Logo Przewdonik Katolicki

​Piękna, młoda i bogata?

Natalia Budzyńska
fot. facebook officialcelestabarber

Celeste Barber ma ponad 5 milionów obserwujących na Instagramie. Kilka lat temu była zwykłą kobietą z mężem i dziećmi, która nie nadążała z praniem i nie miała czasu na wizytę u kosmetyczki.

No może nie do końca, Celeste jest komediową aktorką z Australii, ale umówmy się: kompletnie nieznaną gdzie indziej. Nie miała też trenera na siłowni (jak to się teraz nazywa? Doradca personalny?) i regularnie przypalała obiad. Spać chodziła w piżamie, a nie jedwabnej halce, zdarzało się jej nie umyć włosów rano, a co więcej: cały dzień chodzić w dresie (zgroza!!!). Identyfikujemy się z Celeste Barber z nadwagą? Naprawdę? Okazuje się, że tak. Trzy lata temu, w odpowiedzi na zalewające Instagram zdjęcia kobiet idealnych, to znaczy bogatych, szczupłych, z odpowiednim rozmiarem biustu i ust, postanowiła pokazać zdjęcia swoje. Dostajemy w pakiecie upozowaną fotografię znalezioną w sieci i podobnie wystylizowaną fotografię Celeste. Celeste jednak pokazuje się tak, jakby była Bridget Jones do sześcianu. Nosi największy z możliwych rozmiar majtek, nie koronkowych, ale bawełnianych, nieumiejętnie wygina się, próbując przybrać pozy instagramowych celebrytek, a zamiast wypasionego basenu hotelowego na Karaibach wykorzystuje przydomowy nieco zaniedbany ogródek albo wannę we własnej łazience. Parodiuje znane modelki i aktorki oraz profesjonalne sesje fotograficzne ze znanych magazynów mody. Bardzo szybko jej  instagramowy profil stał się popularny, a ona sama wróciła właśnie z trasy po USA – na jej występach sale były pełne.
Dlaczego? Bo złośliwie lubimy pośmiać się z tych, którym wiedzie się lepiej? Wcale nie, raczej dlatego, że mamy dosyć nieprawdziwego, lukrowanego na pokaz życia. Mamy też dosyć tego, jak kobiety przedstawia popkultura. Nie chcemy już spełniać nierealnych wymogów: być wiecznie zadowolone, uśmiechnięte, gotowe, zadbane, zawsze na czas i budzić się rano w pełnym makijażu. Mnie na przykład zawsze frustrowało oglądanie sesji fotograficznych przedstawiających wnętrza domów. Więcej: frustruje mnie oglądanie katalogu IKEA. Patrzę potem znad takiego zdjęcia i widzę, że idealne ułożenie ręczników w szafce jest dla mnie zbyt dużym wyzwaniem. Lub książek według wielkości i koloru grzbietu. Nie jestem w tym sama, o czym przekonuje mnie polska blogerka Magdalena Kostyszyn, autorka facebookowego fanpaeg’u „Ch**wa Pani Domu” (ponad 700 tysięcy obserwujących), która wydała także książkę pod takim tytułem, a ta książka sprzedała się w 45 tysiącach egzemplarzy, co jest wielkim sukcesem. Nasza nieperfekcyjna pani domu publicznie i dowcipnie przyznaje się do zwyczajnego życia pracującej kobiety z małymi dziećmi. Więc np. do zalegającego stosu niewyprasowanego prania upchniętego w kącie dziecięcego pokoju, co więcej, do tego, że zapomni przez dwa dni wyjąć to pranie z pralki. Że są ważniejsze sprawy niż świeże kwiaty na stole, lśniąca podłoga w kuchni i własny chleb żytni z piekarnika. Umówmy się, drogie Panie, że większość z nas została wychowana w kulcie idealnie wysprzątanego domu, w którym największym wrogiem życia małżeńskiego jest kurz na półkach. Czujemy wyrzuty sumienia z powodu nieumytych na święta okien, obiadu z półproduktów, braku hybrydy na paznokciach, plam posłonecznych na twarzy i kilku dodatkowych kilogramów. A ostatnio zamiast z uwagą czytywać czasopisma z poradami, jak być idealną matką, żoną i gospodynią, które zalegają na półkach w kioskach, wolimy spojrzeć w ekran smartfona, żeby pośmiać się z Katarzyny Nosowskiej (340 tysięcy obserwujących), która w zabawnych filmikach żartuje z własnej nieudanej walki z nadwagą.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki