Nawet szerzej bym tę rewolucję potraktowała, bo dotyczyła ona bardziej komputera, który w moim życiu zastąpił maszynę do pisania. Owszem, też jestem cyborgiem, wciąż podłączonym do sieci, choć nie aż w takim stopniu jak pokolenie młodsze. Oto więc moja droga do życia cyborga:
Pierwsza praca w Warszawie, zaraz po studiach. Kolega w Instytucie Kultury siedzi przed komputerem, pokazuje mi kwadratową dyskietkę i mówi: tu jest moja praca magisterska. Zastanawiam się, czy ktokolwiek z czytających zrozumie moje zaskoczenie. A ja wtedy po raz pierwszy na oczy zobaczyłam dyskietkę i trudno mi było pojąć, że znajduje się na niej kilkadziesiąt stron maszynopisu.
Pierwszy laptop, z którym mam do czynienia. Też Warszawa, mieszkanie przyjaciół. Gra, która do dzisiaj nie rozumiem na czym polegała, w każdym razie chodziło o skoki narciarskie.
Drugi laptop, który pożycza znajomy, żebym dokończyła na nim pisać pracę dla Instytutu o Teatrze Klinika Lalek. Nigdy nie zapomnę strachu, że dotknę nie tego klawisza co trzeba i wszystko zniknie, a komputer wybuchnie. Metaforycznie oczywiście.
Kurs komputerowy w Poznaniu, który finansują moi rodzice. Traktuję go trochę jak okazję do wyjścia z domu, bo niedawno urodziłam dziecko i każde wyjście jest dla mnie jak wakacje, więc codziennie ubieram się w coś innego, aż instruktor patrzy na mnie podejrzliwie. Z kursu oczywiście nie wyniosłam nic, pamiętam tylko zielone literki na czarnym ekranie.
Trzeci laptop, Poznań, właściwie prezent od księdza, ówczesnego szefa „Przewodnika Katolickiego”. Wielka beżowa Toshiba. To kilkumiesięczny okres przechodzenia z pracy ręcznej na laptopową. Pierwsze teksty do gazety piszę najpierw ręcznie, potem przepisuję na laptopie, tekst zapisuję na dyskietkę, którą zanoszę do redakcji. Ktoś mi mówi o e-mailach, ale okazuje się, że ten model Toshiby jest do tego rodzaju połączeń niedostosowany.
Pierwszy kupiony komputer. Świat internetu. I co mi wtedy ta internetowa rewolucja przyniosła? Wcale nie informacje, a nowych znajomych. Otworzył się przede mną świat ludzi, którzy mieli te same zainteresowania co ja, grupowaliśmy się na forach i czatach i zaprzyjaźnialiśmy się. Z czasem internetowe znajomości przeszły w świat realny, wiele z tych osób znam do dzisiaj.
To taka bardzo osobista i sentymentalna historia życia w sieci.