Słowa i gesty towarzyszące spotkaniom Jana Pawła II z innymi religiami stanowiły niewątpliwy fenomen jego pontyfikatu. To także testament, który winny podejmować kolejne pokolenia chrześcijan, a 10. rocznica śmierci papieża Wojtyły jest doskonałą okazją, by sobie to na nowo uświadomić.
Fakty
Jan Paweł II był pierwszym w dziejach papieżem, który tak otwarcie i przyjaźnie mówił o wyznawcach innych religii. Dawał temu wyraz, spotykając się wiele razy z ich przedstawicielami – przyjmując ich w Watykanie, jak i podczas zagranicznych podróży. Swoją postawą zaskarbił sobie ich autentyczną sympatię, szacunek i podziw. Międzyreligijne spotkanie modlitewne w Asyżu, 27 października 1986 r., już w chwili jego trwania zostało uznane przez cały świat za historyczne.
Pontyfikat Wojtyły oznaczał otwarcie zupełnie nowego rozdziału w relacjach z judaizmem. Jan Paweł II już na początku przypomniał, że „kto spotyka Jezusa, spotyka judaizm”. Był pierwszym w dziejach papieżem, który przekroczył próg synagogi – miało to miejsce w Rzymie, 13 kwietnia 1986 r. To wówczas wypowiedział zdanie, które – obok „nie lękajcie się!” – stało się jedną z najczęściej cytowanych fraz papieża Wojtyły: „Jesteście naszymi umiłowanymi braćmi i – można powiedzieć – naszymi starszymi braćmi”. Także dla nawiązania przyjaznych relacji chrześcijaństwa z islamem uczynił, co przyznają również sami muzułmanie, więcej aniżeli którykolwiek z jego poprzedników. Był pierwszym papieżem, który odwiedził meczet. Podczas wizyty w Syrii, 6 maja 2001 r., przekroczył próg słynnego Wielkiego Meczetu Umajjadów w Damaszku. Angażując się w dialog z muzułmanami, otwarcie wyrażał także zastrzeżenia wobec przejawów islamskiej nietolerancji widocznej w krajach, gdzie do głosu dochodzą fundamentaliści. „Wolność religijna była rozumiana jako wolność narzucania «prawdziwej religii» wszystkim obywatelom. Sytuacja chrześcijan w takich krajach bywa nieraz wręcz dramatyczna” – przyznawał w książce Przekroczyć próg nadziei.
Określenie „dialog międzyreligijny” dla papieża Wojtyły wychodziło poza kontekst religii monoteistycznych. Znamienną deklarację wygłosił w 1986 r. w Indiach: „Dzisiejszy świat odczuwa potrzebę współdziałania wszystkich religii dla dobra ludzkości, czynić zaś to należy w perspektywie duchowości człowieka. Zebraliśmy się tu dzisiaj – hindusi, muzułmanie, sikhowie, buddyści, dżainiści, parsowie i chrześcijanie – w duchu braterskiej miłości, aby potwierdzić to naszą obecnością”.
Konsekwentnie odwoływał się do stwierdzenia Soboru, że Kościół katolicki uznaje wszystko, co w innych religiach „prawdziwe jest i święte”. Był przekonany, że realizacja tej myśli może być jedną z głównych dróg do pokoju, że „przyszłość świata zależy od różnych kultur i od dialogu międzyreligijnego”. Nie przestawał przy tym przypominać chrześcijanom o ich odpowiedzialności za dzieło misji i obowiązku Kościoła, by „bez wahania głosić Jezusa Chrystusa, który jest «drogą, prawdą i życiem»”.
Fenomen
Z czego właściwie mógł wynikać ten fenomen papieskiego przywiązania do dialogu z innymi religiami; do wyjątkowej, niespotykanej w dziejach, duchowej empatii głowy Kościoła katolickiego z tymi, którzy wędrują do Boga innymi drogami? W Odzie na osiemdziesiąte urodziny Jana Pawła II Czesław Miłosz pisał: „(…) Uczyłeś nadziei: / Bo tylko Chrystus jest panem historii. / Cudzoziemcy nie zgadli, skąd ukryta siła / U kleryka z Wadowic”. Skąd zatem ta siła? Można powiedzieć, że czerpał ją z nauczania Soboru Watykańskiego II, zwłaszcza zaś deklaracji Nostra aetate, która mówiła o szacunku Kościoła dla tego, co w innych religiach „prawdziwe jest i święte”.
Jednak Sobór to nie wszystko. Ostatecznie, od Nostra aetate upłynęło ponad 20 lat, ale to dopiero papież Wojtyła, wymyślając spotkanie w
Asyżu, poszedł drogą, którą przed nim nie szedł nikt, ba, chyba sobie nawet nikt nie wyobrażał. To Jan Paweł II wziął na siebie praktyczną realizację wskazań Kościoła w dziedzinie dialogu z religiami. Warto wspomnieć, że kiedy wystąpił z ideą spotkania w Asyżu, u części watykańskich hierarchów jego pomysł wywołał opór. Obawiano się, że taka pionierska w dziejach Kościoła i świata inicjatywa może wywołać zamieszanie u wiernych, poprzez – jak uważano – pomniejszenie wyjątkowej roli Kościoła katolickiego w dziele zbawienia. Echo tych krytyk słychać w swoistej odpowiedzi, sformułowanej w encyklice Redemptoris missio: „Spotkanie międzyreligijne w Asyżu, wyłączając wszelką niejednoznaczną jego interpretację, było wyrazem mojego przekonania, że każdą autentyczną modlitwę wzbudza Duch Święty, tajemniczo obecny w sercu każdego człowieka”. Niezależnie od nauki Soboru, determinacja, z jaką papież Wojtyła wychodził na spotkania z innymi religiami, wynikała też z osobistych predyspozycji Karola Wojtyły, z wewnętrznej „konstytucji” filozofa-personalisty i jego przekonania, że „każdy jest osobą jedyną i niepowtarzalną”, co – jak pisał – „jest dla kapłana, duszpasterza bardzo ważne”.
Herbert w jednym z wierszy pisał w ten sposób: „Pozwól o Panie (…) / żebym rozumiał innych ludzi inne języki inne cierpienia / a nade wszystko żebym był pokorny to znaczy ten który / pragnie źródła”. Czyż papież-pielgrzym nie mógłby powtórzyć słów ułożonej przez Zbigniewa Herberta Modlitwy Pana Cogito – podróżnika? Dla Jana Pawła II każdy człowiek był światem samym w sobie. Zafascynowany jego tajemnicą, potrafił bez słów otworzyć absolutnie każdego.
Szczególnie znamienne wydaje mi się tu wyznanie, jakim obdarował mnie swego czasu prezydent Czechosłowacji (później Republiki Czeskiej) Vaclav Havel: „Widziałem się z papieżem po raz pierwszy w kwietniu 1990 r., kiedy przyjechał tutaj z pielgrzymką. Nagle uświadomiłem sobie, że się przed nim spowiadam, choć nie mam zwyczaju chodzić do spowiedzi, nie jestem bowiem praktykującym katolikiem. Nagle po kilku minutach, odczułem taką potrzebę. Z osoby papieża emanuje bowiem ogromne pragnienie zrozumienia drugiego człowieka”.
Wyzwania
W porównaniu z realiami, w jakich żyły minione pokolenia, także współczesny chrześcijanin traci swego rodzaju oczywistość wyznawania własnej religii, zyskując jednocześnie szansę skonfrontowania własnego doświadczenia z wiarą innych. Takie spotkanie może, i powinno, stanowić okazję do wzbogacenia serca i rozumu. Wierzę, że tę szansę dostrzegają katolicy, ale też wielu niechrześcijan; że papież zachęcił także niejednego żyda, muzułmanina czy hinduistę do głębszego wniknięcia w ich własną religijność i tożsamość, że nadał intensywniejszy wyraz pytaniom także o ich indywidualną drogę do Boga.
Ciekawym rysem papieskiego Listu do młodych jest zwrócenie uwagi, że także wśród wyznawców religii niechrześcijańskich od tysięcy lat spotkać można ludzi, którzy często już w młodości obierają stan ubóstwa i czystości w poszukiwaniu Absolutu. Wydaje się, że moglibyśmy dorobić się w Polsce cyklicznych, międzyreligijnych debat czy kongresów wokół wskazywanych przez Jana Pawła II i wciąż aktualnych, kluczowych wyzwań naszych czasów. Wątków jest wiele, np. tożsamość europejska, wyzwania bioetyki, ubóstwo w świecie, sytuacja rodziny. Marzą mi się takie debaty z udziałem ludzi różnych religii: kardynałów, rabinów, imamów, polityków, pisarzy, reżyserów...
Jan Paweł II budował jakąś nową świadomość naszej cywilizacji, wzmocnił przekonanie o możliwym światowym, ponadwyznaniowym bractwie ludzi religijnych – nie w sensie jakiegoś taniego synkretyzmu, rozmywającego różnice pomiędzy religiami, ale w tym jedynie, iż pokazał, że mają one pewien wspólny potencjał, do którego – zachowując wierność własnej tradycji – warto i należy się odwoływać. Papież wskazywał, że w świecie pełnym pychy, żądzy zysku i gonitwy za dobrami materialnymi tym bardziej trzeba wskazywać na zbawienną moc pokory, prostoty, ubóstwa. Warto wracać do jego słów, naśladować jego postawę wobec bliźnich: przyjazną, otwartą, ciekawą tego, co ma do powiedzenia ten drugi. Jesteśmy to winni Janowi Pawłowi. Jak pisał Czesław Miłosz: „Jesteś z nami, i odtąd zawsze będziesz z nami. (...) / Twój portret w naszym domu co dzień nam przypomni, / Co może jeden człowiek, i jak działa świętość”.