Logo Przewdonik Katolicki

Emerytura, czyli początek nowego

Weronika Frąckiewicz
fot. Agnieszka Sozańska

Życie emeryta często nie jest usłane różami: problemy zdrowotne, niskie świadczenia, zmaganie się z instytucjonalnymi barierami. Jednak ogólny kształt naszego funkcjonowania na emeryturze nie jest jednorazowym wyborem, decyzją chwili. Jest korzystaniem z kapitału, który gromadzimy przez całe życie.

Słysząc słowo „emeryt”, przed oczyma często mamy obraz starszej pani z siwym koczkiem i w nieforemnym płaszczyku, wychudzonej lub z lekką nadwagą, otoczonej gromadką wnucząt tudzież poczciwego staruszka zatopionego w lekturze na bujanym fotelu. – Wiedza społeczeństwa o emerytach i ludziach starszych jest mocno oparta na stereotypach – przyznaje prof. Anna Kotlarska-Michalska, socjolog z UAM w Poznaniu. – Jeśli ta wiedza będzie podsycana przez dosyć pejoratywne i negatywne prognozy, że za kilka lat zaleje nas fala emerytów, zaczną być oni traktowani jako balast. Ich pozycja w dużym stopniu będzie zależała od tego, jak będą przedstawiani opinii publicznej – kontynuuje.
 
Szkoda czasu na choroby
– Ciągle jeszcze czuję się jak na urlopie. Dwa tygodnie to wciąż za mało, żeby przyzwyczaić się do nowej roli społecznej – śmieje się Dorota. Do zakończenia drogi zawodowej zmusiło ją zdrowie. Od kilku lat bolał ją kręgosłup, mimo to pracowała na pełnych obrotach. Doszła do momentu, w którym pokonanie 1000 metrów wiąże się z bólem nie do zniesienia. Wiedziała, że dłużej nie da rady pracować. Niebawem czeka ją poważna operacja kręgosłupa. Na remontach i różnych sprawach związanych z naprawami zna się lepiej niż jej mąż i cała część męskiej rodziny razem wzięta. 26 lat w sklepie z narzędziami zobowiązuje. Ostatnie trzy lata pracowała na pół etatu, choć jak sama przyznaje, to było aż pół etatu. – Miałam wrażenie, że muszę zrobić to samo dwa razy szybciej. W te dni, w które nie chodziłam do pracy, zdawałam sobie sprawę, że tak naprawdę potrzebuję przede wszystkim głębokiego oddechu.
Dorota to człowiek orkiestra: haftuje, robi na drutach, uprawia storczyki, zajmuje się ogrodem, a przy tym uwielbia wraz z mężem zwiedzać świat na rowerze. To właśnie marzenia o powrocie do podróży rowerowych są głównym motorem napędowym w jej walce o zdrowie. – Myślę, że z problemem kręgosłupa szybko się uporam i zaraz znowu będę spędzać aktywnie każdy moment. Emerytura to czas, który chcę przeznaczyć na to, aby naprawdę móc korzystać z życia – wyznaje. Dorota wie, że jest jedna rzecz, za którą będzie tęsknić na emeryturze: ludzie. – Czasem czułam się jak barman. Gdy pakowałam wiertarki i ważyłam śruby, ludzie często zwierzali mi się z najgłębszych problemów. To była naprawdę cenna strona mojej pracy – wspomina.
 
Rowerem przez życie
Nierzadko nasze codzienne wybory – to, jak zachowujemy proporcje między pracą a odpoczynkiem i spędzamy wolny czas, kim się otaczamy – decydują już dziś, jak nasze życie będzie wyglądało za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat na emeryturze.
W podróż poślubną pojechali rowerami. W ciągu paru dni zjeździli spory kawałek północnej Polski. Dziś, po 40 latach małżeństwa, nie wyobrażają sobie życia bez siebie i podróży rowerowych. Dwa lata temu zrealizowali jedno z największych marzeń Jana: podróż na dalekie Kresy Wschodnie w poszukiwaniu korzeni rodzinnych. W ciągu dwóch tygodni przejechali 550 kilometrów, docierając aż pod rosyjską granicę. Rok później odwiedzili Kresy Zachodnie. W międzyczasie odbyli wiele mniejszych wycieczek. Wyprawy to nie tylko sama jazda na rowerze, to cały proces szeroko pojętych przygotowań: czytają literaturę fachową, szukają informacji w internecie, przeglądają wszelkie mapy. Emerytura nie była zupełnie nowym etapem ich życia, sprawiła tylko, że mają zdecydowanie więcej czasu na realizowanie swoich pasji, mimo że – jak wspólnie się śmieją – jedna rzecz, której brakuje im na emeryturze to czas. Całe życie zawodowe pracowali w oświacie: Kasia uczyła języka polskiego, Jan był dyrektorem szkoły, a także nauczycielem matematyki i informatyki. Gdy osiągnęli wiek emerytalny, postanowili skorzystać z okazji i przejść na wcześniejszą emeryturę. – Zawód nauczyciela to nie jest łatwy kawałek chleba. Zawsze pod koniec roku  czuliśmy się wyeksploatowani psychicznie, dlatego skorzystaliśmy z możliwości wcześniejszego przejścia.
Kasia miała 50 lat, Jan 55. Jak sami przyznają, nie spotkali się z negatywnymi komentarzami ze strony społeczeństwa. – Mieszkamy na granicy z Niemcami. Wiele osób zatrudnionych jest tu w straży granicznej. Wcześniejsza emerytura na tych ziemiach to normalna sprawa.
W swoich planach życiowych dalecy są od katastroficznej wizji starości. – Chcemy korzystać z tych lat, które nam jeszcze zostały. Mamy spełnione życie rodzinne, wychowaliśmy dwóch synów. Teraz można powiedzieć, że najlepsze przed nami. Wszystko, co robimy, nasze pasje, zainteresowania i to, jacy jesteśmy, wykształciło się podczas całego naszego życia. Teraz możemy korzystać w pełni z tego, co stworzyliśmy przez wcześniejsze lata.
 
Jak strażak został biegaczem
Według raportu ,,Świadomość emerytalna Polaków” opublikowanego w 2016 r. przez J. Czapińskiego i M. Górę prawie 40 proc. pracujących Polaków w ogóle nie myśli o tym, co czeka ich na emeryturze, a 32 proc. myśli o tym przynajmniej od czasu do czasu. A z tyłu głowy wciąż mamy lęk przed starością i fatalistyczne wizje coraz to bardziej starzejącego się społeczeństwa, podsycane często przez media.
Paweł ma 56 lat, ale wygląda zdecydowanie na mniej. Kondycji pozazdrościłby mu niejeden 30-latek. Biegać zaczął tuż przed emeryturą. Dziś na koncie ma 21 maratonów przebiegniętych w kraju i za granicą. Ze względu na kontuzję kolana musiał trochę odpuścić treningi, ale już nie może się doczekać powrotu na biegowe ścieżki. Bieganie zupełnie zmieniło jego styl życia, a nawet kontakty międzyludzkie. – Może to dziwnie zabrzmi, ale na ten moment zdecydowanie więcej znajomych mam wśród biegaczy niż wśród strażaków – śmieje się Paweł. Decyzji o emeryturze nie podjął samodzielnie. Miał 47 lat, kiedy przełożeni skierowali go do sanatorium na turnus antystresowy. Nie był jakoś szczególnie zmęczony pracą, tak jak wszyscy po tylu latach odczuwał pewne skutki dużej odpowiedzialności zawodowej. – Bycie strażakiem to praca wymagająca. Albo bierzesz udział bezpośrednio w akcjach ratowania ludzkiego życia, albo koordynujesz wszystkie akcje ratownicze i od twoich decyzji wiele zależy. Ten zawód naprawdę oddziałuje na psychikę.
Po powrocie z sanatorium przełożeni wylali na niego kubeł zimnej wody, w ogóle się tego nie spodziewał: musi odejść na emeryturę, aby zrobić miejsce młodszym. Paweł przyznaje, że czuł się, jakby dostał w twarz. Pocieszające były jedynie dobre warunki finansowe tej zmiany. – Po wyjściu z gabinetu szefa zadzwoniłem do żony, aby ją poinformować, że właśnie zostałem emerytem. W pierwszym odruchu krzyczała, że chyba zwariowałem, że przecież mam dopiero 47 lat i to chyba jakiś żart. Spuściła trochę z tonu, gdy jej powiedziałem, ile będę dostawał emerytury.
Po paru latach postanowił, że chce jeszcze trochę popracować. Zatrudnił się jako strażak w teatrze. Liczba przepracowanych godzin zależy od liczby spektakli w miesiącu. – Moja praca polega na zabezpieczeniu widowni w trakcie spektakli, a w razie zagrożenia pożarowego poinformowaniu służb ratowniczych, ewakuacji widowni i zapobieżeniu panice.
Paweł docenia swoją sytuację życiową i czuje się uprzywilejowany: ma świadomość, że nie wszyscy mają takie fajne emerytury. Są ludzie, którym naprawdę nie wystarcza do pierwszego. I to jest bardzo smutne.
 
Chiny, taniec i ludzie dookoła
Bodźcem do przejścia na emeryturę był jej 24 lata starszy mąż: – Przeszłam na emeryturę, skończywszy 55 lat, w ostatni dzień obowiązywania starej ustawy. Wiedziałam, że jeśli jeszcze chcę się nacieszyć życiem z mężem, muszę to zrobić jak najszybciej. Właściwie to już od dawna nie mogłam się doczekać – wyznaje Alicja. Postanowiła, że dla przyjemności jeden dzień w tygodniu chce jeszcze popracować. Jako księgowa nie miała problemów ze znalezieniem odpowiedniego stanowiska. Będąc już na emeryturze, przepracowała kilka lat, konsekwentnie chodząc do pracy tylko jeden dzień w tygodniu. W międzyczasie zapisali się z mężem na uniwersytet trzeciego wieku. – Mąż złapał bakcyla genealogii, nic go więcej nie interesowało. Ja natomiast rozwijałam się na wielu polach. Najwięcej radości odnajdywałam w sekcji tanecznej. Powstał nawet zespół tańca, którego byłam członkiem – opowiada.
Ze względu na brak czasu i kłopoty zdrowotne męża z zespołu zrezygnowała, ale dalej w miarę możliwości starają się spędzać czas aktywnie. W 2016 r. odbyli wymarzoną podróż do Chin, teraz ograniczają się już tylko do terenu Polski, choć jeszcze dużo przed nimi do odkrycia. Alicja nie wyobraża sobie, że mogłaby zaszyć się w domu i tak spędzić czas emerytury. – Jestem zwierzęciem stadnym, po prostu lubię ludzi i żeby być naprawdę szczęśliwą, muszę z nimi przebywać – mówi.
Na emeryturze przeszkadza jej jedna rzecz. – Denerwuje mnie postawa roszczeniowa emerytów i narzekanie na służbę zdrowia oraz inne instytucje. Często są to opinie niesprawiedliwe – uważa Alicja.
 
Wolontariusz na emeryturze
– Wartości, które dziś dominują we współczesnym świecie, spychają emerytów trochę siłą rzeczy na margines, bo nie są oni w tym głównym nurcie życia – uważa prof. Kotlarska-Michalska. W codziennej gonitwie pomiędzy domem a pracą zdarza się nam zapomnieć, że główny nurt ma swoje źródło i dopływy, które są równie ważne w zachowaniu właściwej równowagi.
Ela życie na emeryturze postanowiła sobie przygotować wcześniej. Dwa lata przed zakończeniem pracy zawodowej zrobiła kurs na wolontariusza hospicjum. Najpierw przychodziła opiekować się chorymi co jakiś czas, a kiedy ostatecznie przeszła na emeryturę, założyła, że chce w hospicjum pomagać w wymiarze godzin, który odpowiada połowie etatu nauczycielskiego. Wcześniej uczyła religii. Przez kilka lat prowadziła także wykłady na wydziale teologicznym uniwersytetu jednego z większych polskich miast. – Po przejściu na emeryturę postanowiłam, że nie będę szukać dodatkowych pasji. Chcę się maksymalnie poświecić byciu w hospicjum – wyznaje Ela. Odczytuje wolontariat jako pasję, ale i powołanie. – Zawsze uważałam, że katecheta musi być świadkiem wiary. Szukam w chorych Jezusa, ale też chcę, aby oni czuli, że przez moje ręce On im pomaga – mówi. Kilkakrotnie w hospicjum spotkała swoich uczniów. – Przyszli kogoś odwiedzić. Widziałam, że byli zaskoczeni moją obecnością w tym miejscu, ale to były bardzo dobre spotkania i rozmowy.
Ela przyznaje, że pomoc w hospicjum pozwala jej także przygotować się do tego, co czeka każdego z nas: do umierania. – Chcę przygotowywać się na swoje odejście, służąc innym. Widzę, że dzięki temu wchodzę głębiej w siebie. Każdy dzień posługi w wolontariacie daje mi wewnętrzną radość, taką, której nie da się opisać – podsumowuje Ela.
Emerytura nie jest końcem, ale początkiem kolejnego etapu życia. Jednocześnie zbyt wiele czynników wpływa na jakość życia emeryta, aby można było wysnuć generalne wnioski na temat tej grupy społecznej. Z jednej strony to emeryt sam swoim nastawieniem kreuje swoją rzeczywistość, a z drugiej to w dużej mierze część społeczeństwa aktywnego zawodowo ma wpływ na jakość życia tych, którzy swój wkład w kapitał materialny naszego kraju już wnieśli. Prof. Kotlarska-Michalska zachęca: – Jeśli chcesz, żeby emerytura nie kojarzyła się ze stereotypami, zrób coś, aby senior czuł się równouprawniony w społeczeństwie. To jest kwestia solidarności międzypokoleniowej. Ważna jest również tak zwana życzliwość instytucjonalna – żeby nigdy nie decydowano o nich bez nich, ale jeśli dla nich, to z nimi.
 
Imiona bohaterów zostały zmienione.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki