Logo Przewdonik Katolicki

Dajmy szansę historii

Michał Szułdrzyński
FOT. MAGDALENA BARTKIEWICZ . Michał Szułdrzyński zastępca redaktora naczelnego „Rzeczypospolitej”.

Setna rocznica odzyskania niepodległości często staje się punktem wyjścia do rozważań o charakterze historiozoficznym.

Co chwilę można więc usłyszeć o tym, że Polacy zasłużyli sobie szczególnie na niepodległość dzięki daninie krwi, którą płacili, począwszy od insurekcji kościuszkowskiej przez wszystkie powstania aż po Legiony. Przyznam, że to rodzaj myślenia, który budzi moje obawy.
Oczywiście obowiązkiem każdej wspólnoty jest pamięć o przodkach, szczególnie o tych, którzy oddali życie dla Ojczyzny. Ale trzeba pamiętać, że po I wojnie światowej w Europie powstało kilka nowych państw (Finlandia, Czechosłowacja czy późniejsza Jugosławia), zaś niektóre wróciły na mapę – jak Polska czy samodzielne Węgry. Inne narody nie miały tyle szczęścia co Polacy, np. Ukraińcom ostatecznie nie udało się zbudować własnego państwa. Czy to oznacza, że mniej zasłużyli sobie na własne państwo? Że byli od nas w czymś gorsi?
Tak samo ma się rzecz z 1989 rokiem. Często słyszymy, że bez Armii Krajowej, powstania warszawskiego, żołnierzy wyklętych nie odzyskalibyśmy wolności. Ale przecież po upadku Związku Sowieckiego pełnię suwerenności odzyskali również Węgrzy, którzy podczas II wojny światowej kolaborowali z Hitlerem. Dlaczego więc Polaków spotkał taki sam los jak Węgrów, którzy wraz z Austriakami tworzyli monarchię habsburską, korzystając z okupacji Galicji w XIX w., a później współpracowali z nazistami? A może próby szukania rachunku sprawiedliwości w historii to błąd?
Taką samą konfuzję czuję, gdy czytam, że niektórzy twierdzą: odzyskanie niepodległości w 1918 r. czy też wydarzenia z 1989 r. były nagrodą od Opatrzności za wierność Polaków wierze ojców i dziadów oraz Rzymowi. Sęk w tym, że podobny los co Polaków spotkał również Czechów – chyba najbardziej ateistyczny naród na świecie. Z kolei w Finlandii katolicy stanowią ćwierć procenta społeczeństwa, zaś trzy czwarte to Luteranie.
Nie, nie chcę bawić się w historyczne paradoksy. Jako katolicy wierzymy w to, że Bóg wszedł w historię człowieka dwa tysiące lat temu, i cały czas w dziejach obecny jest Duch Święty. Wydaje mi się jednak, że uznawanie, że Pan Bóg dobre narody tu w doczesności nagradza wolnością, a złe karze zniewoleniem, jest zbytnią infantylizacją w myśleniu o naszej ziemskiej rzeczywistości.
Wielki nauczyciel rozumienia znaków historii św. Jan Paweł II pisał w 1974 r. w Myśląc Ojczyzna, że historię piszą nie tyle wielkie wydarzenia społeczno-polityczne, ale poszczególne ludzkie sumienia. Naszą rolą jest więc działać, próbować rozumieć znaki czasu, starać się odczytywać to, co Duch Święty nam mówi poprzez wydarzenia historyczne, a nie jedynie czekać na to, aż Bóg odmieni koleje losu i ześle na Polskę szczęśliwość.
Będziemy krajem szczęśliwym, dostatnim i pełnym spokoju, gdy będziemy ciężko na to pracować, kształtować swoje sumienia, rozeznawać, co dobre i co złe, i starać się według tego kształtować nasze życie prywatne i publiczne. Nie możemy zastąpić naszego codziennego wysiłku dla Rzeczypospolitej jedynie pokładaniem ufności, że dobry Bóg dobrych Polaków wynagrodzi. Trochę jak w tym żarcie o pobożnym Żydzie, który poszedł do rabina narzekać, że Bóg się od niego odwrócił, bo on by chciał wygrać na loterii. A rabin zapytał: „A czy kupiłeś los?”. Dajmy więc Bogu szansę i róbmy wszystko, byśmy mogli wygrać na loterii historii.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki