Logo Przewdonik Katolicki

Smutny początek nowej epoki

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Książek

Trzeciomajowa impreza na Uniwersytecie Warszawskim, na której występował Donald Tusk a przed nim szef liberalnego magazynu „Liberté!” Leszek Jażdżewski, powinna być dla katolików w Polsce dniem symbolicznym. Oto w wielu ostatnich miesiącach ostry, antyklerykalny i antykościelny język z marginesu przesuwał się do mainstreamu.

Teraz jednak po raz pierwszy wszedł do poważnych debat politycznych. Bo, że o Kościele wulgarnym językiem w latach 90. pisało pismo Jerzego Urbana „Nie” jakoś się zdążyliśmy przyzwyczaić. Było to jednak ekstremum, a wszyscy aspirujący do dobrego wychowania ludzie czymś takim się brzydzili. W ostatnich latach widać jednak, że ten język zaczął przechodzić do kultury masowej czy zwykłych dyskusji. Któż z nas nie czytał zaskoczony w mediach społecznościowych swoich znajomych, którzy nieoczekiwanie pisali o księżach czy Kościele knajackim językiem? Któż nie zauważył, jak w mediach niechętni Kościołowi publicyści używali coraz to mocniejszego języka? Właściwie wszyscy przeszli do porządku dziennego nad tym, że przerysowane przedstawianie Kościoła w filmie Kler stało się de facto obowiązującym językiem, jakiego używa się do opisu polskiego duchowieństwa. Polityczna poprawność sprawiała jednak, że politycy pilnowali tego, co mówili. Owszem, był kiedyś Janusz Palikot, ale pełnił rolę błazna.
Owszem, ustawę przeciw Kościołowi zgłosiła Barbara Nowacka, ale argumentowała to poszanowaniem dla konstytucji, rozdziałem Kościoła i państwa itp. Owszem, Robert Biedroń chciał opodatkować tacę i z progresywnego antyklerykalizmu chciał uczynić polityczny wehikuł.
Jednak 3 maja organizator imprezy, na której gwiazdą był Donald Tusk, niekryjący się z politycznymi ambicjami Leszek Jażdżewski w wystąpieniu na Uniwersytecie Warszawskim wprowadził do poważnej debaty politycznej – poważnej, bo legitymizowanej przez obecność Tuska – język pełen nienawiści i pogardy wobec osób wierzących. I zupełnie drugorzędne znaczenie ma to, czy Jażdżewski uzgadniał z byłym polskim premierem i obecnym szefem Rady Europejskiej treść swojego wystąpienia, nie ma teraz znaczenia czy była to celowa taktyka obliczona na uszczknięcie przez Koalicję Europejską głosów Wiośnie Roberta Biedronia, to wszystko teraz nieistotne. Istotne jest to, że przekroczono w Polsce kolejną granicę niechęci, wrogości czy wręcz nienawiści do Kościoła. Człowiek, który na ustach ma ideały wolności i równości, de facto odmówił Kościołowi prawa do normalnego funkcjonowania w naszym kraju.
I Kościół – zarówno ten hierarchiczny, jak też i wszyscy wierni, muszą wyciągnąć z tego wnioski. Pierwszy zaś wniosek jest taki, że żyjemy już w zupełnie innym społeczeństwie, niż nam się jeszcze kilka lat temu wydawało. Coraz więcej będzie w naszym kraju osób, dla których – jak dla Jażdżewskiego – Kościół będzie symbolem wszystkiego co złe, dla których Kościół będzie głównym wrogiem również politycznym. A takie podejście nie będzie już fanaberią czy jakimś politycznym ekstremum, lecz wkrótce stanie się niemal powszechnie akceptowalnym daniem oferowanym w politycznym menu, które dostawać będą do wyboru Polacy. A to oznacza, że idzie czas zupełnie nowych sporów i zupełnie nowych wyznań. Pytanie, na ile jesteśmy wszyscy na to gotowi.  

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki