje twarze – obnażyli się ze swoich tajemnic, mieli odwagę ruszyć ten temat. Mam do nich ogromny szacunek, bo wiem, jak to wszystko boli. 

Czego naprawdę Wy, jako ofiary – jeśli mogę tak generalizować – od nas potrzebujecie? Ukarania sprawcy? Słowa „przepraszam”? Zadośćuczynienia?
– Ja potrzebuję wspólnoty. Potrzebuję ludzi, którzy będą mnie wspierać w trakcie trwania terapii. Na szczęście doświadczyłam takiego wsparcia i pomocy. Zastanawiam się, czy jest szansa na to, żeby mój sprawca był ukarany. Mój psychiatra twierdzi, że początek leczenia nie jest dobrym momentem na to, żeby zgłosić to przestępstwo na policję, ale zasygnalizował, że jest taka możliwość. Być może kiedy nabiorę więcej sił, odważę się zrobić kolejny krok.
Potrzebuję też usłyszeć i uwierzyć, że w Kościele jest dla mnie miejsce, że zostanę w nim przyjęta, wysłuchana, że nie będę w nim problemem czy intruzem. Ale po tym, co na razie słyszałam, przestałam się angażować w życie Kościoła, przestałam śledzić wydarzenia Kościoła w Polsce. Dla własnego zdrowia psychicznego.
Jeśli biskupi jednoznacznie i zdecydowanie stanęliby dziś po stronie ofiar, wtedy zachowaliby się jak Jezus. Jeszcze mamy szansę zachować twarz. Ale bardzo musimy uważać na to, co mówimy – bo nigdy nie wiadomo, z kim rozmawiamy i jaką przeszłość dźwiga człowiek, który przed nimi staje. Kiedy słyszę w rozmowach przy stole, od ludzi, którzy nie wiedzą, że jestem ofiarą, że to przesada, że to sprawa tylko dla sądu, że nie mogą odpowiadać wszyscy, że to nagonka – to nie chcę mieć już z nimi nic wspólnego. Nie dlatego, że mnie to rani. Ja czas najgorszej depresji mam już za sobą. Ale co, jeśli takie słowa przy tym stole usłyszy szesnastoletnia dziewczynka, która została zgwałcona w zeszłym miesiącu? Przecież mamy dziś w Polsce rocznie prawie tysiąc samobójstw nieletnich! Ktoś powie, że nauczyciele też krzywdzą, i artyści też. To nie ma znaczenia, kto skrzywdził. To zrobił człowiek człowiekowi, a Kościół powinien bardzo jednoznacznie i stanowczo stawać po stronie osób pokrzywdzonych. 

Cały Kościół? To nie jest generalizowanie? 
– Zachowanie i postawy niektórych duchownych, które ja zaobserwowałam, sprawiły, że musiałam „odchorować” każdy z tych filmów. Ale znalazłam żywą Ewangelię. Pokazała mi ją moja koleżanka, kiedy przyszła do mnie, żeby posprzątać mieszkanie, kiedy ja nie miałam sił na nic. Inna przyjechała z ciepłym obiadem, kawą i ciastem, a zaprzyjaźniony ksiądz zawiózł mnie do szpitala. Oni to robią, bo naprawdę wierzą w Chrystusa. Dzięki temu, że są obok mnie, mam siłę, żeby walczyć. Wiem, że gdziekolwiek bym nie upadła, tam czeka czyjaś ręka, która mnie podniesie
Myślę, że ani ja, ani inne ofiary, nie potrzebujemy ckliwych przemówień, oświadczeń i listów. Potrzebujemy miłości. Żyję dziś dzięki wsparciu ludzi, którzy naprawdę kierują się Ewangelią, a nie patrzą na to, czy człowiek, który przed nimi stoi jest prałatem, kanonikiem, nosi purpurę i lamówki.  

Imię i nazwisko bohaterki zostało na jej prośbę zmienione.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki