Logo Przewdonik Katolicki

Nadzieja wbrew codzienności. Polska lat siedemdziesiątych

Paweł Stachowiak
fot. Miroslaw Stankiewicz Afa Pix Getty Images

Gierek skutecznie przekonał Polaków, że mają prawo do lepszego życia, ale nie zdołał zapewnić szans jego osiągnięcia. To nakręciło spiralę społecznej frustracji i uruchomiło dynamikę niezadowolenia, powszechną jak nigdy dotąd.

Stefan Kisielewski, słynny Kisiel, lubił wsiadać na rower i ruszać w teren. Najczęściej jeździł po peryferyjnych okolicach Warszawy, gdzie rosły nowe osiedla z wielkiej płyty i osiedlało się coraz więcej ludzi, którzy przybywali do stolicy gdzieś z mazowieckich i podlaskich wsi. Czasu miał sporo, od kilku lat ciążył na nim zapis cenzorski uniemożliwiający publikowanie pod własnym nazwiskiem. Wyżywał się w pisaniu dziennika, codziennie zapełniał strony szczegółowymi relacjami ze spotkań, rozmów, lektur, podróży, spacerów itp. Kisiel był niezwykle inteligentnym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości, przenikliwym, złośliwym i zdawałoby się pozbawionym złudzeń. Będzie naszym przewodnikiem po kraju nad Wisłą lat siedemdziesiątych.
 
Nadjeżdża pociąg z Katowic
„Na razie Gierek robi różne gesty wobec robotników i Kościoła. […] Ma na pewno więcej praktycznego zdrowego rozsądku niż sekciarski scholastyk Gomułka. Ale jaki w końcu diablik wyskoczy z tego pudełka – któż to wie” – zapisał Kisiel 30 stycznia 1971 r., nieco ponad miesiąc po krwawym buncie robotników Wybrzeża i objęciu władzy przez nową ekipę. „Nadjeżdża pociąg z Katowic, proszę odsunąć się od stanowisk” – tak miał brzmieć komunikat na dworcu Warszawa Główna (znany nam dziś Centralny jeszcze nie istniał). Rzeczywiście, nowy przywódca przywiózł ze sobą ze Śląska, gdzie był dotąd I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR, wielu współpracowników i zastąpił nimi faworytów swego poprzednika.
14 lat wcześniej, gdy w dramatycznych okolicznościach października 1956 r. dochodził do władzy „towarzysz Wiesław”, czyli Władysław Gomułka, społeczeństwo przywitało go z entuzjazmem. Jak kraj długi i szeroki skandowano: „Wiesław, Wiesław”, śpiewano: „sto lat” na przemian z „Międzynarodówką” i „Boże coś Polskę”. Naród miał go za nowe wcielenie Konrada Wallenroda i srodze się pomylił. Gomułka był ideowym komunistą, jak najdalszym od poszerzania zakresu swobód demokratycznych. Jedno, co mu się udało i zapewniło względną stabilizację, to poprawa warunków życia i dochodów większości Polaków.
Po 14 latach nie pozostało nic z wcześniejszego entuzjazmu. Dawno zraził inteligencję, studentów, twórców kultury i ludzi nauki. „Dyktatura ciemniaków” – tak określił jego politykę Kisiel w 1968 r. Pod koniec dekady zaczęło również narastać niezadowolenie robotników coraz bardziej sfrustrowanych trudnościami dnia codziennego. Zastój, stagnacja, irytująca drętwota partyjnych rytuałów, te same od lat twarze Gomułki, Cyrankiewicza, Kliszki. „A wcale tym naszym dyktatorom nie przychodzi do głowy, że brak jakiejkolwiek dopingującej alternatywy to właśnie ich tragedia. Przez brak konkurencji degenerują się, usypiają w dosycie i samozadowoleniu (Cyrano wygląda już zgoła jak wieprz)” – zapisał nasz przewodnik ledwie miesiąc przed wybuchem grudnia 1970.
 
Dekada mitów
Edward Gierek dawał jakąś nadzieję na zmiany. Był fizycznie zupełnie różny od „Gnoma”, jak za Januszem Szpotańskim nazywano Gomułkę. Znał francuski, umiał porozumiewać się z robotnikami (słynne „pomożecie?”), zdawało się, że ideologiczne zaklęcia są dlań jedynie instrumentem potrzebnym do sprawnego rządzenia. Technokrata, mówiono. Następne dziesięć lat, nazwane później erą Gierka, to czas, który stał się później przedmiotem wielu mitów i stereotypów. Największy z nich to przekonanie o „gierkowskim dobrobycie”, którego symbolami stały się Maluch, owoce cytrusowe w sklepach, „gierkówka” i darmowe wczasy.
Badania opinii publicznej przeprowadzone w 2003 r. ukazują rzeczywistość zaskakującą. Edward Gierek, który we wrześniu 1980 r. odchodził w atmosferze niesławy, stał się bohaterem ludowej wyobraźni: 63 proc. badanych pozytywnie oceniło jego rządy, negatywnie ledwie 6 proc. Gdy przed kilkoma laty pytano o najwybitniejszych Polaków XX wieku, Gierek znalazł się na ósmym miejscu – za Janem Pawłem II, Wyszyńskim, Piłsudskim, Wałęsą, Kuroniem, Władysławem Sikorskim i Mazowieckim. Te stereotypy są dość zaskakujące, bowiem era mniemanej gierkowskiej prosperity zakończyła się przecież spektakularnym załamaniem gospodarki i największym w historii PRL wybuchem społecznego niezadowolenia, którego efektem była „Solidarność”. Jaka była zatem tamta Polska i gdzie tkwiły korzenie rewolucji lat 1980–1981?
 
Gierek podejmuje rękawicę
Przede wszystkim należy mieć świadomość, że nowa ekipa stanęła u początku lat 70. przed bardzo poważnym wyzwaniem. Trochę dziś o tym zapomnieliśmy, ale był to czas wchodzenia w dorosłe życie pokolenia urodzonego na przełomie lat 40. i 50. Amerykanie nazwali tę generację „baby boomers”, dziećmi powojennego boomu demograficznego. W dekadzie 1947–1956 przyrost naturalny oscylował w Polsce wokół 20 promili, a po około 20 latach trzeba było tym ludziom dać pracę, zapewnić mieszkania – inaczej stać się mogli awangardą społecznego buntu.
Tłamszona oszczędnościami gospodarka gomułkowska nie była w stanie sprostać tej sytuacji, Gierek podjął to wyzwanie. Zespół ekonomistów, na czele którego stanął prof. Paweł Bożyk, cudowne dziecko ówczesnej ekonomii, opracował plan zdynamizowania i modernizacji gospodarki. W pewnym uproszczeniu zasadzał się on na odejściu od dwu podstawowych dogmatów czasów gomułkowskich: niezaciąganiu kredytów i ograniczaniu popytu konsumpcyjnego społeczeństwa (słynny pogląd towarzysza Wiesława, że kapusta kiszona ma takie same walory jak cytrusy). Korzystając z dobrej wciąż koniunktury na Zachodzie, zaczęto pożyczać pieniądze w bankach państwowych i prywatnych, zadłużenie zagraniczne rosło lawinowo: w 1970 r. wynosiło 1 mld USD, w 1976 r. już ponad 8 mld, a w 1980 r. aż 24 mld. Kredyty miały posłużyć do inwestycji – zakupu licencji na nowoczesne technologie, rozwoju wielu gałęzi gospodarki, unowocześnieniu infrastruktury i budowy mieszkań. Zakładano, że w pięcioleciu 1972–1977 nastąpi wzrost dochodu narodowego o 35 proc. i przyrost zatrudnienia o 1,8 mln osób. Rosnące potrzeby społeczeństwa miały być zaspokojone, a długi spłacone sprzedażą dóbr produkowanych w nowych zakładach przemysłowych.
 
By ludzie żyli dostatniej
Ważnym uzupełnieniem tej polityki gospodarczej miała być nowa formuła propagandy. Zaczęto ją nazywać propagandą sukcesu. Głównym nośnikiem jej treści stała się telewizja, dla której zakupiono nowoczesny sprzęt i zaczęto sprowadzać z Zachodu filmy, seriale, gwiazdy muzyki pop – wszystko, czego spragnione było społeczeństwo. Tak to oceniał Kisiel: „Innym sposobem ogłupiania jest telewizja. Dają mnóstwo amerykańskich filmów, coraz lepsze programy rozrywkowe i sportowe, i oto cała Polska siedzi bez przerwy przed telewizorem i nie myśli, tylko chłonie tę opiumową strawę, ja sam bym siedział”.
Ważną funkcją tego „opium” było również przekonanie społeczeństwa, że żyje w kraju świetnie się rozwijającym, perspektywicznym. „W produkcji stali jesteśmy na dziesiątym miejscu w świecie, siarki na drugim, energii elektrycznej na dziesiątym, samochodów na trzynastym, mięsa na dziesiątym, cukru na trzynastym…” – słyszeli Polacy codziennie w Dzienniku Telewizyjnym i oglądali rzędy kombajnów koszących łany zbóż, kolumny betoniarek zmierzających ku budowie Trasy Łazienkowskiej, Huty Katowice, czy innego Portu Północnego. Wszystko to w pełnym słońcu i pod gospodarskim okiem Towarzysza Pierwszego Sekretarza.
„Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej” – brzmiał najbardziej znany slogan tamtej epoki. Polakom zawsze mówiono, że pracują dla kraju, ta ekipa była pierwszą, która powiedziała, że trudzą się też dla siebie, „by żyli dostatniej”.
 
Fiasko propagandy
W kolejnych częściach tego cyklu zobaczymy, jak spektakularnie i dlaczego rozsypał się cały ów projekt. Tutaj chciałbym jedynie zwrócić uwagę na pewną tego konsekwencję. Idzie o wpływ, jaki miało fiasko gierkowskiej polityki gospodarczej i informacyjnej na skalę buntu społecznego w 1980 r.
Otóż hurraoptymistyczny ton propagandy nie ulegał zmianom pomimo pogarszania się już od połowy lat 70. stanu gospodarki i nastrojów społecznych. Polacy wciąż oglądali w telewizji miodem i mlekiem płynącą krainę sukcesu, a na co dzień tkwili w kilometrowych kolejkach. Zarabiali coraz więcej – między 1970 a 1980 rokiem średnie pensje niemal się potroiły – ale nie mieli co za nie kupić. Trudności w zaopatrzeniu nie były czymś nowym w peerelowskiej gospodarce niedoboru, jednak w drugiej połowie lat 70. po raz pierwszy pojawił się tak ogromny dysonans pomiędzy propagandowym i rzeczywistym obrazem kraju. Również po raz pierwszy tak szeroko rozwarły się nożyce pomiędzy rozbudzonymi aspiracjami społeczeństwa a coraz mniejszymi możliwościami kurczącej się gospodarki. Gierek skutecznie przekonał Polaków, że mają prawo do lepszego życia, ale nie zdołał zapewnić szans jego osiągnięcia. To nakręciło spiralę społecznej frustracji i uruchomiło dynamikę niezadowolenia, powszechną jak nigdy dotąd.
 
Dojrzewanie społeczeństwa
Polska rewolucja lat 1980–1981 nie była jednak spowodowana wyłącznie problemami społecznymi i ekonomicznymi. Gdyby tak miało być, wśród postulatów Sierpnia 1980 r. nie pojawiłoby się żądanie utworzenia wolnych związków zawodowych, uwolnienia więźniów politycznych i zniesienia represji za przekonania.
Lata 70. były czasem dojrzewania tej części społeczeństwa, która dotąd dysponowała bardzo ograniczonym zakresem wiedzy i aspiracji. W 1960 r. tylko 2 proc. Polaków miało wyższe wykształcenie, w 1980 r. już 6,5 proc. Maturę w 1960 r. posiadało 10 proc., w 1980 – 24 proc., jednocześnie z 45 proc. do 6 proc. spadła liczba osób z wykształceniem niepełnym podstawowym. Komuniści padli ofiarą jednego ze swoich rzeczywistych osiągnięć – podniesienia poziomu edukacji społeczeństwa i przyspieszenia mechanizmów społecznego awansu. Ta nowa inteligencja i średnie kadry techniczne, pozbawione kulturowego zaplecza poprzednich pokoleń, zdawały się beneficjentami systemu, dlatego nawet tak uważni obserwatorzy jak Kisiel nie dostrzegali, że oto rośnie potencjał buntu wśród tych, którzy dotąd się raczej nie buntowali.
Jego zapiski z lat 70. pełne są goryczy i braku nadziei: „Hen, za Żeraniem rozpościera się nowiutka dzielnica szklanych bloków. […] W tej dzielnicy mieszka kilkadziesiąt tysięcy ludzi, robotników z pobliskich zakładów, a wszystko jeden w drugiego z pochodzenia chłopi. Patyna miejska na nich cieniutka, to pierwsze pokolenie. Czegóż od nich wymagać, jakaż ma być ich ambicja i wiedza polityczna?! Będą rosnąć w przekonaniu, że wszystko jest normalne, ich synowie i wnuki uformują społeczeństwo politycznych niewolników”. Kisiel nie wierzy, że to oni mogą dać siłę buntowi: „Przyzwyczaili się, że państwo nimi rządzi i daje im za to wszystko – gdy daje za mało, buntują się, ale na ślepo, nie politycznie, lecz czysto ekonomicznie”.
Stefan Kisielewski notował to ledwie kilka lat przed wybuchem Sierpnia, dając dowód tego, jak trudno niekiedy wyczuć ducha czasu. Gdyby jego intuicja była słuszna, czyż na czele rewolucji „Solidarności” mógłby stanąć syn chłopa z Popowa i suwnicowa ukraińskiego pochodzenia? Lata 70. były czasem, niedostrzegalnej przez wielu współczesnych, zmiany, mocno uwarunkowanej nie tylko aspiracjami materialnymi, ale również poczuciem braku sprawiedliwości społecznej i urażoną godnością. To, co rosło powoli, wybujało po niepokojach roku 1976, a szczególnie po „papieskim festiwalu” lat 1978 i 1979. A że Kisiel tego nie dostrzegł? Cóż, nawet bystry przewodnik zbłądzi czasem na manowce.
 
Artykuły z cyklu „U źródeł wolności. Polska 1980–1981” będą się ukazywały w „Przewodniku Katolickim” co miesiąc – zawsze w numerze datowanym na trzecią niedzielę miesiąca. Następny tekst – „Warchoły”. Czerwiec 1976 r. i jego następstwa – ukaże się w „Przewodniku” z datą 17 maja.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki