Jezus zapytał jednak „Czego szukacie?”. To pytanie kluczowe, które radykalnie zmienia sens spotkania. Zaledwie cztery miesiące przed maturą uzdolniona w różnych kierunkach dziewczyna wciąż nie wiedziała, jakie chce podjąć studia. Rodzice byli załamani jej brakiem zdecydowania. Pożalili się kuzynowi, który niespodziewanie zawitał do nich w przerwie między kolejnymi szalonymi projektami, którymi wypełniał swoje życie. „Pogadaj z nią, może jej coś wskażesz” – poprosili zdesperowani. Kuzyn zabrał dziewczynę na spacer. Długo chodzili w milczeniu po lesie. Krewny dostrzegł, że maturzystka z zachwytem i fascynacją chłonie otaczającą ich przyrodę. W końcu zapytał: „Naprawdę nie wiesz, czego szukasz w życiu?”.
Ktoś powiedział, że szukać, to znaczy mieć cel. I motyw do działania. Dwaj uczniowie skorzystali ze wskazówki Jana Chrzciciela, choć nie była jednoznaczna. Nie pożałowali. Już następnego dnia mogli radośnie obwieszczać, że znaleźli Mesjasza. Nie tylko obwieszczać, ale też przyprowadzać do Niego innych. Doświadczyli na sobie prawdziwości słów, które usłyszą później od Jezusa: „Szukajcie, a znajdziecie”.
W szukaniu Boga jest coś wyjątkowego i specyficznego. Człowiek, który szczerze szuka prawdziwego Boga, który nie wymyśla Go na swój użytek i dla własnej wygody, w rzeczywistości sam zostaje przez Niego znaleziony. Bóg ma dla niego powołanie, konkretną misję – przyprowadzanie innych. Tak, jak Andrzej przyprowadził do Jezusa Piotra.