W grudniu 1952 r. w Londynie pojawił się gigantyczny smog. Obniżenie się temperatury sprawiło, że domy i mieszkania zaczęto na potęgę ogrzewać węglem lub gorszymi materiałami. Swoje dołożyły tradycyjnie dymiące kominy fabryk i rury wydechowe samochodów. Na to nałożyła się niewystarczająca cyrkulacja powietrza, co skończyło się być może największą katastrofą ekologiczną w dziejach Wielkiej Brytanii. W ciągu pięciu dni z powodu niewydolności dróg oddechowych zmarło około 4 tys. osób, a w ciągu kilku następnych tygodni kolejne 8 tys.
Sprawę pogarszał fakt, że niemalże zaraz przed wielkim smogiem Londyn spowiła wielka mgła, co zresztą nie jest w tym mieście niczym zaskakującym. Wielu ludzi twierdziło więc, że to utrzymująca się mgła i nie należy się przejmować. Co gorsza, twierdziło tak wielu przedstawicieli władz, z premierem Winstonem Churchillem na czele. Churchill uparcie odmawiał podjęcia zdecydowanych działań. Dopiero gdy ludzie masowo zaczęli umierać w szpitalach, brytyjscy liderzy dopuścili do siebie informację, że stolica ich kraju nie jest spowita mgłą, lecz zabójczym smogiem.
Jak widać, kwestionowanie zjawiska zanieczyszczenia powietrza to nie tylko polska specjalność. W przeszłości nawet liderzy krajów Zachodu byli święcie przekonani, że zanieczyszczenie powietrza to wymysł ich przeciwników politycznych lub oszalałych ekologów. W Polsce zmagamy się z tym dziś. Wciąż pojawiają się głosy, że smog nie jest problemem – przecież 30 lat temu też dymiło, a ludzie jakoś żyli. Rzeczywiście, jakoś żyli, choć dużo krócej niż w krajach Zachodu, gdzie zaczęto walczyć z tym problemem dużo szybciej. Jednak druga strona także czasem mija się z prawdą lub ją przynajmniej naciąga. W efekcie wokół tematu smogu w Polsce narosło sporo mitów. Przyjrzyjmy się kilku najważniejszym.
Polska największym trucicielem UE? Nieprawda
Owszem, stan powietrza w polskich miastach bywa bardzo zły, jednak Polska to nie tylko miasta. Jesteśmy dosyć rozległym krajem i niezbyt gęsto zaludnionym. Mamy też sporo niezagospodarowanych lasów czy łąk. Per saldo więc emisja zanieczyszczeń emitowanych przez nasz kraj w przeliczaniu na jednego mieszkańca nie jest najwyższa. Jesteśmy co prawda w pierwszej dziesiątce i przekraczamy średnie unijne, jednak wyprzedzają nas nawet niektóre kraje zachodu kontynentu.
Najbardziej niebezpieczne dla zdrowia są pyły PM2,5 i PM10. W 2015 r. rocznie wyemitowaliśmy 1,84 kg pyłów PM2,5 na osobę. Był to siódmy wynik w UE (średnia unijna wyniosła 1,38 kg). Jednak w pierwszej Estonii ten wskaźnik wyniósł aż 5,49. A na drugim miejscu znalazła się Dania ze wskaźnikiem na poziomie 3,95. Wyprzedziła nas też m.in. czwarta Portugalia, emitując kilogram więcej od nas. Z drugiej strony Francja wyemitowała jedynie 1,13 kg na osobę, co jest wynikiem także tego, że jej energetyka w dużej mierze opiera się na elektrowniach atomowych. Także pod względem pyłów PM10 nie wyglądamy najgorzej. Emitujemy ich 3,5 kg na głowę, co jest ósmym wynikiem w UE (średnia jest o kilogram niższa). Jednak pierwsza Estonia proporcjonalnie emituje ich niemal trzy razy więcej niż my. Druga Dania emituje ich ponad 2 kg więcej, a przed nami jest również Portugalia. Ale już Francja emituje ich kilogram mniej niż Polska, a Niemcy prawie pół kilo mniej.
Podsumowując: bez wątpienia emitujemy sporo szkodliwych pyłów do atmosfery, ale na pewno nie najwięcej.
Polskie miasta najbardziej zanieczyszczone w UE? Półprawda
Problem wielkiego smogu jest w Polsce zjawiskiem sezonowym. Rzeczywiście w zimie wygląda to fatalnie. Gdy wszedłem 8 lutego na Air Quality Index pokazujący w czasie rzeczywistym stan powietrza w miastach UE, znaczniki „bardzo zły” były głównie w Polsce i Czechach. Nie licząc Gdańska, bardzo zły stan powietrza odnotowano we wszystkich dużych polskich miastach. Tymczasem w krajach zachodniej Europy taki był tylko w kilku dużych ośrodkach: niemieckich Halle i Poczdamie oraz belgijskiej Brugii.
W skali roku stan powietrza polskich miast nie należy do najgorszych. Pollution Index (PI) 2017 dla krajów całej Europy pokazuje, że bez wątpienia gorzej jest we Włoszech, ale nie tylko. Z polskich miast najwyżej w PI za ubiegły rok był Kraków (12. miejsce). Wyżej były m.in. Neapol, Turyn i Barcelona. Oprócz tego w zestawieniu obejmującym 100 miast mieliśmy jeszcze cztery: Wrocław (29.), Warszawa (43.), Poznań (46.) i Gdańsk (73.). Nad nimi były między innymi Paryż, Rzym czy Marsylia. Jak widać, przeciętne zadymienie polskich miast w ciągu całego roku nie należy do ścisłej czołówki.
Ograniczenie ruchu samochodowego nic nie da? Półprawda
Faktem jest, że za smog w Polsce odpowiada przede wszystkim spalanie w piecach ogrzewających domy. Dlatego właśnie pojawia się on przede wszystkim w zimie. Generalnie ruch samochodowy odpowiada w Polsce za 9 proc. emisji pyłów PM10 i za 13,5 proc. emisji pyłów PM2,5. Jednak w miastach, które mają największy problem z zanieczyszczeniem powietrza, udział ruchu samochodowego wyraźnie rośnie. W Warszawie ruch samochodowy jest winny już 40 proc. emisji pyłów PM10 i za 20 proc. PM2,5. Szacuje się, że w Krakowie pojazdy odpowiadają za około jedną trzecią zanieczyszczeń.
Co gorsza, w naszym kraju ogólny poziom zanieczyszczeń emitowanych przez ruch samochodowy długi czas rósł. Od 2000 r. jego poziom wzrósł o 16 proc. Tymczasem w krajach UE przeciętnie spadł on niemal o połowę (w Niemczech czy Holandii nawet o ponad połowę).
Ograniczenie ruchu samochodowego przynajmniej nieco poprawiłoby sytuację w polskich miastach.
Smog odbija się na zdrowiu? Prawda
Zanieczyszczenie powietrza odbija się najbardziej na naszych drogach oddechowych. W Polsce na ich choroby umiera rocznie 69 osób na 100 tys. mieszkańców. We Francji 52, a w Szwecji 58, ale już w Danii, która emituje dużo więcej pyłów niż Polska, aż 116. Podobnie wygląda to z rakiem płuc. Z tego powodu w Polsce umiera 69 osób na 100 tys., tymczasem w Danii 72 osoby, ale już w Szwecji jedynie 39, a we Francji 50. Unijna średnia jest też wyraźnie niższa od Polski – na raka płuc w całej UE przeciętnie umierają 54 osoby na 100 tys. mieszkańców. Czyli gdybyśmy obniżyli ten wskaźnik do poziomu unijnej średniej, rocznie umierałoby 5700 naszych rodaków mniej.
Stan polskiego powietrza nie jest więc tak dramatyczny, jak się wydaje, ale też absolutnie nie można go lekceważyć. Dofinansowywana z publicznych środków akcja wymiany starych pieców i stopniowe ograniczanie ruchu samochodowego w centrach miast powinny poprawić sytuację. Bez wątpienia te działania są w naszym zasięgu.