Logo Przewdonik Katolicki

Jan Nowak-Jeziorański: nie tylko Kurier

Paweł Stachowiak
fot. NAC

Epizod ukazany w filmie Kurier jest być może najbardziej spektakularnym fragmentem biografii Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Sam „Kurier z Warszawy” uważał jednak, że istotniejszą rolę odegrał później, gdy został dyrektorem sekcji polskiej Radia Wolna Europa.

Nareszcie się doczekaliśmy. Mówiło się o tym od lat, czuł to każdy, kto przeczytał Kuriera z Warszawy, Wojnę w Eterze czy Polskę z oddali. Mamy bohatera o niezwykłej biografii, która mogłaby posłużyć jako kanwa sensacyjnego thrillera à la James Bond, politycznego dramatu, melodramatu w cieniu wielkiej historii, a nawet patriotycznej czytanki dla młodzieży. Aż dziw, że tak długo przyszło nam czekać na ekranizację jednego tylko epizodu z życia Jana Nowaka-Jeziorańskiego.
Kurier Władysława Pasikowskiego trafił właśnie na ekrany kin (recenzję autorstwa Łukasza Adamskiego czytelnicy „Przewodnika” mogli przeczytać w numerze 11/2019). Reżyser Psów, Pokłosia i Jacka Stronga jest niewątpliwie klasykiem polskiego kina akcji, potrafi zbudować sensacyjną narrację, chociaż luźno opartą na rzeczywistych zdarzeniach. Tak jest również w przypadku Kuriera. Dlatego warto, aby widz był świadom całości biografii i dorobku tego niezwykłego człowieka, którego losy zainspirowały twórców filmu – Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Jedynie wtedy będzie mógł wyjść poza sensacyjno-awanturniczą aurę filmu.
Epizod ukazany w filmie Kurier jest być może najbardziej spektakularnym fragmentem biografii Nowaka-Jeziorańskiego. Ukazuje jedną z wielce dramatycznych chwil współczesnej historii Polski, moment gdy podejmowana była decyzja o wybuchu powstania warszawskiego; decyzja, która okazała się wyrokiem dla 200 tys. mieszkańców miasta. Powinniśmy mieć świadomość, że sam „Kurier z Warszawy” nie uważał tej chwili za najważniejszą w swojej biografii – był zdania, że nie odegrał wówczas roli rzeczywiście aktywnej, nie miał wpływu na rzeczywistość. Zyskał taką rolę później, gdy został dyrektorem sekcji polskiej Radia Wolna Europa i ten etap swego życia oceniał później jako najistotniejszy. Przyjrzyjmy się niektórym epizodom jednej z najciekawszych polskich biografii XX w. Bez wiedzy o nich film Pasikowskiego pozostanie tylko jedną z wielu sensacyjnych historii w stylu Bonda czy Jasona Bourne’a.
 
Za tę jedną chwilę oddałbym całe życie
Zdzisław Jeziorański – tak się naprawdę nazywał. Pseudonim „Jan Nowak” przybrał dopiero w czasie II wojny światowej. Urodził się dokładnie w tym samym momencie, gdy zagrały działa zwiastujące początek I wojny światowej. Był dzieckiem Polski niepodległej – w niej się wychował, ona była dla jego pokolenia dobrem wywalczonym przez rodziców i dziadów, dobrem godnym największego poświęcenia. Najpiękniejsza, najbardziej godna podziwu generacja, prawdziwy sukces Niepodległej, ci, którzy potrafili złożyć największą ofiarę w dniach wojny i okupacji. Po ukończeniu studiów ekonomicznych w 1936 r. został starszym asystentem w katedrze ekonomiki Uniwersytetu w Poznaniu, przygotowywał doktorat pod opieką znakomitego ekonomisty prof. Edwarda Taylora. Wybuch wojny uniemożliwił mu kontynuację kariery naukowej. Jak wielu ludzi z tego pokolenia uznał za swą powinność włączenie się w działalność konspiracyjną. Zaczął współpracę ze strukturami Polski Podziemnej – ZWZ i AK. Zwieńczeniem tej działalności stała się rola kuriera Polski Podziemnej, drugiego po Janie Karskim oficjalnego wysłannika Polskiego Państwa Podziemnego do rządu polskiego na emigracji.
Proszę mi wybaczyć akcent osobisty, ale pisząc o Janie Nowaku-Jeziorańskim nie mogę uciec od wspomnienia, gdy czytałem po raz pierwszy jego okupacyjne wspomnienia: Kurier z Warszawy. Wspaniała książka, pełna wiedzy, emocji, autentycznego zaangażowania, szlachetnego patriotyzmu, idealna lektura formacyjna dla młodych ludzi, sprzyjająca formowaniu polskości otwartej, krytycznej, niestereotypowej, jakże nam dziś potrzebnej. Sensacyjna fabuła, ciekawe tło historyczne, osobiste spotkania autora z kluczowymi postaciami tamtej epoki: Churchillem, Sikorskim, Sosnkowskim, Mikołajczykiem, Komorowskim etc., a jednocześnie jakże wiarygodne wspomnienia dramatycznych momentów polskiej historii.
Na zawsze zapamiętałem relację Nowaka z 2 sierpnia 1944 r., gdy znalazł się na ul. Świętokrzyskiej w Warszawie, dzień po wybuchu powstania. Przeczytajmy: „Ogarnia mnie uniesienie, jakiego nie doznałem, nigdy przedtem i nigdy później. Za tę jedną chwilę oddałbym całe życie. Czuję obecność tych spod Belwederu i Arsenału. Niewidoczni, są teraz z nami, wmieszani w ten radosny tłum. Wydaje mi się w tym momencie, że własnymi oczyma widzę Polskę, nie tę oglądaną na co dzień, lecz Polskę wszystkich minionych pokoleń, tę samą, która ustami warszawskiego ludu wołała: «Wiwat król, wiwat naród, wiwat wszystkie stany!». Byliśmy znowu wolni na tym małym skrawku warszawskich ulic i domów, przed kilkunastu godzinami wydartych wrogowi własnymi siłami. Są wydarzenia i chwile, które przerastają w życiu człowieka wszystko inne. Dla mnie takim momentem było i pozostanie na zawsze to, na co własnymi oczami patrzyłem wtedy na Świętokrzyskiej – w drugim dniu Powstania Warszawskiego”.
To poczucie euforii, następujące po latach upokorzeń i bezsilności przemawiało do nas, młodych ludzi, konfrontowanych w latach 80. z beznadzieją rzeczywistości stanu wojennego.
 
Gdyby nie nasza radiostacja…
Ciekawym jest, że sam „Kurier z Warszawy” nie uważał tego okupacyjnego epizodu za najważniejszy w swej biografii. Rozmawiając u schyłku lat 90. z Aliną Grabowską, mówił: „Nie mam żadnej wątpliwości, że rozdział radiowy był ważniejszy niż wojenny. Rozdział wojenny był wielką i zarazem tragiczną przygodą wojenną. Byłem świadkiem historii, który oglądał jakby obie strony księżyca. Polskę z perspektywy Warszawy i z perspektywy Londynu. Ale byłem tylko świadkiem. Złożyło się tak jednak, że w czasie wojny żadnego wpływu na bieg wydarzeń nie wywarłem. […] Natomiast jeśli chodzi o Radio (RWE), to nabrałem przekonania, nie od razu, ale po kilku latach naszej działalności, że wywieramy bardzo poważny wpływ na to, co się dzieje w kraju. Być może gdyby nie nasza radiostacja, wydarzenia potoczyłyby się inaczej”.
Rzeczywiście – głos rozgłośni polskiej Radia Wolna Europa, kierowanej od momentu powołania w 1952 r. przez Jana Nowaka-Jeziorańskiego, miał niezaprzeczalny wpływ na sytuację w kraju. Przypomnijmy chociaż jedną tylko, wybraną okoliczność. W 1954 r. uciekł na Zachód prominentny funkcjonariusz aparatu bezpieczeństwa – płk. Józef Światło. Był on zastępcą szefa X Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, instancji odpowiedzialnej za kontrolę nad samą Partią. To w jego gabinecie znajdowała się sławetna szafa, w której zgromadzone były dokumenty kompromitujące członków najwyższego szczebla partyjnej hierarchii. Nowak-Jeziorański uznał, że warto byłoby wykorzystać jego wiedzę dla ukazania fałszu, hipokryzji i kłamstw szerzonych przez partię mieniącą się „ludową”. Światło miał wiedzę o najbardziej strzeżonych tajemnicach reżimu, potrafił opisać nie tylko jego bezprawie, ale również codzienne życie beneficjentów systemu. Bez ogródek mówił o egzystencji elit komunistycznych, opisywał ich uprzywilejowanie, jakże kontrastujące z rzeczywistością codzienności zwykłego obywatela PRL. Miliony Polaków, również członków PZPR, wsłuchiwały się jesienią 1954 r. w rewelacje Światły i domagały się zmian.
 
Długi marsz
„Odwilż”, która nadeszła w 1956 r. po szokującym, tajnym referacie Chruszczowa, potępiającym wiele przejawów stalinizmu, zdawała się stwarzać nadzieję na odbudowę pluralizmu politycznego i kulturalnego, na odzyskanie wewnętrznej suwerenności. Niewiele z tego wyszło. Gomułka, otoczony entuzjazmem narodu, postrzegany jako nowoczesny Konrad Wallenrod, był przecież ideowym komunistą, przekonanym, że ZSRR jest rzeczywistym ośrodkiem komunistycznego świata. Był w tym szczery, przekonał Chruszczowa, że nie dąży do naruszenia fundamentów systemu: kierowniczej roli Partii i przynależności Polski do Układu Warszawskiego.
Dzięki temu udało się Polsce uniknąć losu Węgier, krwawej łaźni, tysięcy ofiar, setek tysięcy uciekinierów. „Węgrzy zachowali się jak Polacy, Polacy jak Czesi”, powiadano jesienią 1956 r. Węgrzy postąpili zgodnie z romantycznym paradygmatem „za wolność naszą i waszą”, nieśli na czele swych demonstracji flagi węgierskie i polskie, dążyli do pełnej suwerenności, dążyli do wolnych wyborów, systemu wielopartyjnego i wycofania z Układu Warszawskiego. Polacy zachowali ostrożność, czeski umiar, poparli Gomułkę, zaprzeczyli tradycji narodowych zrywów.
Któż był bardziej predestynowany, aby w tym momencie, gdy zdawały się chwiać fundamenty systemu, wezwać do jego obalenia? Radio Wolna Europa oczywiście! Tymczasem głos rozgłośni był umiarkowany, bynajmniej nie nawołujący do oporu, raczej wzywający do wsparcia nowej partyjnej ekipy z Gomułką na czele. Rozsądek i roztropność Jana Nowaka-Jeziorańskiego stały u podstaw tej umiarkowanej postawy. On rozumiał, że obalenie systemu, odzyskanie suwerenności jest kwestią dziesiątków lat, że dziś musimy myśleć w kategoriach „długiego marszu”. Najważniejsze, abyśmy uniknęli krwawej rozprawy, która wzorem węgierskim mogłaby przetrącić kręgosłup narodu.
Rozgłośnia polska Radia Wolna Europa była przestrzenią wolnego słowa. Finansowany przez Amerykanów ośrodek medialny nadający z Monachium dał Janowi Nowakowi-Jeziorańskiemu, mianowanemu jego dyrektorem, możliwość realnego wpływu na poglądy Polaków w kraju.
Dyrektor pragnął budować środowisko oporu wobec dążeń władz komunistycznych. Chciał, aby Polacy utrzymali swoją tożsamość bez absurdalnej zbrojnej walki. Postawa wyklętych była mu obca. Nowak-Jeziorański twierdził, iż najważniejszym zadaniem RWE wobec kraju winno być dążenie do zachowania polskiej tożsamości i obrona społeczeństwa przed sowietyzacją. Narzędziem tej walki ma być prawda o wydarzeniach w Polsce i na świecie oraz przeciwstawianie się fałszowaniu polskiej tradycji i historii. Dyrektor RWE podkreślał, że rozgłośnia w żadnej mierze nie powinna nawoływać do czynnego oporu, tworzenia podziemia czy też zbrojnych wystąpień przeciwko władzom komunistycznym. Pragnął budować siłę społecznego oporu wobec systemu, opierając się na rzetelnej informacji.
 
Nagroda
Pod koniec życia uczynił wiele dla włączenia Polski do NATO, wrócił na stałe do kraju: „To były dni najszczęśliwsze – pisał. – Był to nastrój, którego nie zdołam oddać w słowach. Myśmy zawsze mieli uczucie, że w jakimś sensie powracamy do Polski. Że my tam będziemy, że nasze głosy będą obecne we wszystkich polskich domostwach, jak Polska długa i szeroka. Zarówno w gospodarstwach wiejskich, jak i w mieszkaniach ludzi w Warszawie czy we Wrocławiu. To była niewątpliwie najszczęśliwsza chwila”.
W tamtym czasie, na początku lat dwutysięcznych, był ostatnim żyjącym świadkiem najważniejszych dni Polski Podziemnej, człowiekiem, który nie ograniczał się jedynie do roli świadka przeszłości. Zabierał głos w kwestiach aktualnych, był aktywny i czynny. Wielu nie mogło mu tego wybaczyć. Jak to w Polsce bywa, próbowano odebrać mu zasługi, insynuowano, lustrowano, sugerowano niecne intencje. Na nic jednak się to zdało – Jan Nowak Jeziorański pozostanie jedną z najszlachetniejszych postaci naszych dziejów ostatniego stulecia.
Warto przytoczyć relację z roku 1989, gdy po 45 latach wrócił do stolicy i wziął taksówkę z Okęcia: „Zatrzymał się. Wskoczyłem, a on mówi: o, ja doskonale wiem, kto pan jest, bo pana widziałem wczoraj w telewizji. Kazałem się zawieźć do kościoła Zbawiciela, bo to był kościół mojego dzieciństwa, więc chciałem zacząć ten powrót w dawne miejsca od kościoła. Dojeżdżamy i jest na liczniku dwa tysiące siedemset złotych. To odpowiadało wtedy sumie 27 centów. Mówię sobie, ja nie mogę temu przyjemnemu człowiekowi dać 27 centów. Wyciągam dolara, a on mówi, schowaj pan sobie tego dolara. A ja mówię, za mało? A ile? A on mówi – nic. Dlaczego nic? Panie, ja pana słuchałem za darmo tyle lat, to mogę panu raz zaofiarować jeden kurs za darmo. Ja mówię, niech pan jednak sobie weźmie tego dolara. Nie wezmę! I ten jeden dolar, który został mi w ręku, znaczył dla mnie więcej niż wszystkie odznaczenia, jakie dostałem. To była moja nagroda”.
Jan Nowak-Jeziorański, „Kurier z Warszawy”, twórca i dyrektor Radia Wolna Europa, promotor naszej drogi do NATO. Nie wolno nam o nim zapomnieć.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki