Logo Przewdonik Katolicki

Teologia przy rosole - „Pragnę!”

ks. prof. Henryk Seweryniak, dr Monika Białkowska
Teologia przy rosole fot Robert Woźniak, Agnieszka Robakowska

Ks. Henryk Seweryniak: Wiesz, zawsze, gdy w Niedzielę Palmową czy w Wielki Piątek wsłuchuję się w Mękę Jezusa, w Jego Pasję, najbardziej wzrusza mnie jedno słowo. Jego „Pragnę”... Jakby chciał do końca wpisać w nasz los. Bo przecież pragnienie jest bardzo ważne. Na każdym poziomie życia...

Monika Białkowska: Owszem. Jak człowiek nie pije, to umiera. A starsi ludzie muszą pamiętać o tym, żeby pić, bo zaczynają pragnienie mniej odczuwać, nie alarmuje ich, kiedy organizm się odwadnia. Średnio około czterech dni możemy wytrzymać bez wody, a potem umieramy. Ale domyślam się, że nie będziemy rozmawiać o odwodnieniu?
 
H.S.: O odwodnieniu nie, ale o pragnieniu. Najpierw trzeba odróżnić pragnienia fizyczne, biologiczne: one dają znać o potrzebach, które muszą być spełnione, żeby człowiek mógł przetrwać na poziomie indywidualnym i na poziomie gatunku.
 
M.B.: Ale pragnienie fizyczne to chyba dla nas za mało? Można być najedzonym, wypoczętym i mieszkać w najpiękniejszym miejscu świata, i wciąż czuć jakiś brak. Na przykład, jeśli nie będzie z kim pogadać. Albo nawet mimo tego, że będzie z kim pogadać!
 
H.S.: Socjologowie nazywają to czasem „głodem społeczeństw sytych” albo „pragnieniem nasyconych”. Francuski filozof Paul Ricoeur przypominał w tym kontekście starożytną formułę: primum vivere, deinde philosophari. To znaczy: Najpierw żyć, potem filozofować. Przyznaje, że najpierw trzeba zaspokoić istotne potrzeby życiowe, ale jednocześnie mówi, że owo filozofowanie jest człowiekowi równie niezbędne. Dziwną masz minę. Nie przekonuje cię to?
 
M.B.: Przekonuje – o ile filozofowanie będziemy jednak rozumieli bardzo szeroko i na różnych poziomach…
 
H.S.: Oczywiście! Będziemy je rozumieli jako wchodzenie w głębię, jako pragnienie, ale charakterystyczne tylko dla człowieka. Jako poszukiwanie czegoś, co jest większe od nas.
 
M.B.: Szukanie jakiegoś porządku w życiu? Bo to się naprawdę odbywa czasem na różnych poziomach. Jedni porządkują świat, odnosząc wszystko do Boga. Inni porządkują go sobie, siadając i odgadując znajomych. Jeszcze inni, podporządkowując sobie – najbliższych, pracowników, koleżanki. W ten sposób sobie układają, co jest dobre, co złe…
 
H.S.: Ale to im nie daje szczęścia. W normalnym życiu jest tak, że ciągle będziesz szukać czegoś więcej. I religia zawsze zwracała uwagę na to ludzkie pragnienie „więcej”. Ale tu jest ważny dla nas moment! Kiedy Jezus spotyka się z Samarytanką, ona daje Mu pić, a On mówi: „O, gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi: <<Daj Mi się napić>>, prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej”. Św. Augustyn komentuje to słynnym sitit sitiri – „On pragnie, żebyś pragnęła”.
 
M.B.: Ładne…
 
H.S.: Piękne! Zarzuca się często, że religia ma zaspokajać jakieś nasze potrzeby, że wynika z naszej potrzeby pocieszenia, z potrzeby bezpieczeństwa. I oczywiście, to poczucie bezpieczeństwa z wiary, w wierze również otrzymujemy. Ale istota w chrześcijaństwie jest zupełnie inna. Dla nas punktem wyjścia jest Bóg, który potrzebuje człowieka i wychodzi go szukać: od Boga biegającego za Adamem i wołającego: „Adamie, gdzie jesteś?!” aż po Jezusa Chrystusa.
 
M.B.: I dochodzimy wreszcie do najważniejszego pragnienia. Do tamtego „Pragnę”, wypowiedzianego przez Jezusa na krzyżu. Przecież On wcale nie chciał już pić. To już niczego nie mogło zmienić, wszystko dokonało się wcześniej. Nie pragnął ani wody, ani wina z octem.
 
H.S.: Pragnął, żeby to wszystko, co zrobił, dopełniło się w każdym człowieku. Pragnął ciebie. Pragnął mnie. Pragnął, żebyśmy poszli Jego śladem.
 
M.B.: Czasem ktoś próbuje tłumaczyć, że Jezus w ten sposób wyraża tęsknotę za Bogiem, że chce znów zjednoczyć się z Ojcem…
 
H.S.: Nie… Kiedy słyszę owo „Pragnę” Jezusa, wracam do Matki Teresy, która kazała to słowo wypisać we wszystkich kaplicach swojego zgromadzenia i tłumaczyła swoim siostrom, dlaczego jest ono takie ważne. „W naszym ciele i duszy miłość nieskończenie spragnionego Boga. I my, ty i ja, i wszystkie nasze drogie siostry, zaspokoimy to palące pragnienie”. Palące pragnienie Serca Jezusa! Porywa mnie u niej to, co w gruncie rzeczy jest starą mistyką chrześcijańską: wiara w to, że to ona zaspokaja palące pragnienie Jezusa. I to, że chce Go kochać tak, jak jeszcze nikt Go nie kochał. A jednocześnie, o czym przecież wiemy, Teresa przeżywa ciemną noc, poczucie rozdzielenia i rozłąki, jakąś potworną pustkę, w której nie czuje, nie odnajduje Boga.
 
M.B.: Problem w tym, że my – ja na pewno nie! – na taki poziom mistyki chyba nigdy nie wejdziemy… Rozumiem Boga, wychodzącego na poszukiwanie człowieka, to jest obraz, który do mnie przemawia. Pasterz szukający zaginionej owcy. Ojciec czekający, nie, wybiegający naprzeciwko marnotrawnego syna...  Pragnienie Boga takie, jak widziała i na jakie odpowiadała Matka Teresa, już trudniej jest zrozumieć…
 
H.S.: I nic dziwnego – dotykamy tu jakiejś tajemnicy. Jak mówić o Bogu, który pragnie? Jak mówić o Bogu, który cierpi? To już jest mistyka czystej wody! Dlatego słucham to Jana Pawła II, który o Bogu wychodzącym do człowieka pięknie pisał w Tertio Millennio Adveniente. I podkreślał, że tym różni się chrześcijaństwo od innych religii, że w tamtych wraża się szukanie, pragnienie człowieka przez Boga, a tu – pragnienie Boga, który wychodzi na szukanie człowieka. Dlatego też tak słucham św. Augustyna. To w ich słowach jest istota: nie chodzi o pierwszeństwo mojego pragnienia. To Bóg najpierw pragnie, a ja mam na jego pragnienie odpowiedzieć. Św. Jan napisze: „On pierwszy nasz umiłował...”. 
 
M.B.: Czyli – jeśli się dobrze wsłuchać – wywracamy właśnie do góry nogami całe myślenie o tym, co musimy zrobić, żeby się Bogu podobać, co Mu dać, ile świec zapalić, ile litanii odmówić, żeby spełnić Jego oczekiwania. Bóg nie chce niczego od nas. Bóg chce nas! Bóg nas pragnie mieć, ze wszystkim, co mamy! To jest Jego pragnienie! A my na nie odpowiadamy, starając się być godnymi Jego pragnienia i Jego miłości. Trochę jak w ludzkiej miłości, kiedy chcę być najpiękniejsza dla ukochanego, choć on i tak poza mną świata nie widzi, nawet jak jestem w dresie?
 
H.S.: I w tym jest chyba cała istota. Bóg pragnie nas. Nie paciorka, nie całowania krzyża – mnie.
 
M.B.: I co z tym zrobić w Wielki Piątek?
 
H.S.: Zacząć tak właśnie rozumieć swoją wiarę. W „Pragnę” usłyszeć Miłość, która szuka nas i przyjmuje bezwarunkowo. Na taką miłość nie można nie odpowiedzieć miłością! I w tym duchu podchodzić, by ucałować stopy Ukrzyżowanego w swoim kościele parafialnym, pośród swoich, ze wszystkim, kim jestem.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki