Logo Przewdonik Katolicki

Klaus i Chrystus

Natalia Budzyńska
FOT. D. SCHNULZE/ASSOCIATED PRESS/FOTOLINK

Monolog Klausa Kinskiego zarejestrowany w filmie Jezus Chrystus Zbawiciel może prowokować do rozmowy na temat Chrystusa-bohatera kontrkultury, ale może także być symbolem spotkania z postacią, wobec której nie da się przejść obojętnie – z Chrystusem.

Tegoroczny wielkopostny Festiwal Nowe Epifanie skupia się wokół tematu króla. Obok koncertowych jutrzni i nieszporów, spektakli dotykających różnych aspektów władzy świeckiej i chrystusowej będzie można obejrzeć dokument ukazujący pewien skandaliczny spektakl. Dlaczego skandaliczny? Bo oto aktor, którego grzechy były publicznie znane, wyszedł na scenę i zaczął mówić o Jezusie Chrystusie. Publiczność nawet uważnie go nie słuchała, wystarczyło proste skojarzenie: czyżby pyszałek i kabotyn Kinski porównywał się do Chrystusa? Nieważne było, że wcale nie, że monodram napisany przez Kinskiego wcale nie dotyczył przyjęcia roli Jezusa Chrystusa. Wydarzenie w sali teatralnej skutkujące zerwaniem spektaklu i planowanego tournée, a także późniejszą obsesją aktora na punkcie tego, co zaszło, jest tematem filmu dokumentalnego Petera Geyera zrealizowanego już po śmierci Klausa Kinskiego w 1999 r. Co to ma wspólnego z Wielkim Postem? A czy nas trochę nie uwiera ten Kinski, erotoman, mizogin i megaloman ze swoją wizją Chrystusa Zbawiciela? Nie mamy ochoty zatkać mu ust, żeby swoją osobą Chrystusa nam nie zabrudził, nie unurzał w swojej niegodności, żeby nam Go nie zbezcześcił swoją wizją? Czy nie odnajdziemy się zbyt szybko wśród tej pokrzykującej publiczności? Wśród tych lepszych, czystszych, wiedzących lepiej, mających władzę wypowiadania sądów? O filmie Geyera można by dużo dyskutować, bo pokazuje sporo o człowieku, o artyście, o sztuce, o odbiorze sztuki. Ale także prowokuje i proponuje spojrzeć na Jezusa Chrystusa oczami Klausa Kinskiego. Może dopiero wtedy uda nam się zrozumieć, dlaczego był tak przeganiany, zakrzykiwany i ostatecznie ukrzyżowany.
 
Oskarżony: Klaus Kinski
Założę się, że Klausa Kinskiego kojarzą jedynie kinowi koneserzy i to przede wszystkim z filmów Wernera Herzoga. Miał twarz, której nie da się zapomnieć, więc jeśli ktoś choć raz widział takie filmy jak Aguirre, gniew boży, Fitzcarraldo czy Nosferatu wampir, to z pewnością wie, o czym mówię. Kinski urodził się w Sopocie w 1926 r., jego ojciec Bruno Nakszyński był polskim aptekarzem z marzeniami o występach na scenie operowej, które wkrótce zrealizował, porzucając pracę, rodzinę i obowiązki. Matka z dziećmi w 1933 r. przeniosła się do Berlina. Klaus jako 17-latek został wcielony do Wehrmachtu i w czasie jednej z akcji na terenie Holandii był ranny i pojmany przez Brytyjczyków. W obozie jenieckim w Essex spędził ponad rok. Jeśli chodzi o jego życie prywatne, to można wspomnieć, że dość szybko otoczenie zauważyło jego patologicznie agresywne zachowanie, bo już w roku 1950 leczył się psychiatrycznie z podejrzeniem schizofrenii, a potem innych zaburzeń psychopatycznych. Mało kto mógł z nim wytrzymać i do końca życia był utrapieniem wszystkich reżyserów, z którymi pracował. Nie inaczej było w domu, swoje trzy kolejne żony zdradzał nieustannie i chorobliwie, a dorosłe córki oskarżyły go publicznie (dwadzieścia lat po jego śmierci) o tyranizowanie i molestowanie.
Ale jako aktor był geniuszem. Po kilku rolach teatralnych i filmowych dał się poznać jako niezwykle utalentowany recytator. W latach 50. występuje w różnych miejscach, recytując ballady Villona, Goethego, Rimbauda. „Wchodzę na pierwszy lepszy stół i mówię, krzyczę, wrzeszczę, szepczę, sapię, płaczę, śmieję się…”, potem ściąga z głowy kaszkiet i zbiera pieniądze. Coraz częściej sale są wykupione, w tłum nie da się wcisnąć szpilki. Kinski jest w swoim żywiole, wszystkie oczy wpatrzone w niego, a on sam trafia na okładkę „Spiegla”, wydawane są płyty winylowe z nagraniami jego wieczorów poetyckich. Jest gwiazdą, ale wciąż tylko lokalną, choć rozchwytywaną. Chce jednak więcej: występów w największych salach teatralnych, w kostiumie. Coś, co brzmiało rewelacyjnie w formie poetyckiego slamu, w teatrze jednego aktora nudzi. Kinski czuje się niezrozumiany, ze złości ciska w publiczność rekwizytami, obraża się na krytyków, zrywa przedstawienia i wreszcie porzuca teatr. Teraz nadchodzi czas spaghetti westernów, we Włoszech gra tyle, że może żyć z rozmachem i staje się gwiazdą filmową z prawdziwego zdarzenia. Wszyscy wiedzą, że jeździ limuzynami, ma dom przy Via Appia Antica ze służbą, upija się, imprezuje i w ogóle high life. I właśnie w takim momencie, po kilku latach występowania w dziesięciu filmach rocznie, Klaus Kinski postanawia wrócić do Niemiec, na scenę.
 
Poszukiwany: Jezus Chrystus
Spektakl nazywa się Jezus Chrystus Zbawiciel. Kinski pracował nad nim 10 lat, a w rezultacie ułożył monolog na 30 stron. Jego recytacja zajmowała 80 minut i zaczynała się od słów: „Poszukiwany: Jezus Chrystus, oskarżony o: mącenie ludziom w głowach, skłonności anarchistyczne, spisek przeciw władzom państwowym”. Jest rok 1971, w Niemczech sukcesy odnosi musical Jesus Christ Supestar przedstawiający Chrystusa jako pokojowo nastawionego uśmiechniętego hipisa wśród śpiewających dzieci-kwiatów. Kinski chce pokazać innego Chrystusa: wywrotowca, anarchistę, sprzeciwiającego się skostniałej tradycji i społeczeństwu jako całości, którym rządzi przemoc, fałsz i obłuda. To Chrystus, który przyszedł wyzwolić człowieka z niewoli układów, przepisów i nieludzkich zakazów. Dla Kinskiego Jezus nie jest Bogiem, ale człowiekiem blisko człowieka, bohaterem „najbardziej emocjonującej historii ludzkości”, „najodważniejszym, najbardziej wolnym, najnowocześniejszym spośród wszystkich ludzi”. Aktor planuje trasę, chce przedstawiać swój monodram w teatralnych salach, ale dyrektorzy boją się. Po pierwsze jego nieobliczalnego zachowania, po drugie tematu, sądząc, że Kinski chce się bluźnierczo przedstawić jako Zbawiciel. 20 listopada 1971 r. w berlińskim Deutschlandhalle ma miejsce pierwszy spektakl. Na pustej i ciemnej scenie oświetlony jednym reflektorem staje Klaus Kinski w dżinsach, kolorowej koszuli, z włosami do ramion. Na widowni kilka tysięcy osób. Już po kilku pierwszych minutach publiczność zaczyna się wtrącać, głośne i obraźliwe uwagi prowokują aktora. Kilka razy schodzi ze sceny, potem wraca, wdaje się w pyskówkę, czasem zaczyna mówić do publiczności słowami z Biblii, co tamtych tylko rozsierdza. „Kto z was nie tylko siebie wychwala, lecz naprawdę jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem!” – krzyczy Kinski w amoku. „Gdybyście chociaż byli gorący lub zimni, ale wy jesteście letni i pluję na was” – wrzeszczy wśród wyzwisk padających w jego stronę.
Wreszcie na dobre przerywa spektakl i wraca na scenę, gdy zostanie tylko garstka osób. Wtedy rozpoczyna deklamację od początku i kończy w całkowitej ciszy i niemal nabożnym skupieniu. Przez najbliższych 20 lat będzie analizował ten występ, wracał do tekstu i do postaci Chrystusa – nowotestamentalna historia nie da mu spokoju. To spotkanie człowieka z dna jakiejś piekielnej otchłani, prowokatora, tyrana, być może pedofila i kazirodcy, permanentnego kłamcy i skrajnego egoisty z Jezusem Chrystusem drąży go, wstrząsa, zastanawia. Ten wewnętrzny dialog będzie trwał do końca życia.
Peter Geyer w latach 90., po śmierci aktora, otrzymał od jego rodziny taśmę filmową z nagranym spektaklem. W swoim filmie odtworzył jego przebieg, uzupełniając go cytatami z biografii Kinskiego i impresjami, które jednak tworzą dramaturgiczną całość z resztą. Ten film wciąż robi wrażenie, choć oczywiście można do niego podejść z różnych stron. Organizatorzy Nowych Epifanii być może chcą skonfrontować widza z Chrystusem wyrwanym polityce i władzy, Jezusem stojącym po stronie odrzuconych, króla biedaków, ubogich i sponiewieranych. Dla mnie osobista historia Klausa Kinskiego dodaje tej artystycznej próbie dodatkowego wydźwięku i przypomina, że Jezus Chrystus zawsze wychodzi na spotkanie, nawet z najgorszym grzesznikiem.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki