Tym razem europejscy zwolennicy „płciowego parytetu” będą mogli odetchnąć z ulgą. Dwa spośród najważniejszych stanowisk w Unii Europejskiej obejmą kobiety. Szefem Europejskiego Banku Centralnego zostanie Francuzka Christine Lagarde, a pracami Komisji Europejskiej, a więc quasi wspólnotowego rządu, kierować będzie prawdopodobnie dotychczasowa niemiecka minister obrony Ursula von der Leyen.
O ile nominacja Francuzki nie wywołała większych dyskusji, to z dużym zdziwieniem przyjęto w Brukseli tę drugą kandydaturę. Oficjalnie zaprezentował ją ustępujący z funkcji szefa Rady Europejskiej Donald Tusk, inspirowany, jak się mówi, sugestiami formułowanymi przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Stało się to w momencie kiedy, z zastrzeżeniami sporej grupy eurodeputowanych spotkała się kandydatura wywodzącego się z bawarskiej CSU Manfreda Webera. Na urząd szefa Komisji namaścił go nie kto inny jak właśnie Macron wspólnie z niemiecką kanclerz Angelą Merkel.
Zaczęło się w Brukseli
Ursula von der Leyen jest wprawdzie politykiem znanym na europejskich salonach, jednak zamieszanie, jakie powstało wraz z późnym pojawieniem się jej kandydatury, sprawia, że z objęciem przez nią urzędu trzeba będzie poczekać do głosowania, jakie w najbliższych dniach odbędzie się w nowo wybranym parlamencie europejskim. Jeśli jego wynik będzie pozytywny, to można będzie powiedzieć, że von der Leyen „wróci” do Brukseli po 61 latach.
Tu wszak przyszła na świat Ursula Albrecht, córka niemieckiego polityka, a wówczas urzędnika w siedzibie Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. Tutaj rozpoczęła naukę, którą w następnych latach kontynuowała w Niemczech, Wielkiej Brytanii i USA. Z wykształcenia jest ekonomistą i lekarzem. Jest też matką siedmiorga dzieci. Nie przeszkodziło jej to bynajmniej w stosunkowo rychłym zaangażowaniu się w życie polityczne. Jako działaczka chadecji została najpierw posłem do lokalnego parlamentu w rodzinnej Dolnej Saksonii, obejmując jednocześnie urząd ministra ds. socjalnych, kobiet, rodziny i zdrowia w tamtejszym rządzie krajowym.
Po dwóch latach przeniosła się do Berlina, przejmując w rządzie Angeli Merkel tekę ministra ds. rodziny, seniorów, kobiet i młodzieży. W następnych latach, już jako poseł do Bundestagu, kierowała resortem pracy i spraw socjalnych, a od 2013 r. stoi na czele resortu obrony. Wysokie kwalifikacje zawodowe z jednej strony i podbudowane biegłą znajomością języków obcych doświadczenie zdobyte na światowych salonach sprawiły, że wielu obserwatorów niemieckiej sceny politycznej upatrywało w niej naturalnej następczyni kanclerz Merkel. Indagowana w tej kwestii niemiecka minister obrony zwykła odpowiadać, że każde pokolenia ma swojego kanclerza, a w jej przypadku jest nim Angela Merkel.
Celem Stany Zjednoczone Europy
W trakcie swojej wieloletniej działalności politycznej Ursula von der Leyen dała się poznać m.in. jako zwolenniczka zwiększenia aktywności zawodowej kobiet. Realizacji tego celu służyć miało rozbudowywanie sieci żłobków i przedszkoli. Już jako minister ds. pracy opowiadała się za szerokim otwarciem niemieckich granic dla cudzoziemców. O ile, jak można przypuszczać, u podstaw takiego stanowiska leżały pogłębiające się braki kadrowe na niemieckim rynku pracy, o tyle w następnych latach o pozytywnym nastawieniu do obcokrajowców zadecydowały inne czynniki. W okresie masowego exodusu z ogarniętych wojną krajów Bliskiego Wschodu państwo von der Leyen przyjęli pod swój dach uchodźcę z Syrii.
Jako minister była, obok nieżyjącego już berlińskiego kard. Georga Sterzinskiego i czołowej protestanckiej biskupki Margot Kaessmann, inicjatorką podpisania tzw. Przymierza dla wychowania. Miało ono być podstawą do wychowywania dzieci i młodzieży w duchu humanistycznych wartości. Mimo że w jednym z wywiadów von der Leyen zachęcała przedstawicieli religii niechrześcijańskich do udziału w tym projekcie, to niemiecka prasa lewicowa określiła projekt mianem nowej wyprawy krzyżowej. Jako minister podjęła również, nieudaną zresztą, próbę zablokowania internetowych stron zawierających pornografię dziecięcą. Z drugiej jednak strony, deklarująca się jednoznacznie jako praktykująca ewangeliczka, ku zdziwieniu części konserwatywnego skrzydła niemieckich protestantów, w trakcie zeszłorocznej debaty na forum niemieckiego parlamentu, Ursula von den Leyen opowiedziała się jednoznacznie jako zwolenniczka małżeństw homoseksualnych.
Jako federalny minister obrony w ostatnich latach była częstym gościem w Brukseli. Celem tych podróży nie była jednak Komisja Europejska czy też jej agendy, ale siedziba główna NATO. Nie znaczy to jednak, że nie ma ona wyrobionego zdania odnośnie do kierunku, w którym powinna podążać zjednoczona Europa. Osiem lat temu w trakcie pierwszej fali greckiego kryzysu, w obliczu narastającego w szeregach jej własnego ugrupowania ówczesna minister ds. pracy wyraźnie zaprezentowała swoje credo polityczne, mówiąc: „Moim celem są Stany Zjednoczone Europa na wzór takich federacji jak: Szwajcaria, Niemcy czy USA. Aby oprzeć się globalnej konkurencji nie wystarczy już wspólna waluta. Konieczna jest unia polityczna”.
Niemiecka minister obrony ma, jak się wydaje, wyrobione zdanie na temat sytuacji w krajach sąsiedzkich. Publicznie podzieliła opinię swojej córki, która po niedawnym, kilkumiesięcznym pobycie na jednej z polskich uczelni, wyraziła przekonanie, że celowe wydaje się wspieranie zdrowego i demokratycznego oporu.
Pytania i wątpliwości
Można chyba wyrazić przekonanie, że ta absolwentka renomowanej London School of Economics będzie w stanie kompetentnie podejść do najważniejszych wyzwań stojących dziś przed Unią Europejską, takich jak: polityka handlowa, ochrona klimatu czy utrzymująca się fala migracji. Trzeba tu jednak zauważyć, że na razie urzędu tego jeszcze nie objęła i, jak to nieraz bywało, właśnie z jej własnego kraju pobrzmiewają najgłośniej słowa krytyki. Dotyczą one głównie jej działalności w resorcie obrony. Zastrzeżenia dotyczą zarówno stanu uzbrojenia, sprawności bojowej Bundeswehry, jak i rzekomego tolerowania przez ministerstwo w niektórych jednostkach upokarzających ekscesów. W Bundestagu w dalszym ciągu działa specjalna komisja mająca za cel wyjaśnienie, budzącego pewne wątpliwości, sposobu doboru prywatnych firm eksperckich, które za swoje prace otrzymują szczególnie wysokie honoraria.
Wspomniana już nagła zmiana kandydatury niemieckiej chadecji na fotel przewodniczącego Komisji Europejskiej wprowadziła w niemałą konsternację tamtejsze elity polityczne. O ile zarówno „stary” kandydat, jakim był Manfred Weber, jak i szef jego bawarskiej partii Markus Soeder przełknęli tę gorzką pigułkę, o tyle współtworząca koalicyjny rząd Angeli Merkel SPD kontestuje decyzję o kandydaturze chadeckiej minister obrony. Tym należy tłumaczyć decyzję pani kanclerz, która na posiedzeniu Rady Europejskiej wstrzymała się od głosu.
Trudno dziś przewidzieć, jak przebiegnie głosowanie dotyczące kandydatury Ursuli von der Leyen. Ona sama nie może już nic więcej zrobić. Można przypuszczać, że w oczekiwaniu na wynik głosowana uda się na konną przejażdżkę. Hippika należy bowiem od lat do jej ulubionych sposobów spędzania wolnego czasu. Chętnie pije też kawę latte macchiato.
* W momencie oddawania numeru do druku nie wiedzieliśmy jeszcze, kiedy Parlament Europejski będzie głosował nad kandydaturą Ursuli von der Leyen na stanowisko szefowej Komisji Europejskiej.