Polska regularnie marnuje okazje do podejmowania najważniejszych dyskusji na temat przyszłości naszego kraju. Swego czasu polska prezydencja w Radzie Europejskiej miała być doskonałą okazją do przedyskutowania naszej pozycji w Unii, niestety finalnie mało kto w kraju w ogóle zdawał sobie sprawę, że miała ona miejsce. Setna rocznica odzyskania niepodległości również nie została wykorzystana do przeprowadzenia poważnych rozmów o pozycji Polski w świecie.
Także szczyt klimatyczny w Katowicach nie przyniósł przełomu w dyskusji o polskiej energetyce. Jedni wykorzystali go do kpienia z lokalizacji szczytu w jednym z najbardziej zanieczyszczonych miast w Polsce, drudzy do piarowych deklaracji o dozgonnym przywiązaniu Polski do śląskiego węgla. Ci pierwsi wymieszali w jednym garze problemy ocieplenia klimatu oraz smogu, jakby nie zauważając, lub nie wiedząc, że to nie do końca to samo. Drudzy najwyraźniej przespali transformację śląskiego regionu, który swoje bogactwo czerpie już z innych źródeł.
Smog polski, a nie śląski
W czołowym antyrządowym piśmie OKO.press, w tekście o znamiennym tytule Według Dudy Katowice są zielonym miastem. Raczej szaro-burym od smogu Jakub Szymczak wyśmiał nie tylko tezę Andrzeja Dudy, ale także decyzję o lokalizacji COP24 w stolicy Śląskiego. Według autora „niewątpliwie zadziwiające jest, że Polska zaprosiła cały świat do rozmów o zmianach klimatu do jednego z najbardziej zanieczyszczonych miast w Polsce. (…) Być może polscy organizatorzy, kierując się polską gościnnością, powinni wyposażyć gości w antysmogowe maski”. Wypowiedzi tego rodzaju było zresztą w polskich mediach od groma. Problem w tym, że głównym tematem szczytu było ograniczenie emisji dwutlenku węgla, a nie likwidacja smogu. Wymieszanie tych dwóch, bez wątpienia istotnych, problemów sprawia mylne wrażenie, że ograniczenie smogu w śląskich miastach i nie tylko jest uzależnione od rezygnacji z węgla jako takiego. A to przecież nieprawda.
Jest faktem, że śląskie miasta należą do najbardziej zanieczyszczonych w Europie, jednak na mapie Polski nie stanowią one wyjątku. W momencie pisania tego tekstu (17 grudnia 2018 r.), według europejskiego Air Quality Index jakość powietrza w śląskich miastach była wręcz niezła w porównaniu z powietrzem chociażby w Małopolsce czy w Mazowieckiem. Najgorsza była w Katowicach i Tychach („niezdrowa dla osób wrażliwych”), nieco lepsza w zagłębiowskim Sosnowcu („średnia”). Czyli była porównywalna z Warszawą, za to lepsza niż w Legionowie. W Krakowie i całej serii małopolskich miast jakość powietrza była po prostu „niezdrowa”, podobnie w Łodzi, Kaliszu, a nawet w Poznaniu. Oczywiście jakość powietrza w danym momencie zależy w dużej mierze od czynników atmosferycznych, które są zmienne, jednak nazywanie Śląska epicentrum polskiego smogu, skoro w Małopolsce, Mazowieckiem czy Łódzkiem sytuacja jest porównywalna lub gorsza, jest uproszczeniem.
Mieszanie pojęć
Smog w Polsce to nie efekt działania śląskich kopalni czy elektrowni węglowych, lecz tzw. niskiej emisji, czyli opalania węglem oraz wyrobami węglopochodnymi lokali mieszkalnych w domowych piecach. Emitują one m.in. trujące pyły PM2.5, PM10 oraz rakotwórczy benzo(a)piren. Szczególnie stężenie tego ostatniego w Polsce jest gigantyczne, co potwierdza, że to niska emisja powoduje smog nad Wisłą. Najskuteczniejszym sposobem zminimalizowania smogu w Polsce byłoby podłączenie wszystkich mieszkań do centralnego ogrzewania. W Śląskiem odsetek mieszkań w miastach mających centralne ogrzewanie jest jednym z najniższych w Polsce, co przy najwyższej w kraju gęstości zaludnienia musi dawać efekt zanieczyszczonego powietrza. Także w miastach Małopolski odsetek lokali z centralnym ogrzewaniem jest jednym z najniższych w kraju.
Jednak mieszkania z centralnym ogrzewaniem w Polsce nadal są ogrzewane węglem. Tylko że jest to węgiel spalany w elektrociepłowniach, które wypuszczają swoją emisję wysoko. Poza tym spalany jest tam węgiel wysokiej jakości, a filtry wyłapują większość zanieczyszczeń, co nakazują normy europejskie. Dzięki nim m.in. zniwelowano problem zanieczyszczenia powietrza dwutlenkiem siarki (kwaśne deszcze) czy tlenkiem azotu. Według danych Generalnego Inspektora Ochrony Środowiska z 2016 r., przemysł energetyczny odpowiada jedynie za niecałe 10 proc. zanieczyszczenia powietrza pyłami PM2.5 i PM10 oraz zaledwie za 0,1 proc. zanieczyszczenia benzo(a)pirenem. Tak więc można zminimalizować problem smogu w Polsce, nie rezygnując z węgla. Oczywiście wciąż pozostanie problem emisji dwutlenku węgla, jednak mieszanie tych dwóch zjawisk wprowadza chaos do debaty publicznej i w nieuprawniony sposób obciąża problemem smogu śląskie górnictwo.
Piar oparty na węglu
Z drugiej strony rząd wykorzystał lokalizację COP24 w Katowicach do wzmocnienia swojej politycznej pozycji w branży górniczej. Prezydent Andrzej Duda obecny podczas obchodów Barbórki w Brzeszczach (obecnie formalnie leżących w Małopolsce, lecz do 1998 r. w województwie katowickim) zapowiedział, że nie pozwoli, by ktokolwiek zamordował polskie górnictwo, nazywając węgiel największym skarbem Polski. Tymi górnolotnymi hasłami zrobił jednak więcej złego dla regionu, przyczyniając się do utrwalenia jego wizerunku jako uzależnionego od wydobycia węgla. Tym bardziej że jego słowa podchwyciły i szeroko komentowały ogólnopolskie media. Tymczasem od dawna jest to nieprawda.
Zatrudnienie w górnictwie od lat regularnie spada, tak jak i jego wydobycie. O ile jeszcze w 1990 r. w górnictwie pracowało prawie 400 tys. osób, to obecnie zatrudnienie w tej branży spadło już wyraźnie poniżej 100 tys. W 2016 r. zatrudnienie w całej branży wydobywczej na Śląsku spadło o 10 proc., a w 2017 r. o kolejne 6 proc. Na koniec 2017 r. w branży wydobywczej pracowało na Śląsku 83 tys. osób – tymczasem w przetwórstwie przemysłowym cztery razy więcej. Obecnie na Śląsku więcej osób pracuje w handlu niż w górnictwie. Niedługo zatrudnienie w branży wydobywczej spadnie do poziomu porównywalnego z budownictwem lub nawet transportem i logistyką, w której trend jest odwrotny i zatrudnienie szybko rośnie. Obecnie to produkcja przemysłowa, usługi dla biznesu oraz logistyka są kołami zamachowymi rozwoju śląskiej gospodarki. Śląskie miasta są otoczone zakładami produkcyjnymi, chociażby z branży motoryzacyjnej, które przyciągają pracowników dużo skuteczniej niż kopalnie – dają pracę równie dobrze płatną, ale za to bez porównania bezpieczniejszą.
Fałszywy obraz regionu
Śląsk wciąż w opinii wielu Polaków jest pogrążonym w smogu zagłębiem węglowym, w którym ludzie masowo umierają na raka i plują krwią, a całe rodziny pracują w kopalni. Oczywiście zanieczyszczenie powietrza nadal jest bardzo duże, ale porównywalne z kilkoma innymi aglomeracjami i całą serią mniejszych miasteczek. Tradycja pracy w kopalni z pokolenia na pokolenie również należy do przeszłości – obecnie dzieci górników, które dobrze wiedzą, z jakim trudem wiąże się praca w kopalni, wolą pracować w innych miejscach, których nie brakuje. Chociażby w instytucjach kulturalnych, które zajmują się organizacją przeróżnych festiwali muzycznych, z których słyną szczególnie Katowice – miasto muzyki UNESCO z 2017 r.
Sprowadzanie całego wielobarwnego regionu do górnictwa robi mu więcej szkody niż pożytku. Jednak demonizowanie węgla i mieszanie pojęć z nim związanych jest jeszcze gorsze – nastawia Polaków wobec ciężko pracujących przedstawicieli jednej branży, na której wciąż oparta jest większość polskiej energetyki.