Logo Przewdonik Katolicki

Człowiek i jego smartfon

Ks. prof. Henryk Seweryniak, dr Monika Białkowska

Ks. Henryk Seweryniak: Namówili mnie na smartfona, kupili i kazali używać, ale jakoś nie mogę się przyzwyczaić. Może to i lepiej? Jakoś nie lubię tych urządzeń. Świat się z nimi zmienił na gorsze – i ludzie się przez nie zmienili.

Monika Białkowska: Rozmawiałam niedawno z kimś, kto opowiadał mi nie tyle o samych smartfonach, ile o wyrosłej na nich mentalności selfie. Polega ona na poczuciu, że to ja jestem w centrum wszystkich wydarzeń. Kiedyś fotografowało się przyrodę, miasto, drugiego człowieka, wydarzenie. Dziś na każdej fotografii jestem ja, a przyroda, miasto czy drugi człowiek są tylko tłem, ewentualnie czymś w rodzaju białego misia z Krupówek. Nawet jeśli to jest papież. Kilka lat temu z przerażeniem obserwowałam znajomą, która wszędzie jeździła z własnym statywem, żeby nikogo nie musieć prosić o zrobienie jej zdjęcia. Myślałam, że takie totalne wyobcowanie z przypadkowych relacji musi być straszne. Krótko potem pojawiły się smartfony z możliwością selfie i rzeczywistość stała się jeszcze straszniejsza…
 
H.S.: Moje doświadczenie ze smartfonami jest jeszcze inne. Prowadzę wykład, nagle dziura w pamięci, proszę państwa, datę znajdziecie sobie w skrypcie – i na to odzywa się głos z sali: proszę księdza profesora, 1563! Po trzech, czterech sekundach! Krzyczę, że brawo, że daję mu alfę (to moja dodatkowa ocena za aktywność). A on w odpowiedzi podnosi w górę smartfona, który zresztą jest na moich zajęciach zakazany. To mnie dużo nauczyło. On już nie musi wszystkiego pamiętać. Jego wiedza jest większa, od mojej, bo on ma smartfona. To się stało naszą protezą. Dawniej, jak rozmawialiśmy w refektarzu i nie mogliśmy sobie czegoś przypomnieć, trzeba było szukać, czytać, kombinować. Teraz wystarczy zajrzeć do telefonu… To niebezpieczne! Ludzie nie chcą się już niczego uczyć!
 
M.B.: Nie chcą się uczyć na pamięć tego, co nie jest im potrzebne. Już pewnie to kiedyś mówiłam, ale nasi dziadkowie rozpaczali, że nie uczymy się kaligrafii. Ale do czego nam dziś ta kaligrafia?
 
H.S.: Żeby ładnie pisać!
 
M.B.: Ależ ja się dziś podpisuję wyłącznie na liście obecności i dokumentach w banku! Czasem jakąś notatkę zrobię ręcznie, choć coraz częściej notuję jednak w smartfonie.
 
H.S.: A ja bym chciał mieć list przez ciebie napisany! Nie masz niczego tak bliskiego, jak odręcznie napisany list?
 
M.B.: Owszem, mam listy. Z czasów, kiedy miałam 15 lat i nie było jeszcze komputerów, nie mówiąc o internecie. Ale to świat, który minął i nasza tęsknota nie sprawi, że wróci. Za chwilę dzieci będą uczyły się ręcznego pisania tak, jak my uczymy się kaligrafii, czyli hobbystycznie. To nie jest złe, że mają tyle wiedzy pod ręką. Sztuką będzie nie uczenie dziecka, żeby coś pamiętało, ale uczenie, jak znajdować informacje, jak odróżniać te wiarygodne, jak nie nabierać się na fejki.
 
H.S.: Chcesz mi powiedzieć, że nie będzie już potrzebne choćby deklamowanie wiersza? Przecież żeby mówić o miłości, żeby mówić o nadziei, o pięknie, jest potrzebny jakiś wiersz, jakiś fajny cytat, jakaś głęboka myśl, choćby cudza!
 
M.B.: Kiedy potrzebuję fajnego cytatu, który kiedyś przeczytałam, wpisuję trzy słowa do wyszukiwarki i go znajduję. Nie muszę całego pamiętać.
 
H.S.: Ale jaka to rozmowa, kiedy nie masz tego w głowie i zaglądasz do smartfona!
 
M.B.: Ech. Pan Bóg jednak wiedział, co robi, pozwalając człowiekowi żyć niewiele ponad sto lat. Dajemy radę jako trzecie czy czwarte żyjące pokolenie, ale więcej byśmy nie znieśli. Świat się za szybko zmienia, moja prababcia z moją bratanicą nigdy by się nie dogadały. A będąc najstarszym pokoleniem trzeba mieć świadomość, że najmłodsze będzie miało zupełnie inny świat.
 
H.S.: Świat, w którym nie trzeba będzie mówić o miłości?
 
M.B.: Oni o miłości będą mówić swoim własnym językiem. Znajdą na to własny sposób.
 
H.S.: Nie znajdą! Oni idiocieją w tym świecie, barbaryzują się!
 
M.B.: I dokładnie tak samo mówili nasi dziadkowie o nas i nasi prapradziadkowie o naszych dziadkach…
 
H.S.: To znaczy, że już nie będzie potrzebny Homer? Nie będzie potrzebna Ewangelia św. Jana?
 
M.B.: Będą potrzebne, zmieni się tylko narzędzie, przez które dotrą do ludzi. Jeśli mogę do jakiejś treści dotrzeć trzema kliknięciami albo ubrać się i iść szukać jej w bibliotece, to statystycznie rzecz biorąc właśnie teraz ten Homer jest bardziej dostępny dla ludzi niż kiedykolwiek.
 
H.S.: Tyle że ci ludzie już go nie potrzebują i nie szukają… Nie mają wolności posiadania tego w sobie!
 
M.B.: To romantyzm. Wierzy Ksiądz, że gdyby nie mieli smartfonów, uczyliby się Homera na pamięć?
 
H.S.: Ale uczyliby się Herberta, Szymborskiej, wciąż tworzyliby w sobie taki zbiór, repozytorium cudzych myśli, którymi się mogą posługiwać obok własnego doświadczenia. Ale dobrze, zostań przy swoim. Kolejny problem, o którym dobrze pisze na przykład taki Richard Schickel, to poczucie intymności z wielkimi tego świata. O prezydencie USA wiemy więcej niż o własnym sąsiedzie.
 
M.B.: To ma na dodatek swoją drugą stronę: koniecznie chcemy, żeby cały świat miał wgląd w naszą intymność. Ludzie na przykład namiętnie fotografują, co jedzą.
 
H.S.: Nie daj Boże!!! (tu profesor zakrztusił się własnoręcznie przygotowaną sałatą z kurczakiem, pomidorami i oliwkami).
 
M.B.: Serio! Posiłek w restauracji zaczyna się od zrobienia zdjęcia zupie, wrzucenia go na portal, oznaczenia, gdzie i z kim jestem. Ale nie wiem, czy to niebezpieczne, czy tylko zwyczajnie głupie. Ja za to nie lubię protez umysłowych w postaci głosu: „za sto metrów jedź po przekątnej w lewo!”.
 
H.S.: Nie żartuj! GPS to największy wynalazek, za który ktoś powinien dostać Nobla!
 
M.B.: Ale to jest piękne czasem się zgubić! Ile można wtedy świata zobaczyć, do którego GPS nigdy by nas nie zaprowadził!
 
H.S.: Romantyzm, szanowna pani redaktor, to romantyzm!
 
M.B.: Widać oboje jesteśmy romantykami, tylko poezję mamy różną. Ksiądz ma Homera i Herberta, a ja mam mapy!
 
H.S.: I naprawdę myślisz, że nie trzeba izolować od smartfonów choćby dzieci?
 
M.B.: Do pewnego wieku pewnie tak. Ale one będą żyć w świecie, w którym bez smartfona nie kupią biletu na autobus ani na samolot, nie zapłacą za parkowanie, nie zapiszą się do lekarza. Muszą to umieć. Na tym pewnie polega cała trudność wychowywania: że musimy przygotować dzieci do życia w świecie, którego nie znamy i nawet jeśli poznamy, one będą rozumiały go lepiej. Wierzę, że jeśli dostaną dobre fundamenty, żadne narzędzie nie zrobi im krzywdy i one nikomu krzywdy nim nie zrobią.
 
H.S.: Bardzo piękny idealizm.
 
M.B.: Wolę chyba ten idealizm niż odbieranie młodym narzędzi do budowania ich własnego świata – albo naiwne przekonanie, że ktoś przez osiemnaście lat izolowany od nowych technologii jako 20-latek nagle świetnie sobie z nimi poradzi. Wszystko jest dla ludzi: grunt, żebyśmy umieli z tego korzystać.
  


  
Ks. prof. Henryk Seweryniak prof. dr hab. teologii fundamentalnej, przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych w Polsce.
Dr Monika Białkowska doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka „Przewodnika Katolickiego”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki