Logo Przewdonik Katolicki

Polski George Floyd

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Bartkiewicz

Piszę o zdarzeniu sprzed dwóch tygodni. Kiedy będziecie to czytać, przepaść czasowa będzie jeszcze większa. Dlaczego więc „odgrzewam kotlet”? Właśnie dlatego, żebyśmy nie zapomnieli, żeby nam coś za chwilę „nie uciekło”.

W Lubinie policjanci nie byli w stanie poradzić sobie z mężczyzną pobudzonym z powodu narkotyków. 34-latek zmarł po ich interwencji, tyleż nieudolnej, co brutalnej (jedno często idzie z drugim w parze). To jego matka po nich zadzwoniła, ale potem rodzina zaczęła mnożyć oskarżenia. Nie ufałbym im mechanicznie, ale zaczęły się pojawiać wątpliwości, choćby co do momentu śmierci. Wiele wskazuje na to, że nieprzytomnego mężczyzny ani policjanci, ani ratownicy medyczni nie próbowali reanimować, że wsadzono do karetki człowieka niezdradzającego oznak życia, a do szpitala przywieziono nieżywego.
Tak podobno wynika z zeznań personelu medycznego, ale rzecznik dolnośląskiej policji twierdził co innego. Był wprowadzony w błąd czy świadomie kłamał? Policjanci z Lubina twierdzili, że nie dusili nieszczęsnego narkomana, tymczasem nagrania zdarzenia świadczą o czymś innym. Dostaliśmy nagle polskiego George’a Floyda, choć bez tematu koloru skóry. Także prokuratura zdawała się od początku uznawać wersję policji za jedyną prawdziwą. Zdarzyło się tam mnóstwo nieprawidłowości, łącznie z odbieraniem przez policjantów krewnej zmarłego komórki z jednym z filmów.
Nie przesądzam, co tu jest prawdą, a co domniemaniem. Ale gniew ludzi atakujących miejscową komendę jawił się jako autentyczny. Ja zaś boję się jednego: że kiedy minie pierwsze oburzenie i pierwsza ekscytacja newsem, cała historia się rozmyje. A nie powinna. To trzeba wyjaśnić do końca.
Historia Igora Stachowiaka zakatowanego na wrocławskiej komendzie nabrała rozgłosu, głównie z powodu głośnego nagrania. Doszło do połowicznego, ale jednak wymierzenia kar, także do dymisji przełożonych, którzy zacierali ślady. Ale czy pamiętacie, jak w roku 2019 policjant zastrzelił w Koninie młodego mężczyznę, którego próbowano zatrzymać w związku z podejrzeniem o dealowanie narkotykami na tamtejszym osiedlu? Ta sprawa umarła, choć początkowo dużo o niej pisano.
Przeraziły mnie wtedy reakcje wielu Polaków w internecie. Byli przekonani, że policjant ma prawo strzelać do każdego, kto przed nim ucieka. To nie jest prawdą – przepisy są inne. Przyzwolenie na przemoc policji jest wciąż znaczna. Chodzi przecież zwykle o ofiary z marginesu, a w każdym razie prowadzące nieakceptowany przez wielu styl życia. A zarazem nigdy dość powtarzania, że chodzi o ludzkie życie.
Oczywiście policja jest dzisiaj w cieniu dodatkowego podejrzenia – z powodu emocji politycznych. Opozycja propaguje obraz „pisowskiej Polski” jako państwa policyjnego. Nie podzielam go. Każda kolejna władza patrzyła na przewiny „swoich” policjantów przez palce. Zarazem dopiero co, podczas protestów proaborcyjnych, policja częściej bywała przedmiotem niż sprawcą napaści, a jej znieważanie stało się dla pewnych środowisk normą. Ale też nie mając pewności, czy może na nich w pełni liczyć, obecnie rządzący mogą próbować pozyskiwać mundurowych pobłażliwością. To paradoksalna druga strona zjawiska antypolicyjnej kampanii.
Oczywiście aktualne są i inne patologie. Źle pojmowana korporacyjna solidarność policjantów i prokuratorów. I niski poziom przeszkolenia funkcjonariuszy, którzy maskują swą nieudolność przemocą. Nie powinniśmy na to przyzwalać. Będę wracał do historii z Lubina i pytał – nie tylko za tydzień, dwa – jaki jest jej finał. To nasz obowiązek, jeżeli chcemy się uważać za ludzi cywilizowanych.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki