Logo Przewdonik Katolicki

Franciszek jak zwykle zaskakuje

Tomasz Królak
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Spośród wielu ważnych słów, jakie Franciszek wypowiedział w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, do mnie najmocniej trafiła zachęta do tego, by zachowując wierność swojej wierze, pozostawać otwartym na człowieka, który wyznaje inną religię.

"Do słynnej starożytnej maksymy «poznaj samego siebie»” – powiedział Franciszek na międzyreligijnej konferencji Abu Zabi – musimy dodać «poznaj twojego brata»: jego historię, jego kulturę i wiarę, ponieważ nie ma prawdziwego poznania siebie bez drugiego. Jako ludzie, a tym bardziej jako bracia, przypomnijmy sobie nawzajem, że nic z tego, co ludzkie, nie może pozostać dla nas obce”.
Ta zachęta jest czymś oczywistym w kraju takim jak Zjednoczone Emiraty Arabskie, gdzie spotykają się emigranci zarobkowi wyznający różne religie. Ale zachęta: „poznaj swego brata” skierowana jest do wszystkich, niezależnie od tego, czy w codziennym życiu spotykają braci wyznających inną religię. Myślę więc, że jej adresatami możemy się poczuć także my, polscy katolicy, żyjący w przestrzeni religijnej monokultury. Nie mamy tu co prawda zbyt wielu okazji do kontaktów z niechrześcijanami, ale nie jest to już coś tak niezwykłego jak 20 lat temu. Warto więc wsłuchać się w papieską zachętę i „poznać swojego brata”, jeśli nie bezpośrednio, to choćby poprzez  ciekawy dokument filmowy, książkowy reportaż czy powieść osadzoną w nieznanym nam klimacie kulturowo-religijnym. To niesłychanie ważna lekcja pokory, zachęta do refleksji nad różnymi drogami do Boga i ćwiczenie, z którego czerpać można korzyści duchowe i intelektualne. Poznawanie brata innowiercy to zadanie także dla polskich katechetów, proboszczów, wiernych.
„Poznaj swojego brata” to słowa o kapitalnym znaczeniu. Nie chodzi już nawet o ich „pragmatyczny” wymiar, to znaczy o to, że już samo szczere pragnienie „poznania brata” mogłoby wpłynąć na osłabienie napięć, jakie rodzą się pomiędzy ludźmi tylko z powodu wyznawania innej religii. Uważam, że droga, jaką proponuje wszystkim religiom Franciszek (w ślad za Janem Pawłem II, posoborowym prekursorem dialogu międzyreligijnego) ma także znaczenie „wewnętrzne”. Mianowicie: idąc tropem ostatnich papieży, chcąc nie chcąc musimy dojść do punktu, w którym patrzymy na własną religię, na świat, na tajemnicę człowieka oczyma tego drugiego: żyda, muzułmanina, hinduisty. To właśnie, jak sadzę, ma na myśli Franciszek, gdy przekonuje: „nie ma prawdziwego poznania siebie bez drugiego”.
Wzbudzając wśród ludzi wszystkich religii wzajemne zainteresowanie, otwierając je na siebie, papież niejako mimochodem zachęcił także niejednego żyda, muzułmanina czy hinduistę do głębszego wniknięcia w ich własną religijność i tożsamość. Nadał też intensywniejszy wyraz pytaniom o ich  indywidualną drogę do Boga. Byłby to zatem cenny, może zbawienny wręcz, „bonus”, „wartość dodana” w dziele papieskiego dialogu z innymi religiami. Jest to niewątpliwie szansa dla ludzi wszystkich religii. A także wielki dar papieży dla wszystkich ludzi poważnie traktujących swoją religijność.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki