Piszę o wszystkim „podobno”, bo mamy do czynienia z paradoksem. Policja w godzinę po zdarzeniu orzekła, że policjant zachował się prawidłowo. Na jakiej podstawie, nie wiadomo, skoro sam strzelający do dziś nie zeznawał, jego kolega z patroli i dwaj piętnastolatkowie, którzy stali z zabitym przed pojawieniem się policji, zdarzenia nie widzieli. Sączy się w społeczeństwo pewne informacje (nożyczki i biały proszek znalezione przy ofierze strzału), za to innych nie podaje. Jesteśmy skazani na domysły. W warunkach Konina to okoliczność tragiczna, skoro z powodu oskarżeń policji o mord doszło tam do zamieszek.
Śledzę internetową debatę i jestem przerażony. Przeciętny Polak jest przekonany, że jeśli ktoś zacznie uciekać, policjant ma prawo do niego strzelać. Tak nie jest. Prawo ściśle określa takie sytuacje. Jest to albo atak na nich, albo podejrzenie, że uciekinier popełnił jedno z kilku najpoważniejszych przestępstw. Nawet jeśli założyć, że tamten patrol podejrzewał ofiarę i dwóch piętnastolatków o transakcję białym proszkiem, nie dawało to prawa do celowania w człowieka. Chyba, powtórzę, że ten chciałby zrobić krzywdę policjantowi. Ale pomimo wieści o nożyczkach nikt tej wersji nie uprawdopodobnił.
To że Polacy nie wiedzą, jakie są ich prawa, a jakie policjantów, to po trosze wina ludzi odpowiadających za społeczną komunikację. Więc także mediów, także być może moja. Straszniejsze jest co innego. Kiedy przychodzi do rozmowy o tym, przeważają głosy przyzwalające na taki stan rzeczy. Skoro uciekał, łamał prawo. Skoro łamał prawo, to trzeba strzelać do niego.
Takie postawy są częstsze niestety po prawej, więc generalnie mojej stronie. Jedni z założenia popierają „silną policję”. Inni okraszają to amerykańskimi przykładami i wzorcami. A przecież zatarcie różnicy między dilerem czy drobnym złodziejaszkiem (czego też w tym przypadku nie udowodniono, podobno sprzedawał chłopcom atomizer do e-papierosa) to dowód totalnej znieczulicy moralnej. Lekceważenie ludzkiego życia tym bardziej.
Oczywiście można szukać różnych objaśnień. Także takich, że w niektórych rejonach policja jest bezradna, a prawo nie działa. Że ludzie są przerażeni nowymi zjawiskami cywilizacyjnymi, choćby powszechną obecnością narkotykowych dilerów. Ja to wszystko rozumiem. A jednak nie mogę się pogodzić z łatwością, z jaką szacowni obywatele gotowi są przyzwalać na cudzą śmierć. Śmierć bynajmniej nie mordercy czy wielkiego zbrodniarza. A przecież nawet oni pozostają ludźmi.
Kręgi liberalne i lewicowe traktują z kolei policję nieufnie. Ale nawet one nie będą gorliwe w żądaniu wyjaśnienia, co stało się na zwyczajnym konińskim osiedlu. To za daleko. W historię z zakatowaniem Igora Stachowiaka na wrocławskiej komendzie można było przynajmniej umoczyć szefa tamtejszej policji, a nawet wiceministra. Tu mamy do czynienia z lokalnym „incydentem”, mechanizmami starymi jak świat, które nie dotyczą ludzi z naszej sfery. Zginął jakiś blokers.
Otóż ja jestem gotów tę historię upolitycznić. Nie twierdzeniem, że winien jest PiS, bo to absurd. Ale żądaniem, aby pisowski rząd sprawę wyjaśnił. Na razie więcej mamy symptomów zamiatania pod dywan przez samą policję. Plotki sugerujące, że zginął diler atakujący policjanta nożyczkami, to medialna osłona dla tych wysiłków. A za kilka dni wszyscy zapomną. O tym, że kogoś zabito!