W czasie głębokiego kryzysu polskiej edukacji zdobywa Pani tytuł Nauczyciela Roku. Jest satysfakcja czy jednak czuje Pani cień goryczy?
– Zawsze jestem i byłam obok tego całego zgiełku. Mam świadomość, że nasza edukacja przechodzi ogromne perturbacje, a ostatnia reforma tylko pogłębiła tę sytuację. Nie zmienia to faktu, że wkładam w pracę całe serce. Pomyślałam, że przez 23 lata aktywności zawodowej nazbierało się tyle ciekawych inicjatyw, które przygotowywałam, że warto o nich opowiedzieć. Z założeń konkursu wynikało, że szukają nauczycieli, którzy nie tylko mają oczywiste sukcesy, ale też takie, których w prosty sposób nie można zmierzyć. Zobaczyłam w tym szansę, by pokazać, że sukcesy uczniów i nauczycieli szkół specjalnych może nie są spektakularne, nie mamy chociażby olimpijczyków, ale są wypracowane dużym nakładem sił. A dobierając odpowiednie narzędzia, możemy sprawić, że te sukcesy w końcu będą widoczne.
Ten tytuł przyznawany jest od 17 lat. Pierwszy raz w historii konkursu nagrodę zdobywa nauczyciel ze szkoły specjalnej. Odczuwa Pani marginalizację szkolnictwa specjalnego w Polsce?
– Jeśli coś jest w mniejszości, to uważamy, że nie musimy o tym mówić. W przypadku szkół specjalnych działa ten mechanizm, bo rzeczywiście jest ich dużo mniej. Nie ma co ukrywać: specyfika tych szkół, nierozumienie niepełnosprawności i postrzeganie dzieci sprawia, że jesteśmy marginalizowani. Nawet państwowe instytucje zajmujące się edukacją bardzo rzadko mają w ofercie konkursy, do których mogą się włączyć szkoły specjalne. Doświadczyliśmy tego, gdy zgłosiliśmy się do jednego z nich. Zrobiliśmy przepiękny projekt – i okazało się, że komisja była w kropce, bo nie przewidziano, że w konkursie może wziąć udział szkoła specjalna i na tak wysokim poziomie się zaprezentować. Nie wiedzieli, jak nas sklasyfikować. Ostatecznie dostaliśmy nagrodę specjalną, wygraliśmy sprzęt multimedialny dla szkoły. To pokazało mi, że trzeba szerzyć informacje o tym, że dzieci ze szkół specjalnych także potrafią wiele i wiele mogą osiągnąć.
Szkoła specjalna już przez swoją nazwę pokazuje, że jest w niej coś niezwykłego. Zamiast jednak szukać tej niezwykłości, często myślimy o dzieciach uczących się tam, że z jakiegoś powodu są gorsze.
– Zawsze mówię, że nie zamieniłabym pracy w szkole specjalnej na żadną inną. Ilość wdzięczności i ciepła, które dostajemy od naszych uczniów, jest nieporównywalna z niczym innym. Nie zastąpią tego żadne inne emocje, które otrzymują nauczyciele pracujący z dziećmi w szkołach ogólnodostępnych. Nie chcę deprecjonować relacji nauczyciela z uczniem w szkole powszechnej, ale radość i wdzięczność za każdą rzecz, którą się robi, jest u nas olbrzymia. Nasi uczniowie są bezpośredni, niczego nie udają. Często przychodzą, aby się po prostu przytulić, jeśli nie mówią, pokazują gestem, że są zadowoleni. To wszystko sprawia, że chce się tam pracować i zapomina się o innych trudach. To są naprawdę dzieci, z którymi można dużo zdziałać, jeśli tylko da się im wsparcie i okaże szacunek. One są bardzo wyczulone na wszelkie przejawy dyskryminacji i niesprawiedliwości. Mają jakiś dodatkowy zmysł, którym oceniają nauczyciela. Jeśli stwierdzą, że jest ich sprzymierzeńcem, jest sprawiedliwy i uczciwy, a do tego ma wiele pokory, zarówno do pracy w szkole, jak i do życia, to dzieciaki są już ,,kupione” w 90 procentach, można z nimi wtedy góry przenosić. To jest punkt wyjścia do osiągania sukcesów.
W społeczeństwie jednak obraz dziecka z niepełnosprawnością jako tego, które osiąga sukcesy, nie jest dość popularny.
– Nie wszyscy mają świadomość potrzeb osób z niepełnosprawnością intelektualną. Ludzie często kierują się stereotypami, uważając, że dziecko niepełnosprawne pochodzi z dysfunkcyjnej rodziny i nic nie potrafi. O szkołach specjalnych mówi się, że to przechowalnie dzieci niepełnosprawnych, którym niepotrzebna jest prawdziwa edukacja, bo i tak niczego się nie nauczą. I tutaj zaczyna się nasza rola pedagogów specjalnych, nauczycieli, rodziców, żeby o te dzieci zawalczyć, zadziałać pozytywnym przykładem, żeby odczarować trochę ten mit. Ciągłym grzmieniem, krzyczeniem, bulwersowaniem się na opinię społeczną nic nie zdziałamy. Bardziej zadziała pozytywny przekaz tego, co robimy. Mam nadzieję, że tytuł Nauczyciela Roku pomoże mi jako pedagogowi specjalnemu promować szkolnictwo specjalne, ale też umiejętności tych uczniów. Chciałabym, żeby osoby z niepełnosprawnością intelektualną pokazywane były także przez pryzmat swoich osiągnięć, oczywiście na miarę swoich możliwości.
Osiągnęła Pani zawodowy sukces, ma Pani świetny kontakt z dziećmi. Miała Pani chwile kryzysu, zwątpienia?
– Parę lat temu przechodziłam spory kryzys zawodowy. To się zdarza – po jakimś czasie pracy, jeśli mamy trudniejsze dzieci w szkole albo gdy są trudniejsze dni, dopada nas zniechęcenie, zwątpienie, może i żal, że mimo usilnych starań nie możemy nic uzyskać, np. dodatkowych środków, żeby coś kupić albo zorganizować jakieś przedsięwzięcie – i to czasem przytłacza. Zmienność naszych aktywności albo przekwalifikowanie wiodącego profilu pracy powoduje, że na nowo łapiemy wiatr w żagle. Dla mnie takim nowym powiewem było to, że zaczęłam rozwijać się w nowej dziedzinie, jaką są nowoczesne technologie. Zaczęłam poznawać tajniki robotyki i wdrażać je w mojej szkole. W końcu przyszedł sukces. Zauważyły nas nowe firmy, które dostrzegły w nas potencjał. Dostaliśmy za darmo roboty, mapki do edukacji, klocki multimedialne. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że mogę jeszcze wiele ciekawych rzeczy zrobić. Od tego czasu podejmuję mnóstwo aktywności, założyłam też firmę, prowadzę szkolenia dla nauczycieli, zostałam ekspertem do spraw awansu zawodowego nauczyciela.
Wiem, że mam cechy lidera i nauczyciela, który zapala i inicjuje, bo pomysłów w mojej głowie rodzi się mnóstwo. Jednak gdyby nie ci, którzy współpracują ze mną, wspierają, inspirują, nie byłoby tych sukcesów. W szkole nigdy nie działa się w pojedynkę.
Kwietniowy strajk pokazał, jak nauczyciele postrzegani są w naszym społeczeństwie. Nie wygląda to najlepiej. Jak odbiera Pani publiczną debatę o zawodzie nauczyciela?
– Bardzo przykre są wypowiedzi, które czasami słyszę: przecież wybierając studia, wiedziałaś ile zarabiają nauczyciele. Moim zdaniem nigdy nie było tak, żeby nauczyciel, biorąc pod uwagę średnią krajową zarabiał tak mało. Deprecjonuje się też naszą wartość, podważa autorytet, nasze umiejętności i kompetencje. Bardziej od niskiej płacy bolą te dodatkowe rzeczy, które nie pomagają w kształtowaniu właściwego wizerunku nauczyciela. Rodzice nie zdają sobie sprawy, że krzywdzą swoje dzieci, obrażając nauczycieli, wyśmiewając ich. To będzie miało swoje konsekwencje w przyszłości. Gdy moja córka wracała ze szkoły, mówiła różne rzeczy na temat nauczycieli i tego, co się dzieje w szkole. Zawsze starałam się wyważać tę atmosferę, nigdy nie powiedziałam złego słowa o nauczycielach. Nie chodzi o to, żeby ich idealizować. Nie chodzi także o to, aby nauczyciele rezygnowali z pracy, tylko żeby dać im poczucie wsparcia. Wiele pewnie musi się zmienić. Pomocne byłoby odwrócenie polityki rządu od powszechnej nagonki na nauczycieli, zmiana postrzegania nauczycieli przez rodziców. My nauczyciele musimy pokazać, jak wygląda polska szkoła i jak wiele fajnych rzeczy robimy.
Brałam udział w strajku. Strajkowałam nie przeciwko komukolwiek, ale za tym, żeby w naszym zawodzie nastąpiła stabilizacja, aby nasz trud został zauważony. Jednak nie podobało mi się to, co się zadziało podczas strajku. Przekaz był tylko negatywny: jak trudno jest być nauczycielem, mało się zarabia, jak ciężka to praca. Właściwie nie było słychać ani od nauczycieli, ani od związków zawodowych, jak odpowiedzialny to zawód, jak wspaniały, który kształtuje młodych ludzi i ile świetnych rzeczy jako nauczyciele robimy. Szkoda, bo przez pozytywny obraz i przekaz naszej pracy może więcej by się zdziałało niż przez narzekanie i odpieranie nagonek i hejtów.
ZYTA CZECHOWSKA
Zdobywczyni tytułu Nauczyciel Roku 2019, nauczycielka matematyki i pedagożka specjalna w Zespole Szkół Specjalnych w Kowanówku