Logo Przewdonik Katolicki

Humor doda ci skrzydeł

Dorota Niedźwiecka
fot. unsplash

Z dr. Adamem Kucharskim o tym, kiedy żart może rozładować napięcie, a kiedy i dlaczego bywa nam nie do śmiechu, rozmawia Dorota Niedźwiecka

Jakie jest motto kalkulatorów? Możesz na nas liczyć. A dlaczego siatkarze piją wodę gazowaną? Bo się po niej lepiej odbija… Jedni śmieją się ze skojarzeń, inni z nonsensu. Dlaczego?
– Każdy z nas ma inne poczucie humoru. W zależności od genów, sposobu wychowania, treningu w konkretnym kontekście kulturowym i poziomu wyczucia adekwatności sytuacji (co wiąże się z posiadanymi kompetencjami społecznymi) reagujemy na którąś z trzech kategorii dowcipów werbalnych. Pierwszy z nich rozpoczyna się wyraźnym wprowadzeniem, a kończy puentą, stanowiącą jednoznaczne rozwiązanie. Ten typ dowcipów określamy mianem „niezgodność – rozwiązanie”. Odbierając go, reagujemy na strukturę i sens przekazu, a to daje nam poczucie mistrzostwa, że zrozumieliśmy przekaz. Kolejna grupa to dowcipy, które mają wprowadzenie, a nie mają rozwiązania, czyli dowcipy nonsensowne.
 
Płynie dwóch gości łódką. Jeden z nich pyta: Która godzina? Drugi wyciąga termometr i mówi: Jutro poniedziałek. Co w tym śmiesznego?
Podobnie jak w pierwszej kategorii, tu także dominuje element zaskoczenia, które może wywoływać efekt humorystyczny. Przy czym badania pokazują, że osoby o konserwatywnych poglądach lubią dowcipy „niezgodność – rozwiązanie”, a osoby o liberalnych poglądach wolą dowcip nonsensu – co wiąże się z większą tolerancją wieloznaczności i niepewności.
Trzecią, odrębną kategorię, wyróżnioną nie na podstawie syntaktycznej, lecz tematycznej, są dowcipy seksualne.
 
Czy mężczyźni śmieją się z nich bardziej?
– Badania pokazują, że nie. Kobiety śmieją się z nich równie często, tylko w swoim gronie.
 
Skoro mówimy o dowcipie w kontekście kobiet i mężczyzn. Obserwuję znajome małżeństwo: ona delikatna i wrażliwa, on lubuje się w ciętym dowcipie. Kiedyś na propozycje pracodawcy, by znów bez zapłaty został po godzinach, rzucił sarkastycznie: „Nie zostanę. Wolontariat umarł z głodu”. Czy kobiece i męskie poczucie humoru różni się od siebie?
– Tak, i to cecha mocniejsza niż indywidualne cechy dotyczące humoru. Mężczyźni wykorzystują dowcip, by wypromować siebie. Chcemy pokazać, jak jesteśmy błyskotliwi i jak szybko reagujemy, dlatego chętnie wybieramy cięte riposty. Kobiety, co współgra z ich cechą nastawienia na relacje, posługują się częściej humorem narracyjnym, który służy przede wszystkim tworzeniu więzi.
 
Jak zatem się porozumiewać, by humor budował relację?
– Przede wszystkim poznać, jak reaguję ja i jak reaguje druga strona – wówczas możemy dostosowywać sposób żartów, a ten, który nam nie odpowiada, tolerować, akceptować, a nawet… czasem się z niego zaśmiać. Duże znaczenie w odbieraniu dowcipów w relacjach – małżeńskich i innych – ma to, jak odczytujemy intencje drugiej osoby. Jeśli całokształt relacji odbieramy jako dobry, czujemy, że dla drugiej osoby jesteśmy ważni, większa jest nasza akceptacja różnych form przekazu, nawet agresywnego dowcipu. Jeśli natomiast relacja nie jest dobra, a zaogniona sytuacja trwa dłużej, to nawet dowcip afiliacyjny, czyli nastawiony jednoznacznie na budowę relacji, może zostać odebrany jako coś nie na miejscu.
 
Dowcip, który wszystkich śmieszy, sprzyja budowaniu. Jakie jeszcze korzyści płyną z odpowiednio dobranego humoru?
– Humor może rozładować napięcie. Osoba, która posługuje się takim humorem, jest postrzegana pozytywnie społecznie. Traktuje się ją jako tworzącą miłą atmosferę, przypisuje wiele pozytywnych cech. Często uważa się, że jest inteligentna, ma większą zdolność postrzegania niuansów. Mówiąc językiem psychologii społecznej, swoim dowcipem wywołuje efekt „wow”, z którego otoczenie tworzy efekt „hallo”, czyli dostrzegając jeden element, przypisuje mu inne cechy pozytywne i zaczyna postrzegać daną osobę przez pryzmat tych cech.
 
Wspomniał Pan przed chwilą o żarcie afiliacyjnym. To jeden z rodzajów humoru. Co to za podział?
– Humor nie jest zjawiskiem jednolitym. Wśród czterech różnych stylów wyróżnionych przez Roda Martina styl afiliacyjny w sposób pozytywny traktuje i nadawcę, i odbiorcę. Jest zorientowany na tworzenie miłej atmosfery, najczęściej sprzyja wytwarzaniu płaszczyzny porozumienia. Ten typ humoru może rozładować napięcie w przypadku zmartwień lub konfliktu interesów. 
 
Ona przywaliła w dzika (albo dzik w nią) nowiutką hondą jazz, prosto z salonu. „Nie martw się, przebadamy go i zjemy na święta” – rzucił mąż.
Jeśli rzucił bez podtekstów i dwuznaczności, tworząc spójny werbalnie i pozawerbalnie przekaz, to taki komunikat zadziała jak magiczna różdżka. Zredukuje poczucie odpowiedzialności, a nawet winy u żony i zbuduje dobrą atmosferę. Innym rodzajem humoru adaptacyjnego jest styl wzmacniający „ja”. Służy on samemu nadawcy, podtrzymaniu jego poczucia wartości i pewności, zwłaszcza gdy jest ono zagrożone.
 
„Dbaj o linię” – rzuciła przyjaciółka, widząc jak Ania łakomie sięga po trzeci kawałek ciasta. „Dbam – żeby była miękka i opływowa” – zripostowała przyjaciółka.
– Tak. To ten rodzaj dowcipu. Odwraca sytuację, wytrącając drugiej stronie argumenty. Rozwiązanie polega na tym, że zabawne jest to, co zaskakuje, a zatem nie jest wielokrotnie powtarzane. Po takim dowcipie trudno jest drugiej stronie wywołać kolejny, humorystyczny efekt. Równocześnie pokazuje dystans osoby żartującej i daje jasny przekaz: na tym polu nie ma sensu dłużej mnie atakować. W takim sposobie odnajdywania się w kłopotliwej sytuacji celuje humor żydowski. Zawiera on dużą dozę samokrytycyzmu, opowiada o przywarach i – tym samym – skutecznie je oswaja.
 
Niektórzy stosują inną strategię – w której nadawca czyni siebie przedmiotem ośmieszania. „Ja to jestem taki głupiutki” – mówi na przykład.
– To strategia masochistyczna lub poniżająca własne „ja”, charakterystyczna dla osób o obniżonym poczuciu własnej wartości. Taki dowcip sprawia, że odbiorca bawi się czyimś kosztem, nadawca natomiast co najwyżej czerpie profity, tworząc zabawną atmosferę i uzyskując w tym momencie zainteresowanie i aprobatę. Z psychicznego punktu widzenia, może to mieć długoterminowe konsekwencje: nadawca zaczyna być postrzegany jako osoba godna politowania czy kozioł ofiarny.
Czwarty rodzaj humoru to humor agresywny, w którym nadawca bawi się czyimś kosztem.  Za przykład mogą nam służyć dowcipy o blondynkach czy formy przekazu o charakterze ironicznym, sarkastycznym czy cynicznym. I chociaż wiele osób próbuje wyjaśnić, że to forma zabawy, ludzie odczytują zawartą w nich agresję.
 
Humorem można rozładować sytuację i można ją zaognić. Przyjrzyjmy się kilku przykładom. Ona czekała, bo razem mieli iść na przyjęcie. On znów spóźnił się z pracy…
– Humor nie zawsze będzie najlepszym środkiem redukcji napięcia. Równocześnie potrzebne jest wyczucie sytuacji i adekwatność zachowania. Jej nie jest do śmiechu, dlatego w tym przypadku zrezygnowałbym z żartobliwego rozwiązywania problemu.
 
Żona ugotowała zupę. „Ale smaczna” – podsumowuje mąż z grymasem na twarzy.
– Ponieważ w wielu tego typu przekazach zawiera się dwuznaczność, ważne by odpowiedzieć sobie: „Co znaczy słyszany przekaz?”. Czy znaczy to, co zostało wypowiedziane, czy wskazuje na sens przeciwny do zasłyszanego, czyli na ironię. Efekt będzie zależał od tego, na które sygnały zwróciła uwagę żona i jak bardzo poczuje się dotknięta.
 
A może nie poczuć się dotknięta?
Jeśli w relacji mamy jasno określone, że często komunikujemy się w trybie humorystycznym, to także takie przekazy służą porozumieniu. Na przykład dają nam możliwość komunikowania w łagodniejszy sposób treści, których obawialibyśmy się powiedzieć w sposób bezpośredni. Weźmy ten przykład zupy. „Wspaniała, kochanie. A jakby były tu jeszcze ziemniaczki czy marchewka, to ta zupa by była idealna” – to przykład, jak delikatnie można wskazać rozwiązanie.
Natomiast jeśli jedno z rozmówców preferuje ton humorystyczny, podczas gdy drugie oczekuje informacji, to może być podstawą nieporozumień. Także wówczas, gdy osoba wypowiadająca się w sposób humorystyczny nie zdaje sobie z tego sprawy.
 
Wyobraźmy więc sobie, że ojciec pyta syna: Jak poszedł ci egzamin? – Przez 20 minut egzaminator trzymał mnie w krzyżowym ogniu pytań. – No i co? – Nie wydobył ze mnie ani słowa… Z boku możemy się z tego dowcipu śmiać, ale dla ojca zapewne to nie będzie śmieszne.
– Z boku dostrzegamy błyskotliwą ripostę syna. Ojciec natomiast chce się porozumieć w konwencji poważnej, w kategoriach przekazu informacyjnego. Stąd to, czy humor rozładuje sytuację, zależeć będzie od osobowości ojca.
 
A z humorem mógłby rozwiązać problem efektywniej…
– Dlatego w takich sytuacjach dobrze jest przyjąć rolę obserwatora, który przygląda się sytuacji w sposób niezaangażowany emocjonalnie. W mojej pracy dostrzegam, jak blisko związanym ze sobą emocjonalnie osobom trudno jest nabrać dystansu. Para opowiada mi o jakiejś komicznej sytuacji, która doprowadziła do konfliktu, w kategoriach pełnej powagi. I dopiero gdy słuchają, jak ja ją postrzegam, zaczynają się z siebie śmiać. Taką umiejętność „spojrzenia z boku”, zastanowienia się, jak ktoś inny by na to spojrzał, można w sobie ukształtować.
 
Rozmawiając o humorze, mówimy o opowiadaniu dowcipów, żartobliwej reakcji na sytuacje, sposobie wzmocnienia własnego „ja”. Czym zatem jest humor?
– To także – z perspektywy budulca – humor obrazkowy, sytuacyjny, to, co powoduje efekt zaskoczenia, redukuje napięcia i konflikty wewnętrzne. Natomiast z perspektywy podmiotu poczucie humoru jest różnie rozumiane i nie zawęża się wyłącznie do opowiadania dowcipów. Jest to cecha temperamentalna, pewna stała umiejętność pogodnego wyrażania siebie, styl funkcjonowania, pozwalający odnaleźć się w sytuacjach stresogennych i tworzyć zabawne sytuacje. Gdy mówimy o temperamencie, przypomina mi się, że na drugim biegunie pogodności jest powaga i zły nastrój. Osoby, które na niej skupiają uwagę, biorą wszystkie sytuacje serio, zatracają się w takim podejściu, a przez to tracą możliwość odbierania fajnych bodźców. „Spuszczenie z tonu”, skupienie się na pozytywach zamiast na „złym nastroju”, czyli podejście bardziej pogodne, złagodzi wizerunek i wzbudzi pozytywne emocje u mnie i otoczenia.
 
Gdy uśmiechnę się do sąsiadki, poczuję się radośniej i mogę liczyć, że ona również, i że  odwzajemni mój uśmiech?
– Tak. I gdy zrobię rano kilka głupich min przed lustrem, łagodząc fizjologiczne napięcie, które mam na twarzy, wzmacniając pogodę ducha, a także nabierając dystansu do samego siebie.
To szersza psychologiczna prawda: gdy potrafimy spoglądać na siebie mniej krytycznym okiem, zaakceptować siebie w kłopotliwej czy zabawnej sytuacji, postrzegamy życie jako mniej obciążające, radośniejsze i ciekawsze. Odnosimy się wówczas mniej krytycznie, a bardziej życzliwie także do innych, sprawiając, że ich życie także może stawać się radośniejsze.
 
 ---------
dr Adam Kucharski
Adiunkt w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Szczecińskiego, w pracy badawczej podejmuje problematykę komunikowania się i wykorzystania humoru. Certyfikowany terapeuta poznawczo-behawioralny

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki