Logo Przewdonik Katolicki

Emerytura taka sama dla każdego

Piotr Wójcik
fot. Pixabay

W niedalekiej przyszłości co czwarty Polak będzie na emeryturze, a świadczenia emerytalne mogą wynosić zaledwie 40 proc. wcześniejszych zarobków. Ratunkiem może być emerytura obywatelska – finansowana nie z osobnych składek, lecz z podatków.

Debata na temat emerytur ma w Polsce zwykle wydźwięk niemal katastroficzny: Zakład Ubezpieczeń Społecznych ma być kolosem na glinianych nogach, który stoi nad przepaścią, a świadczenia emerytalne dzisiejszych 30-latków nie starczą na przeżycie, więc „lepiej na ZUS nie liczyć”. Większość tych prognoz opiera się na szacunkach dotyczących roku 2060, a w tak długiej perspektywie trudno cokolwiek dobrze oszacować.
Mimo że te katastroficzne wizje w większości są bardzo przesadzone, to jednak polski system emerytalny rzeczywiście ma kłopoty, a w przyszłości będą one jeszcze większe. Nic więc dziwnego, że co rusz pojawiają się rewolucyjne projekty reformy emerytalnej. Jednym z nich jest koncepcja emerytury obywatelskiej, która postulowana jest od lewa do prawa – popiera ją zarówno Robert Biedroń, jak i Robert Gwiazdowski. Warto bliżej przyjrzeć się tej propozycji, bo może to być realna perspektywa dla wielu z nas. Najpierw jednak spójrzmy jak jest dziś.
Obecny system emerytalny jest składkowy, a więc świadczenia przysługują tylko osobom płacącym składki emerytalne. Wysokość emerytury zależy od kwoty zebranych przez nas składek oraz przeciętnej długości trwania życia. Im więcej składek zbierzemy oraz im później przejdziemy na emeryturę, tym większe świadczenie otrzymamy. Składki dodatkowo są waloryzowane o inflację oraz przynajmniej jedną piątą wzrostu płac. Żeby otrzymać świadczenie, należy też pochwalić się odpowiednim stażem pracy, który wynosi 22 lata dla kobiet i 25 lat dla mężczyzn. Po przekroczeniu wieku emerytalnego (odpowiednio 60 i 65 lat), każdemu, kto przepracował odpowiednią liczbę lat, wypłacane jest świadczenie obliczane wyżej opisanym sposobem. W Polsce funkcjonuje również emerytura minimalna – wynosi ona obecnie 1030 zł i przysługuje ona tym emerytom, którzy przepracowali 22 lub 25 lat, ale zarabiali na tyle mało, że nie zebrali kwoty składek, która by im pozwoliła na uzyskanie świadczenia tej minimalnej wysokości.
 
Podatki zamiast składek
Emerytura obywatelska ma zupełnie inny charakter. Przede wszystkim nie jest ona finansowana ze składek emerytalnych, tylko z podatków. Przysługuje ona każdemu, kto przekroczy wiek emerytalny, bez względu na staż pracy czy sumę wpłaconych podatków. Jest ona również takiej samej wysokości dla każdego, bez względu na to, ile się zarabiało.
Sprowadza się to do tego, że Polki oraz Polacy (po ukończeniu odpowiednio 60. i 65. roku życia) mieliby pewność otrzymywania co miesiąc przykładowo 1500 zł emerytury. Byłby to swego rodzaju bezwarunkowy dochód podstawowy, ale tylko dla seniorów. Emeryci mogliby wtedy wciąż pracować bez utraty prawa do świadczenia. Ono przysługiwałoby z samego tytułu osiągnięcia odpowiedniego wieku oraz posiadania polskiego obywatelstwa. Nie trzeba byłoby się martwić o dokumentowanie stażu pracy, a ZUS nie musiałby wydawać setek tysięcy złotych, jeśli nie milionów, na nieustanne przeliczanie składek, drobiazgowe analizowanie przyszłości czy wysyłanie nam prognoz emerytalnych. Oczywiście kwota emerytury obywatelskiej również musiałaby być waloryzowana, by emeryci nie zostali w tyle.
Emeryturę obywatelską proponują dwa nowe ugrupowania – Wiosna Roberta Biedronia, a także powstający dopiero ruch polityczny tworzony wokół Roberta Gwiazdowskiego. W obu przypadkach są jednak znaczne różnice. Biedroń i jego ekipa proponują świadczenie wysokości 1600 zł dla każdego, jednak byłoby ono powiększane o dodatkowe wypłaty z indywidualnych planów emerytalnych, zarówno publicznych, jak i prywatnych. W programie Wiosny niestety nie jest określone, czy te plany byłyby obowiązkowe. Robert Gwiazdowski, jak na liberała przystało, proponuje dużo mniejszą emeryturę obywatelską, bo wynosząca jedynie tysiąc złotych, ale na rękę (obecne emerytury są w Polsce opodatkowane). O całą resztę musielibyśmy zadbać zawczasu sami, oszczędzając w różny sposób, np. odkładając na lokatach bankowych albo samodzielnie inwestując na rynku finansowym czy w nieruchomości (to dla zamożnych szczęściarzy).
 
System coraz bardziej napięty
Podstawowym powodem, dla którego trzeba rozpocząć dyskusję na temat obecnego systemu emerytalnego jest demografia. Dzisiejsi emeryci otrzymują świadczenia finansowane ze składek obecnie pracujących. Rodzi się mniej dzieci niż kilkadziesiąt lat temu i nawet jeśli przewidywania rządu przy wprowadzaniu „500 plus” się sprawdzą, to i tak nie osiągniemy dzietności gwarantującej pełną reprodukcję pokoleń. Z drugiej strony, rośnie długość życia, więc dłużej jesteśmy na emeryturze. Pracującym będzie więc coraz trudniej sfinansować emerytury. W niespełna 20 lat nastąpił bardzo duży wzrost odsetka emerytów i to pomimo systematycznego ograniczania uprawnień emerytalnych różnych grup (w 2000 r. emeryci stanowili 12 proc. ludności Polski, a w 2017 r. już ponad 16 proc.). W przewidywalnym czasie co czwarty Polak lub Polka będą na emeryturze, a utrzymać ich świadczenia będzie musiała jeszcze mniejsza grupa pracowników niż teraz (chyba że jeszcze szerzej otworzymy się na imigrantów).
Sam system emerytalny się nie bilansuje. W tym roku wpływy ze składek do funduszu emerytalnego będą zapewne mniejsze o jakieś 50 mld zł niż wydatki na świadczenia. Już teraz więc to budżet państwa z podatków w prawie jednej trzeciej finansuje emerytury. Dodatkowo rośnie liczba osób otrzymujących co najwyżej emeryturę minimalną – wśród tych, którzy skorzystali z przejścia na emeryturę po obniżeniu wieku emerytalnego przez PiS, był to już co dziesiąty świadczeniobiorca. A ta liczba będzie rosnąć z powodu wzrostu popularności nietypowych form zatrudnienia, w których składki są niższe, albo wcale ich nie ma. Tymczasem obecna emerytura minimalna jest niższa od minimum socjalnego dla jednoosobowego gospodarstwa emeryckiego, które wynosi 1130 zł. Spada też kwota zastąpienia, czyli wysokość emerytury w stosunku do wcześniejszych zarobków. Średnia emerytura wynosi dziś 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia pomniejszonego o składki. Tymczasem OECD szacuje, że obecni pracownicy w Polsce na emeryturze będą mogli liczyć na 39 proc. wcześniejszych zarobków.
 
Nie warto czekać
Wprowadzenie emerytury obywatelskiej odciążyłoby napięty budżet ZUS, a przy tym zapewniłoby każdemu byt na przyzwoitym poziomie. W 2017 r. było 6,5 mln emerytów, a na świadczenia dla nich ZUS wydał 137 mld złotych. Emerytura obywatelska dla każdego na poziomie 1400 zł kosztowałaby 109 mld zł. Państwo musiałoby więc dopłacić do emerytur o 28 mld zł mniej, za to każdy emeryt miałby zapewnione środki wystarczające do przeżycia.
Oczywiście te obliczenia są tylko przykładowe, nie można wprowadzić emerytury obywatelskiej dla obecnych emerytów, ani nawet dla osób zbliżających się do wieku emerytalnego (istnieje przecież konstytucyjna ochrona praw nabytych oraz ochrona interesów w toku). Taka reforma emerytalna mogłaby dotyczyć co najwyżej tych, którzy obecnie mają maksymalnie 40 lat. Osoby od nich starsze, a także obecni emeryci, wciąż otrzymywaliby świadczenia na starych zasadach. Przez pewien okres przejściowy musiałyby więc obowiązywać dwa systemy emerytalne.
Emerytura obywatelska to rzeczywistość, od której nie uciekniemy. Co więcej, nie jest to wcale rzeczywistość mroczna. Tak naprawdę może ona poprawić przyszły byt wielu osób, które obecnie zarabiają mało. Nie warto więc odkładać debaty na jej temat, gdyż każdy kolejny rok zwłoki sprawia, że kolejna grupa przyszłych emerytów może na starość „klepać biedę”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki