Logo Przewdonik Katolicki

Jest we mnie pogorzelisko

Małgorzata Bilska
fot. Fotolia

Z Agatą Baraniecką-Kłos, ofiarą wykorzystywania seksualnego, rozmawia Małgorzata Bilska Czym jest dla Pani poczucie bezpieczeństwa? – Budzę się rano i nie czuję lęku. Wstaję. Mogę z najbliższą osobą, którą kocham, wypić kawę, porozmawiać. Zwierzyć jej się z trosk.

Straciła je Pani, a teraz odzyskała?
– Nie nazwałabym tego tak. Poszłam na terapię i uwolniłam się od kamienia, który gdzieś we mnie był. Wiedziałam, że jest, ale dziecko nie potrafiło go nazwać. Próbowałam nieporadnie.
 
Jak?
– Po pierwszych kontaktach seksualnych, które miałam z ojczymem, moim oprawcą, potrafiłam powiedzieć matce tylko tyle, że jest dla mnie niedobry. Nie chcę, żeby tu był. Siedmioletnie dziecko nie umie nazwać tego, co robi dorosły. Nic nie wie o seksie. I nie ma prawa wiedzieć! Robił mi to człowiek najbliższy. Miał zastąpić ojca. Matka wbijała mi do głowy, że to nowy tatuś. Tkwiłam w tym.
 
Niczego nie widziała?
– Moje życie to były ucieczki z domu, samookaleczenia, próby samobójcze. Zawsze byłam otwartym, aktywnym dzieckiem. To się zmieniło. Nauczycielka w szkole zauważyła, że stałam się inna. W IV czy V klasie wzięła mnie na rozmowę i zapytała: „Agata, co się dzieje?”. Byłam w stanie powiedzieć jej tylko tyle, że kiedy mama wychodzi, ojczym wkłada mi ręce za majtki. Powiedziała o tym matce, a ona wyrzuciła ojczyma z domu. Po kilku miesiącach wrócił i robił to samo. Nigdy o tym ze mną nie rozmawiała.
 
Nie pytała Pani, czemu ojczym z Wami nie mieszka?
– Pewnie wtedy była to ulga: nie ma go, jestem bezpieczna. Kiedy wrócił, przez całe lata, przy każdym zbliżeniu się do mnie, przy składaniu życzeń, szeptał: „Pamiętaj. I tak ci nikt nie uwierzy. To jest nasza tajemnica”.
 
Próbowała Pani powiedzieć jeszcze komuś? Księdzu podczas spowiedzi?
– Raz powiedziałam i zostałam zgaszona. Usłyszałam coś, co mnie zamknęło na kolejne lata. Pogrążył mnie w poczuciu winy.
 
Ojczym był prawnikiem, radnym. Ludzie nie dopuszczają myśli, że ktoś taki może być pedofilem i cynicznym kłamcą?
– Kandydował też na prezydenta miasta Otwocka. Był przewodniczącym komisji bezpieczeństwa miasta. Człowiek na piedestale. Z dużym zaufaniem społecznym.
 
Jeszcze większe zaufanie mają księża. Działają w imię Chrystusa.
– Przychodzi moment, że ofiara zaczyna mówić. I widzi, że ludzie „stają za plecami” oprawców. Nie chcą słyszeć o rzeczach, które są obrzydliwe. Kiedy ja zdecydowałam się o tym powiedzieć, też nie wierzyli. Dlatego na moim dawnym domu w Otwocku (ulica prowadzi do kościoła) powiesiliśmy z mężem baner: „Tu mieszkał pedofil i jedna z jego ofiar”. Wszyscy się od nas odwrócili. Nie dzwonił telefon. Straciliśmy kontakt z rodziną. Zostały przy nas trzy osoby.
 
Pani mama już nie żyła. Czemu czekała Pani tak długo?
– Nie wiem, na to pytanie musi odpowiedzieć psycholog. Zawsze miałam wewnętrzne przekonanie, że nie chcę jej skrzywdzić. Tak naprawdę w domu przechodziłam przez dwie traumy. Traumę wykorzystania seksualnego przez ojczyma i traumę przemocy ze strony matki. Karała mnie biciem, obelgami, wyzwiskami itp. A ja potrzebowałam jej akceptacji. Kiedy przestałam być „atrakcyjna” dla oprawcy, może mogłam. Ale bałam się, że zniszczę jej życie. Jej i jego rodzinie. W ogóle nie myślałam o sobie, bo ofiara nie myśli o sobie.
 
Ofiara jest uczona, że myślenie o sobie to egoizm? A jej ludzkie, dziecięce potrzeby się nie liczą?
– Myślę, że to jest inaczej. Czyn wykorzystania seksualnego jest jak wypalenie dziury w mózgu. Tam nie ma nic. Nic się tam już nie urodzi. Jest jak wyjałowiona ziemia. Części mózgu nie ma.
 
Jest łąka, a na niej życie, kolorowe kwiaty, fruwające motyle. Czuje się piękne zapachy. Pośrodku – wypalony, czarny krąg, pogorzelisko. Zieleń rozciąga się wokół, lecz osoba z kręgu nie może przekroczyć granicy. Widzi życie i światło, nie mając tam wstępu. Taki obraz ma Pani w głowie?
– Tak. Patrzę na to z perspektywy kobiety, która ma już 50 lat. Jak pani widzi, nadal budzi to we mnie emocje, bo jedyna rzecz, której nie potrafię zaakceptować, to utracone dzieciństwo. Oddałabym wszystko, żeby móc wejść w życie dorosłej kobiety tak, jak się powinno. Żeby nikt mi tego nie zburzył na samym początku.
 
Zastanawiam się, czy ukryte problemy nie ujawniają się wraz z dojrzewaniem? Kiedy zmienia się ciało. Zwyczajna nastolatka dostrzega chłopców, chodzi na pierwsze randki. Wyobrażam sobie, że ofiara ma opory przed tym, co się w niej budzi.
– Dziecko, które dorasta, wchodzi w „moment wstydu”. To naturalna seksualność, typowa dla rozwoju każdego człowieka. Ofiary mają bałagan w głowie. Emocje są pozytywne i negatywne: przyjemność i obrzydzenie, smutek i śmiech, miłość i nienawiść. W tej samej chwili.
 
Da się je potem w miłości rozdzielić?
– Do tego potrzebna jest terapia. Uświadomienie sobie, że nie ja byłam temu winna. Ktoś „na mnie” coś zrobił. Wcześniej ofiara obarcza się winą. Czuje wstyd, że coś takiego miało miejsce. Trudno to zrozumieć, ale dziecko czy osoba nastoletnia obarcza winą siebie. Bo przecież mogłam coś zrobić, nie dopuścić do tego. Powiedzieć komuś wcześniej. A to jest tak, że ofiara od pierwszego aktu wykorzystania seksualnego jest w zaklętym kręgu. Nie ma dobrego momentu, żeby o tym powiedzieć. Co za tym idzie, każdy moment jest dobry. Jest kwestia, jak zareaguje na to społeczeństwo.
 
Co to robi ze zdolnością do miłości? Z podejściem do ciała.
– Ofiara czuje się brudna. Nagminnie myje ręce. Ciało. Nie zdaje sobie z tego sprawy, to się dzieje poza nią. A oprawca skrzętnie wykorzystuje dziwne zachowania, ucieczki, próby samobójcze: „Przecież to wariatka! Czemu jej wierzycie?”.
 
Koncentrując się na seksualności, coś chyba tracimy. Znam kobietę, która mówi: „W wieku 14 lat miałam romans z księdzem”. Ona jakoś widzi w nim niedojrzałego mężczyznę, którym ma się opiekować… Wolę określenie „przemoc seksualna”, bo jest tu jednoznaczny podział: sprawca i ofiara.
– Nie stawiałabym znaku równości między pedofilią a przemocą. Co robi pedofil? Zaprzyjaźnia się z ofiarą. Bardzo często jest to osoba z najbliższego otoczenia dziecka. Ono mu ufa. Pedofil zaskarbia sobie zaufanie, „kupuje” je małymi krokami. Mówi: „Jesteś fajna, miła”. Pedofilia to uprawianie seksu z dzieckiem. W 80 procentach przypadków ma miejsce w domu. Do 15. roku życia prawo zabrania czynności seksualnych. Koniec! Dla mnie pedofilia jest zbrodnią.
Mówiąc o wypalonej dziurze w głowie chcę powiedzieć, że skutkiem jest pewnego rodzaju inwalidztwo. Tylko jak widzimy człowieka z uciętą ręką, to mu współczujemy. Ofiara pedofilii nie ma cierpienia wypisanego na czole. Ona próbuje się w tym świecie jakoś odnaleźć. Osoba bez ręki nosi protezę. Nam nic nie zastąpi zniszczonego dzieciństwa. Nie ma takiej ceny, takich pieniędzy, żeby to naprawić. Ja miałam szczęście, bo spotkałam tak wspaniałego człowieka jak mój mąż. Trwa przy mnie. Woził mnie na terapię, która trwała trzy i pół roku. Kiedy to we mnie pękło, ja się nie zastanawiałam nad tym, czy się zabić, tylko jak. Byłam w depresji.
 
Zna Pani wiele ofiar pedofilii. Jak radzą sobie te, które szczęścia nie miały?
– Rozmawiałam z ofiarami księży i osób świeckich: rodziców, nauczycieli, wychowawców na obozach harcerskich czy koloniach. Nie radzą sobie w ogóle. Mają porozwalane związki, chorują na depresje, próbują odebrać sobie życie lub kaleczą swoje ciało. Nie znam ani jednej osoby, która z takiej traumy wyszłaby bez szwanku. Tego po prostu nie da się zapomnieć i żyć tak, jakby nic się nie stało.
 
Wrócę do pytania o przemoc. Ona nie musi się wiązać ze skutkiem natychmiastowym. Z od razu odczuwalnym bólem. W przypadku przemocy psychicznej cierpienie bywa odroczone. Poza tymi dziecko nie poddaje się tym czynnościom dobrowolnie. Jest w coś wciągane...
– Dziecko nie wie. Ufa.
 
Jak porywacz spotyka dziecko w parku, jest miły. Ono samo za nim idzie. Cierpi po jakimś czasie.
– W czasie II wojny światowej ludzie szli do obozu koncentracyjnego, nie mając pojęcia, że na końcu jest komora gazowa.
 
Przypomniała mi się końcowa scena z filmu Korczak Andrzeja Wajdy. Doktor idzie z dziećmi z sierocińca na Umschlagplatz. Nie uciekają. To, że na początku nie ma brutalności, wcale nie znaczy, że nie jest to przemoc.
– Może ma pani trochę racji. Można komuś brutalnie wyrwać torebkę, ale też dyskretnie ukraść z niej portfel.
 
Lub okradać żonę/męża przez lata. To przemoc ekonomiczna.
– Pedofil stopniowo odziera dziecko z godności. To proces. To jest gra.
 
Wciąganie w sidła? W sieć pajęczą?
– Tak. Ono jest w takiej sieci.
 
Ofiary ukrywają swój ból. Brakuje nam wyobraźni cierpienia, które jest podstawowym warunkiem wyobraźni miłosierdzia. Ludziom czasem bardziej żal sprawców niż ofiar. Nie mogę tego pojąć.
– Można to zmienić, tylko słuchając świadectw ofiar. I bezwzględnie trzeba egzekwować przepisy prawa. Sprawcy muszą ponieść odpowiedzialność za to, co zrobili.
 
Ofiarom brak pewności siebie. Chyba nie czują się „godne wiary” w ich ciche słowa. Sprawca jest zakłamany i bezczelny.
– Nigdy nie spotkałam ofiary pedofilii, która oskarżyła kogoś bezpodstawnie. Jedynym wyjątkiem, o jakich słyszałam, są sprawy rozwodowe. Dorośli czasem manipulują dziećmi Muszę podkreślić bardzo ważną rzecz. Dziecko boi się o tym powiedzieć. Jest cały czas zastraszane. Ono przede wszystkim musi się przyznać do tego, co się stało, samo przed sobą. Najtrudniejsze jest nienazwanie oprawcy oprawcą, ale przyznanie: to na mnie były robione te okropne czyny. Że to ja jestem ofiarą.
 
Nie pomagamy w tym.
– Jako społeczeństwo – nie. Musi być choć jedna osoba, która będzie przy ofierze trwać. Być. Nie oceniać. Ona przez całe życie ma bardzo niską samoocenę. W chwili otwarcia tej okropnej puszki Pandory jest jeszcze gorzej, to się pogłębia. Pojawia się depresja, myśli samobójcze.
Pamiętam, jak dziewczyna, z którą miałam wcześniej kontakt, nagle do mnie zadzwoniła. Powiedziała, że dłużej już nie wytrzyma, ma tabletki, chce je wziąć. I się rozłączyła. Wiedziałam, gdzie jest, zadzwoniliśmy po pogotowie i zabrali ją do szpitala. Uratowaliśmy jej życie. Po jakiejś mojej wypowiedzi publicznej inna dziewczyna napisała do mnie na Facebooku: „Nie miałam tyle odwagi, co pani”. Opowiedziała mi swoją historię. Była wykorzystywana przez rodzonego ojca. Rodzice się rozeszli. Spytałam, czy powiedziała o tym mamie. Nie potrafiła. Poprosiła: „Niech pani jej to powie”. Jej mama płakała w telefon i mówiła: Dlaczego ona nie miała odwagi mi powiedzieć? Wolała to wyznać obcej osobie. On teraz siedzi w więzieniu, został odizolowany od społeczeństwa.
Musimy zaakceptować pewne fakty dotyczące pedofilii. Wziąć je takimi, jakie są. Nie dyskutować z nimi. Są badania. Pedofil nie ma jednej ofiary. Kiedy księży przenosiło się z parafii do parafii, zawsze znajdywali kolejną ofiarę. Pedofil nigdy się nie zmieni. Mój oprawca też miał inne ofiary. Nasi sąsiedzi wiedzieli. Z okien oglądali, kiedy inne dziecko na podwórku mojego domu bawiło się jego genitaliami. Dotarłam do tej dziewczyny. Powiedziała mi dwa zdania: „Jak myślę o tym człowieku, o tym miejscu, ogarnia mnie lęk i panika. Nic nie pamiętam”. Miałam nagrania ludzi, którzy to widzieli, i złożyłam zawiadomienie do prokuratury. I wtedy oni się wyparli. Bali się człowieka na piedestale. Kto mógł mu się przeciwstawić?
 
Pani ojczym żyje?
– Zmarł kilka lat temu, w czasie kiedy prezydent podpisywał nowelizację prawa karnego o wydłużeniu okresu przedawnienia przestępstw pedofilii.
 
Pewna austriacka dziennikarka jako dziecko była wykorzystywana seksualnie. Opisuje, że czuła się jak kąt, gdzie ktoś raz rzucił papierek. Potem inni stwierdzali, że skoro leży jeden śmieć, nie muszą szukać kosza – dorzucali kolejne. Następni przyjęli, że skoro leży tyle śmieci, to kąt jest śmietnikiem. Długo uczyła się mówić „nie” i tego, że ma prawo do szacunku. W czasie terapii odeszła od chrześcijaństwa.
 
– Czy Pani myśli, że ktoś, kto to przeczyta – zrozumie?
 
Metafory rozwijają wyobraźnię. Nie chcę, żeby ktoś rozumiał, ale wczuł się w jej cierpienie. I nie dodawał ofiarom ran, choćby słowami.
– Dlaczego ofiara o tym nie mówi? Bo słyszy, że i tak jest zła, a zawsze była dziwna. Jej życie nie wyglądało „prawidłowo”. Czasem patrzę na swoje zdjęcie z Pierwszej Komunii i mówię: „Agata, ty już wtedy byłaś dziewczynką z tajemnicą”. To mnie przeraża. Część mnie jest skażona tym pogorzeliskiem na pięknej łące. Tak będzie do końca życia. Mimo terapii, cudownego męża, synów, dobrego zawodu, przychodzą chwile, kiedy dorosły człowiek myśli – ale ci tego nie zrozumieli, nie zaakceptowali, ci się odsunęli. Jest żal. Jedyną mądrością dla ofiar jest: nie zwracajmy na to uwagi. Przez lata nie myśleliśmy o sobie. Kiedy się otwieramy, musimy już myśleć przede wszystkim o sobie.
 
Ofiara, jak każdy z nas, ma prawo do poczucia bezpieczeństwa, prawdy i szacunku.
– Do możliwości powiedzenia własnego zdania: „Nie ja tego nie chcę”, kiedy psychika dziecka się rozwija, a ktoś ją wciąga w tę pajęczą sieć.
 
Nie da się odzyskać dzieciństwa, ale godność tak. Pytanie, czy my jako katolicy, pomagamy w tym ofiarom. Żeby z godnością mogły żyć z nami we wspólnocie Kościoła.
– Czeka nas długi proces. To się nie stanie z dnia na dzień. Natura ludzka jest tak skonstruowana, że nam jest łatwiej żyć z tym, co jest miłe, dobre…
 
Święte…
– Niż zmierzyć się ze złem. Społeczeństwo nie chce się identyfikować z ofiarami, bo to jest straszne.
 
Wolimy, żeby ofiar nie było. Ale one są.
– Jak słyszymy, że gdzieś daleko jest pedofil, pojawiają się komentarze: do więzienia, skazać, odstrzelić itd. A czy pedofilem może być sąsiad z bloku? Ktoś z rodziny? Zaprzyjaźniony ksiądz? Nie, niemożliwe! Przecież znam tego człowieka. Ludzie, którzy mieszkają na mojej dawnej ulicy, mówili: „Ale jak to? Rękę mu podawałem”.
 
Ofiara, niestety, też go zna… Terapię przeszła Pani u siostry zakonnej.
– Nie wiedziałam, że jest zakonnicą, gdy do niej trafiłam. Pracowała w poleconym przez kogoś ośrodku. Jej nazwiska nie było nawet na liście na stronie internetowej. Przypadek. Dobry terapeuta, który ma empatię, chce słuchać, bardzo pomaga. Przychodzi chwila, że jesteśmy gotowi zobaczyć to, co się stało. I nie patrzymy na to od wewnątrz, tylko oczami „kamery” z zewnątrz. Jest to ogromny ból. Ale dzięki temu potrafimy to ocenić, czego nie może zrobić dziecko.
 
Nie ma Pani pretensji do Boga?
– Zostałam bardzo doświadczona. Czy zadaję sobie pytanie: „Gdzie był Bóg?” Nie. Wtedy nie wiedziałam, jaki On jest. Dzisiaj nie mam żadnych wątpliwości, że jest i wiem, jaki jest.
 
Jest zawsze po Pani stronie?
Tak jest.
 
Agata Baraniecka-Kłos
Założycielka i prezes fundacji Stop Przedawnieniu, w dzieciństwie ofiara wykorzystywania seksualnego ze strony ojczyma. Żona i matka dwóch dorosłych synów

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki