Logo Przewdonik Katolicki

Czy stać nas na solidarność

Piotr Jóźwik
FOT. MOHAMMED BADRA/PAP/EPA,

Kluczowa w podejściu do tematu przybywających do Europy uchodźców jest solidarność. Równie ważna w przypadku osób uciekających przed zagrożeniem życia, jak i europejskich państw, do których cały czas docierają.

To prawda, że fala migrantów docierająca do Europy jest mniejsza niż jeszcze kilkanaście miesięcy temu. Nie zmieniło się jedno: lwią część ciężaru dźwigają na swoich barkach Grecy i Włosi. To do ich wybrzeży codziennie dobijają łodzie i pontony z migrantami przeprawiającymi się przez Morze Śródziemne.
 
Wyrzut sumienia
„Te 7 tysięcy na 40-milionowy kraj, na które zgodził się poprzedni rząd, nie powinno być problemem”. Wystarczyło to jedno zdanie Kornela Morawieckiego, by na równe nogi postawić niemalże cały obóz Zjednoczonej Prawicy. Wszyscy – od szeregowych parlamentarzystów po samego premiera – poczuli się w obowiązku, by przypomnieć stanowisko rządu: nie wpuścimy do Polski żadnych uchodźców.
Mówiąc o „tych 7 tysiącach” ojciec premiera Mateusza Morawieckiego miał na myśli liczbę uchodźców przypisaną do Polski w ramach mechanizmu relokacji. Jak dobrze wiemy, do naszego kraju nie trafił w ten sposób nikt (równie konsekwentny w realizacji swojej polityki był tylko rząd Węgier). Ogółem, jak wyliczyła organizacja Amnesty International, wszystkie unijne państwa wypełniły założenia tego programu w niespełna 29 proc., a z przyjętych na siebie zobowiązań wywiązało się tylko jedno – Malta. To najlepszy dowód na nieskuteczność przyjętych przez Brukselę założeń. Ale konia z rzędem temu, kto potrafi powiedzieć, na czym w ogóle ta relokacja miała polegać.
 
Mit 1: Zostaną tu na stałe
– Celem tego mechanizmu nie było osiedlenie przybyłych do Europy migrantów w krajach unijnych, ale ich szybsza weryfikacja, czyli sprawdzenie, czy przysługuje im status uchodźcy – mówi dr Adam Jaskulski, politolog z UAM w Poznaniu. Zdecydowana większość migrantów przybywa do Grecji i Włoch. Tamtejszy aparat państwowy (nawet z pomocą urzędników wysyłanych przez inne państwa unijne) nie jest w stanie zweryfikować tak wielu przybyszów. – Sposobem na rozładowanie sytuacji było podzielenie migrantów między państwa członkowskie, które odciążyłyby Greków i Włochów w sprawdzaniu, czy danej osobie przysługuje status uchodźcy, czy też nie. Osoby zweryfikowane negatywnie musiałyby wrócić do swoich krajów, a tylko te, które otrzymałyby status uchodźcy, mogłyby pozostać w Europie – wyjaśnia dr Adam Jaskulski. Gdzie dokładnie? W myśl przepisów w państwie, w którym zostali po raz pierwszy zarejestrowani, czyli najpewniej w Grecji lub we Włoszech. Polska, tak jak i pozostałe państwa Unii Europejskiej, mogłaby zdecydować o przyjęciu zweryfikowanych uchodźców, ale taka decyzja miałaby charakter dobrowolny, a nie przymusowy.
 
Mit 2: Trafią tu pod przymusem
– Mechanizm relokacji nie zakładał, że migranci, którzy dotarli na południe Europy zostaną pod przymusem wysłani na drugi koniec kontynentu. To, do jakiego kraju trafią na czas trwania weryfikacji, miało być ich dobrowolną decyzją – mówi Kamil Kamiński z fundacji Przestrzeń Wspólna. To oznacza, że do Polski trafiliby tylko ci, którzy sami by tego chcieli. Zatem do naszego kraju wcale nie musiałoby trafić owe 7 tysięcy ludzi. Mogłoby to być np. kilkaset osób, które w Polsce gotowe byłyby przejść procedurę weryfikacyjną i poczekać na decyzję, czy przysługuje im status uchodźcy, czy też nie.
 
Mit 3: Nie wiemy, kim są
To prawda, że część osób przybywających do Europy nie ma dokumentów potwierdzających ich tożsamość: niektórzy je zgubili, innym je zabrano, jeszcze inni postanowili się ich pozbyć. To jednak nie oznacza, że do Polski trafiłyby osoby podejrzewane o terroryzm. – Wstępna weryfikacja pod kątem zagrożenia dla bezpieczeństwa odbywa się już w Grecji i we Włoszech. Szczególnie wnikliwie tamtejsi urzędnicy przyglądają się osobom bez dokumentów – mówi Kamil Kamiński. Jego zdaniem nasi urzędnicy i nasze służby bez problemu poradziłyby sobie ze szczegółowym sprawdzeniem nawet 7 tys. osób, przypisanych do Polski w ramach mechanizmu relokacji. – Takie osoby trafiałyby u nas do dwóch rodzajów ośrodków. W pierwszym, otwartym, warunki są zbliżone do hotelu robotniczego. Drugi, strzeżony, przeznaczony byłby dla osób bez dokumentów albo takich, które „nadwyrężyły procedury” – wyjaśnia Kamil Kamiński.
 
Co dalej?
Fiasko mechanizmu relokacji pokazało, że mierzymy się z problemem będącym olbrzymim wyzwaniem nawet dla takiej potęgi, jaką jest Unia Europejska. – Kiedy przychodzi powódź to obowiązuje zasada: wszystkie ręce na pokład. W przypadku kryzysu migracyjnego takiej solidarności zabrakło – mówi dr Adam Jaskulski. Jego zdaniem klucz do rozwiązania problemu wędrówki ludów leży w miejscach, skąd ci ludzie uciekają. – Niestety nie widać szans, by udało się w bliskiej przyszłości rozwiązać problemy Afryki czy Bliskiego Wschodu. Dlatego dziś możemy tylko próbować radzić sobie ze skutkami. Unia Europejska nie jest w stanie przyjąć wszystkich, dlatego jak najszybciej powinniśmy zweryfikować ludzi, którzy już u nas są. To pozwoli nam odesłać tych, którym status uchodźcy się nie należy i może być sygnałem dla innych, że wpuszczamy naprawdę tylko tych, którzy potrzebują ochrony – dodaje politolog z UAM.
– Jeśli ktoś na pontonie albo w przepełnionej łódce jest gotów płynąć przez Morze Śródziemne, to znaczy że naprawdę ma ku temu powód – mówi Kamil Kamiński. – Jeszcze trzy lata temu 60 proc. Polaków nie miało nic przeciwko przyjęciu w Polsce uchodźców. Dziś 80 proc. nie chce o tym słyszeć. To jest efekt „straszenia uchodźcami”. Ale ten problem nie zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dlatego czym prędzej powinniśmy pomyśleć, jak w mądry sposób możemy przynajmniej część z tych ludzi przyjąć. Prędzej czy później i tak nie będziemy mieli wyjścia.
 
 
Co możemy zrobić?
bp Krzysztof Zadarko, delegat KEP ds. imigracji:
– Pomaganie na miejscu, o którym tak często mówimy w Polsce, jest ważne, ale nie jest jedyną odpowiedzią na kryzys migracyjny. By rozwiązać problem, należy wyeliminować jego przyczyny – wojny, prześladowania, głód. Poza modlitwą w tej intencji nie jesteśmy w stanie tego znacząco zmienić, dlatego musimy pomóc również tym, którzy zostali zmuszeni do ucieczki ze swoich domów. Dziś fala uchodźców nie jest tak duża jak jeszcze dwa lata temu, ale problem stał się jeszcze bardziej złożony, bo decydujące znaczenie w dyskusji nad nim zaczęły odgrywać argumenty polityczne.
Przede wszystkim odróżniajmy uchodźców, czyli tych, którzy uciekają przed bezpośrednim zagrożeniem, od migrantów. Nie rozumiem narracji o „nachodźcach” czy podboju Europy przez islam; muzułmanów przybywa z racji demograficznych również w Europie. Postarajmy się zobaczyć nie zjawisko, a konkretnych ludzi i spróbujmy im pomóc, gdyby błagali o schronienie. Gdy ich posłuchamy, to może się okazać, że większość z nich wcale nie chce zostać u nas na stałe.
Mamy prawo oczekiwać, że przybysze nauczą się naszego języka, poznają naszą kulturę i będą szanować nasze zwyczaje i tradycje, ale kto ma ich tego nauczyć? Nie mamy dzisiaj w Polsce programów integracyjnych. Pozbawienie obcokrajowców warunków rozwoju będzie skutkowało tym, że poczują się na marginesie, a to z kolei sprzyja radykalizacji. Dokładnie taki scenariusz był już przerabiany na Zachodzie. Dziś mówi się o muzułmańskich dzielnicach we Francji. Ale kto muzułmanów, którzy przybyli do Europy na zaproszenie np. Francji i Niemiec w latach powojennych, ulokował w takich „gettach”?
Czy tego chcemy, czy nie wielokulturowość w Polsce jest już faktem. Wśród nas żyją przecież dwa miliony Ukraińców, są też Czeczeni, Wietnamczycy, Chińczycy, Białorusini i nie widać z tego powodu napięć ani zagrożenia dla naszej polskiej tożsamości. Ale na pytanie, czy potrafimy zbudować społeczeństwo wielokulturowe uparcie odpowiadamy, że nie. W świetle zjawisk zachodzących świecie taka odpowiedź to żadna odpowiedź, zmusza do budowania murów i życia w permanentnym strachu.
 
Janina Ochojska, szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej:
– Dzisiaj nie chodzi o to, żebyśmy przyjęli 6 czy 9 tysięcy. Nie chodzi o kwoty, ale o sam fakt, że jesteśmy gotowi pomagać. Miałam kontakt z koleżanką, która pracuje w obozach w Grecji. Mówi o dramatycznej sytuacji tamtych ludzi. I że sama Grecja nie jest w stanie poradzić sobie z tym problemem. I pomyślałam: a gdybyśmy wzięli do siebie 10 tysięcy rodzin z Grecji? To są głównie uchodźcy z Syrii. Tu przecież chodzi o solidarność.
Nie wiem, czy nasz dystans do Unii Europejskiej wynika z tego, że Bruksela straszy nas sankcjami. Rozumiem jednak, że jeżeli wciąż od nich bierzemy, a gdy pojawiają się problemy to nie chcemy im pomóc, to rodzi się słuszne pytanie, czy to jest w porządku. Nawet jeżeli mogliśmy mieć takie poczucie, że nam ktoś grozi, ale przecież nawet gdybyśmy powiedzieli, że z różnych przyczyn przyjmiemy tylko dwa tysiące, zapewne reakcja Unii byłaby inna. A chcę też przypomnieć, że oni nie trafiliby do nas w takiej grupie od razu. Mieliśmy przyjmować grupami po kilkaset osób przez dwa lata. Tak, żeby przygotować im miejsca. I jeszcze przypomnę, że Unia obiecała nam dać pieniądze: 10 tys. euro za każdą osobę z obozu w Libanie i 6 albo 8 tys. za każdego uchodźcę z obozów z Włoch i Grecji. To są fakty, które są naszym wyrzutem sumienia.
Być może straszenie uchodźcami jest efektem nacisku ze strony Zachodu. Niektórzy chcą się pozbyć albo ukryć ten wyrzut. Wierzę, że modlitwa może być czasem na refleksję: co naprawdę jest dla nas ważne, na czym nam zależy, jakie są nasze wartości, czy chcemy pomóc, czy wolimy jednak się zamknąć… Podejmując świadomie tę decyzję w sumieniu, powinniśmy następnie żyć tą decyzją. Ja nie potrafię w sumieniu spokojnie przejść obok faktu, że mój kraj się zamyka na przyjęcie uchodźców.
 
Massimiliano Signifredi, Wspólnota Sant’Egidio, Rzym:
– „W duchu miłosierdzia bierzemy w ramiona wszystkich, którzy uciekają od wojen i głodu lub są zmuszeni opuścić swoją ziemię z powodu dyskryminacji, prześladowań, ubóstwa i degradacji środowiska”, napisał Franciszek w orędziu na 51. Światowy Dzień Pokoju. W opinii niektórych nacisk, jaki papież Bergoglio kładzie na przyjmowanie migrantów i uchodźców, wydaje się wyborem politycznym, niewłaściwym lub przesadnym. W rzeczywistości wszyscy papieże XX wieku wypowiadali się na ten temat. Wystarczy przypomnieć, że to Pius X w 1914 r. ustanowił Światowy Dzień Migranta i że św. Jan Paweł II dokonał ważnego przełomu w nauczaniu Kościoła w tej sprawie, ustanawiając w 1988 r. nową dykasterię watykańską: Papieską Radę ds. Duszpasterstwa Migrantów i Podróżujących. W 1989 r., w przeddzień głębokich zmian politycznych, które pozwoliły milionom Europejczyków z Europy Wschodniej poszukiwać lepszej przyszłości przez emigrację na Zachód, Wojtyła zauważył z bólem: „Występuje dziś tendencja do zamykania granic”.
W ćwierć wieku sytuacja społeczno-polityczna uległa zmianie. W wyniku konsekwentnego stanowiska państw Grupy Wyszehradzkiej, które nie zaakceptowały ustaleń dotyczących relokacji i którym z tego powodu grożą sankcje ze strony europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, przyjmowanie uchodźców w Europie stało się przyczyną głębokich podziałów między krajami Unii. Zjawisko ma jednak charakter globalny i nie należy go rozpatrywać wyłącznie z perspektywy politycznej i europejskiej. Migracje, które od wieków wpisane są w historię ludzkości, stały się dziś bolesnym  wymiarem globalizacji. Żadne z państw nie jest w stanie w pojedynkę mierzyć się z tym problemem ani samo go rozwiązać. Tutaj potrzeba dalekowzroczności i chrześcijańskiej perspektywy myślenia. Papież Franciszek odwołuje się często do czterech czasowników: „przyjmować, chronić, promować, integrować”. Dlatego wielokrotnie prosił już rządy państw europejskich o stworzenie legalnych dróg migracji, które gwarantowałyby bezpieczeństwo zarówno tym, którzy są zmuszeni do ucieczki, jak i tym, którzy przyjmują. Takimi są korytarze humanitarne, które jak dotąd pomyślnie zostały zrealizowane przez Wspólnotę Sant'Egidio we Włoszech, Francji i Belgii, we współpracy z lokalnymi episkopatami i wspólnotami protestanckimi tych krajów.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki