Miejsca w wiejskiej świetlicy jest niewiele. Pod oknem drewniane stoły i krzesła, część podłogi wyłożona czerwoną matą, na której właśnie kończy się trening. Dzieci wykonują ostatnie ćwiczenie: mają wbiec pod rozbujaną skakankę, a następnie skakać tak, by nie zahaczyć nogą o nadciągającą linę. Nie każdemu się to udaje. Początkowo zadanie wydaje się niewykonalne, jednak z czasem ruchy dzieci stają się coraz płynniejsze. Trening kończy się krótkim podsumowaniem, którego uczestnicy zajęć wysłuchują w seizie, czyli w tradycyjnym japońskim siadzie: tułów wyprostowany, pośladki oparte na piętach, kolana zgięte, a stopy obciągnięte. – Dobrze wam dzisiaj szło, ruchy były poprawne, teraz będziemy je udoskonalać – mówi trener Krzysztof Kaczmarek. – Pamiętajcie, by próbować. Tak jak było ze skakanką: coś co wydawało się nie do zrobienia, okazuje się proste, ale pod warunkiem, że się próbuje.
Równi na macie
Podobnie wygląda niemal każdy wtorkowy wieczór w świetlicy środowiskowej w Szreniawie. W pierwszej kolejności na matę wchodzi grupa dzieci, po nich zajęcia rozpoczynają nastolatkowie. Przez ponad godzinę ćwiczą, doskonalą ruchy, a przede wszystkim pokonują własne bariery. – Judo rozwija nie tylko fizycznie, ale też mentalnie – mówi Krzysztof Kaczmarek. – Buduje odpowiednie postawy, które później łatwo przenieść do życia prywatnego czy zawodowego – dodaje.
W projekcie biorą udział dzieci, które często pozostawione są same sobie. – Z własnego doświadczenia wiem, że takie osoby mają największą motywację – mówi trener Kaczmarek. – Dzieciaki, które mają wszystko, nie muszą się starać. Tu mamy osoby, które o to muszą walczyć. Na treningach próbuję ich uwrażliwić na to, by byli odporni na wpływ środowiska. Liczymy, że swoją motywacją przebiją rówieśników. Na macie nie ma bogatszych i biedniejszych, wszyscy są wobec sobie równi.
Motywacji im nie brakuje, zaś z każdego treningu wychodzą z przekonaniem, że czegoś dokonali. Mogło im nie wyjść w domu czy w szkole, ale na macie robią coś, w czym są dobrzy. Celem treningów jest zbudowanie w młodzieży przekonania, że nawet jeśli nie są przez wszystkich doceniani, to każdy z nich jest wartościowy.
Tu nie ma miejsca na łatwiznę
Judo ma swoje pryncypia, którymi praktycy tej dyscypliny kierują się również w życiu codziennym: ustąp, aby zwyciężyć; dobro wzajemne dla dobra ogółu oraz maksimum efektu przy założonym wysiłku.
Pierwsza z nich mówi, by nie stawiać oporu silniejszemu przeciwnikowi, bo można go pokonać, gdy mu się ustąpi. Przy wykorzystaniu odpowiedniej techniki możliwe staje się zwycięstwo. – Podobnie jest w pracy, gdy nie można pokonać konkurencji, trzeba szukać sposobów, by przy niej zarobić lub znaleźć lukę na rynku i w ten sposób zaistnieć – tłumaczy trener Kaczmarek.
Druga zasada uczy współpracy, która prowadzi do rozwoju zawodników. Może go zabraknąć, jeśli nie będą chcieli ćwiczyć ze sobą tylko dlatego, że się nie lubią. Ta postawa jest przydatna zwłaszcza w życiu zawodowym. – Szacunek do innych osób jest cenną wartością, której coraz częściej brakuje – mówi Kaczmarek. – Wzajemne działanie jest tym, co pozwala przejść trudności.
Wreszcie judo uczy ciężkiej pracy. – Każdy chciałby efektu bez wysiłku, ale uczymy, że pójście na łatwiznę jest rozwiązaniem, które na dłuższą metę się nie sprawdza. Zasada ta uczy, by nie rozglądać się na innych, tylko brać sprawy w swoje ręce – mówi trener. – Ucząc dzieci judo chcemy sprawić, by umiały one te zasady stosować w swoim życiu. Dzięki nim potrafią później radzić sobie w trudnych sytuacjach.
Pokonywanie barier
U podstaw zajęć prowadzonych przez trenera Kaczmarka stoi też terapeutyczny cel: włączać do społeczeństwa tych, którzy maja z tym problem. Pomysł, by je zorganizować, narodził się przypadkowo. Życiem kulturalnym okolicy zajmuje się Izabela Frąckowiak: opiekuje się świetlicą środowiskową oraz organizuje zajęcia dla lokalnej społeczności. W wyniku rozmów o ich problemach powstał pomysł, by zorganizować zajęcia dla najmłodszych tak, by mogły rozwijać się fizycznie, mentalnie oraz społecznie. Swoją pomoc zaoferował Kaczmarek, który od dzieciństwa trenuje judo, z krótką przerwą na studia i pracę. – Na zajęcia przychodzą dzieci, które nigdy by się na to nie zdecydowały lub nikt by ich tutaj nie przyprowadził – opowiada. – Celem jest nie tylko włączenie do społeczeństwa, ale też zachęcenie tych dzieci do aktywności i pomoc im w nabraniu pewności siebie. Mechanizm jest prosty: mają lęki, muszą przełamywać proste bariery. Gdy to zrobią, potrafią wykonać ćwiczenie, za które dostają pochwały, a później już sami zaczynają się napędzać – dopowiada.
– Zajęcia rozpoczęliśmy stosunkowo niedawno, bo w październiku z młodszą grupą, ale już dzisiaj widzimy pierwsze efekty – mówi Izabela Frąckowiak. – Uczestnicy zajęć wywodzą się z lokalnego środowiska. Widzimy, że jest w nich motywacja: systematycznie przychodzą, dopytują o zajęcia i wykazują się zaangażowaniem. Budują poczucie własnej wartości, stawiają sobie cele. Wychodzą stąd umęczeni, wypoceni, ale ciągle pełni energii.
Nie wszystko podane na tacy
W świetlicy nie ma wszystkiego. Brakuje odpowiedniego sprzętu, często jest on kompletowany przez trenera lub darczyńców. Dzieci ćwiczą w przykrótkich judogach lub w zwykłych koszulkach, jednak wcale im to nie przeszkadza. – W ten sposób uczymy dzieci, by nie dramatyzowały i nie szukały przeszkód w życiu, ale koncentrowały się na pozytywach – opowiada Kaczmarek. – Nie lamentujemy z powodu wyszczerbionych stołów, ale cieszymy się ze wszystkiego, co tutaj mamy. Tak samo, jeśli ktoś ma za krótką judogę i nie jest w stanie zrobić jednego ćwiczenia, to bez problemów może wykonać inne.
Trener nie chce, by zawodnicy mieli wszystko podane na tacy. Mają się uczyć szacunku również do przedmiotów, z którymi pracują. Gdy zawodnik wchodzi na matę, musi się ukłonić. Jest to wyrażenie szacunku dla miejsca, na którym się poświęca i trenuje, by stać się lepszym. Taka postawa wywodzi się z kultury japońskiej, która nakazuje szacunek nie tylko do innych osób, ale też miejsca i przedmiotu pracy. – Chłopcy są wytrwali i przeszli pierwszą próbę. Ubrali się w za małe ubrania i wykonywali w nich ćwiczenia. To pierwsza selekcja, bo niektórzy by się zniechęcili. Po pewnym czasie przychodzi moment, gdy chcemy dowartościować ich postawę, ale nie mamy potrzebnych do tego środków – dodaje.
Marzenia
Zajęcia przynoszą pierwsze efekty. Niedawno 9-letni uczestnik treningów pojechał na ogólnopolskie zawody – autokarem, żeby integrować się z innymi. Na oczach swojego taty stoczył tam siedem walk, jednak… wszystkie przegrał. Mimo to nie zniechęcał się, mało tego – z każdą kolejną robił postępy i stosował wskazówki trenera. Zapisał się też na letni obóz na Podhalu, na który pojedzie z 70 osobami, których nie zna. Będzie mógł liczyć tylko na pomoc swojego trenera. – Przemiana nie następuje natychmiast i nie jest widoczna od razu, potrzeba do tego wytrwałości i pracy, a ten chłopak się nimi wykazuje – dodaje Kaczmarek.
Trener ma dwa marzenia. Pierwsze to coraz częstsze wyjazdy jego podopiecznych na zawody, zwłaszcza tych, którzy będą wytrwale trenować. – Mam nadzieję, że pojadą na takie zawody, nawet w pocerowanej judodze, i nie dadzą się pokonać – opowiada. – Wtedy faktycznie oliwa będzie sprawiedliwa, bo od ciężkiej pracy będzie zależeć wygrana.
Drugie marzenie związane jest z igrzyskami olimpijskimi. Trener liczy, że kiedyś pojedzie na nie jakiś zawodnik rozpoczynający karierę właśnie w tym skromnym miejscu. – Po zdobyciu medalu mógłby powiedzieć, że osiągnął ten sukces, bo ciężko trenował w wiejskiej świetlicy, gdzie ćwiczył w judodze po trenerze sprzed 30 lat. Chodzi o to, by być pożytecznym i komuś pomóc, bo pomaganie jest dobre. W ten sposób można w kimś rozbudzić pasję – wyjaśnia Kaczmarek.