W efekcie nikomu nie zależy naprawdę już na dobru polskiego systemu edukacji, na dobru dzieci, które ma on kształcić i wychowywać, pierwszorzędne jest jak zawsze to, by dowalić przeciwnikowi.
W dodatku to już nie pierwszy raz, jak ważna społecznie kwestia staje się przedmiotem politycznego sporu – tak samo było chociażby z protestem rodzin osób niepełnosprawnych, które rok temu okupowały budynek Sejmu. Przeciwnicy PiS nagle okazali się niezwykle empatyczni i los rodzin zajmujących się osobami z niepełnosprawnościami stał się dla nich tematem numer jeden. Że chodziło wyłącznie o politykę, można się przekonać dziś, gdy o ich postulatach po kilkunastu miesiącach nie pamięta nikt. Bo dziś nie można przy pomocy niepełnosprawnych uderzyć w rząd. Ale też rok temu PiS, który przekonywał, że dzięki walce z mafiami VAT-owskimi udało mu się zaoszczędzić góry pieniędzy, nagle przestał być empatyczny, jeśli chodzi o protestujące rodziny niepełnosprawnych. Zarówno partia, która uznała się za tego, kto realizuje w praktyce ideały polityki solidarności społecznej, jak i ci, którzy wspierają to ugrupowanie, twierdząc, że jako pierwsze po 1989 zaczęło ono myśleć o słabych, nie zaś o silnych, jakoś w przypadku niepełnosprawnych stracili naraz swoją wrażliwość.
Problem jednak w tym, że efekty tego zjawiska mogą być w przyszłości opłakane. System edukacji to niezwykle wrażliwy mechanizm, który wymaga myślenia w perspektywie znacznie dłuższej niż jedna, a nawet dwie kadencje. Do szkoły chodzą wszak dzieci nie tylko zwolenników aktualnej władzy, ale wszystkie – bez względu na poglądy ich rodziców. Szkoła powinna ich nauczyć myślenia, dać im podstawową wiedzę o świecie, pokazać podstawy polskiej kultury – i to pokazuje, jak wielka jest stawka dyskusji o edukacji. Lecz dziś znacznie ważniejsze jest, kto kogo: PiS opozycję czy opozycja PiS. Sprawy merytoryczne przestają się już w ogóle liczyć, liczy się wyłącznie, kto kogo.
Kłopot jednak w tym, że im dłużej taki stan się będzie utrzymywał, tym więcej spraw będzie mielonych w ten sam sposób. A my, Polacy, wspólnota narodowa, będziemy zatracali zdolność do rozmowy o tym, co dla nas najważniejsze. I nie chodzi tu o żadne mityczne narodowe pojednanie, o jedność. Nie, nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy się spierali o system edukacji, o to, jak powinny wyglądać szkoły, ile powinni zarabiać nauczyciele. Dziś szkoła, nauczyciele i uczniowie stają się jedynie tego sporu zakładnikiem. Przydałby się wszakże w tej sprawie jeszcze jasny głos Kościoła.