Oto polski sąd odmówił wydania Szwecji Rosjanina Denisa Lisowa. To historia głośna od kilku miesięcy. Młody mężczyzna wywiózł ze Szwecji do Polski dwie córki. Fabuła jak z filmu Tato Macieja Ślesickiego – po tym jak matka zachorowała psychicznie, szwedzki sąd nie uznał ojca za godnego opiekowania się córkami. I oddał dziewczynki skądinąd muzułmańskiej rodzinie zastępczej. Ale pomińmy już nawet problem kulturowej tożsamości dzieci. Po prostu postanowił rozdzielić je z ojcem.
Polski wyrok był oskarżeniem szwedzkiego systemu, gdzie stawia się biurokratyczną inżynierię społeczną ponad więzy rodzinne – szczególnie kiedy dotyczy to cudzoziemców. Finał sprawy pokazał Polsat i – w tonie entuzjastycznym – Wiadomości TVP. Dziennikarze Jacka Kurskiego przemogli nawet wstręt wobec polskich sędziów. Bo ten wyrok jawił się jako część szerszej polityki państwa. PiS uchwalił nawet na początku swoich rządów ustawę zakazującą odbierania dzieci rodzicom z powodu samej biedy. My mamy inne zasady niż Szwecja – zwłaszcza pod tym rządem.
Co ciekawe, TVN pominął tę informację. A przecież – powtórzę – była finałem głośnej historii. Można ją było przekazać bez entuzjazmu, ba znaleźć kogoś, kto ma inne zdanie. Ale nie, lepiej ukryć kontrowersję. Bo trzeba by zauważyć, że przynajmniej część starszych od naszej, europejskich demokracji ma kłopot z rozumieniem praw dziecka i rodziny.
Taka sama cisza panuje po stronie środowisk lewicowych, także tych, które bronią dzieci przed przemocą. Bo trzeba by przyznać, że czasem to rodzina bywa przedmiotem opresji. Ale czasem dziecko jest z niej wyrywane arbitralną decyzją państwa. Te kręgi nabierały wody w usta, kiedy nieprzyjemne historie, dotyczące także polskich rodziców w starciu z państwem, napływały z sąsiadującej ze Szwecją Norwegii. Nie pojawiała się nawet zwykła ludzka empatia. Dariusz Gajewski nakręcił na ten temat film fabularny Obce niebo (akurat ze szwedzkim przykładem). I choć kładł nacisk na problem dyskryminacji osób obcych kulturowo, został przyjęty milczeniem lub pokątnym narzekaniem feministek, że godzi w skandynawski raj.
To samo dotyczyło brutalnych praktyk niemieckich jugendamtów. Owszem, są momenty, kiedy te środowiska milczenie przerywają. Kiedy niedawno dziewięciomiesięczna Blanka została zakatowana w Olecku, na łonie biologicznej rodziny, natychmiast pojawiły się oskarżenia. Że to konsekwencja owej polskiej polityki stawiania na pierwszym miejscu więzów rodzinnych. Oddano przecież dziecko, sąd oddał, na powrót narkomance.
Główną nauką z obserwowania społecznych mechanizmów jest to, że żadna zasada nie jest stuprocentowa. Że wszystko trzeba rozpatrywać indywidualnie, a ludzie chętnie wylewają dziecko (nomen omen) z kąpielą. W tym przypadku z pewnością ktoś zawiódł. Niedostatecznie dociekliwi socjalni urzędnicy? Rutyniarsko podchodzący sędzia? Rzecz nie powinna być zamieciona pod dywan. Ale tam mieliśmy do czynienia z niemowlęciem, które nie mogło się poskarżyć. Córki Lisowa mogły i jasno wyraziły swoją wolę. Wybrały ojca. Historia polskiego wyroku odrzucającego europejski nakaz aresztowania przypomina o chyba fundamentalnej rzeczy: nie ma większego bólu niż ból rodzica, któremu zabierają dzieci. Także ojca. Zgoda na taki ból to dla mnie anomalia. A mówić warto w telewizjach wszelkich o wszystkim.