Jeśli chodzi o nastolatka – ważne jest, by zrozumiał siebie?
– Dokładnie. Charakterystyczne dla tego okresu jest, że nastolatek przestaje się czuć jak dziecko i nie czuje się jeszcze dorosły. „Czuję jak nikt” – często mówią mi gimnazjaliści, wskazując, że nie rozumieją, co się w nich dzieje. Erickson mówił o tym, jako o zawieszeniu między dzieciństwem a dorosłością. Dlatego młodzi ludzie gniewają się, frustrują, są bardzo labilni emocjonalnie: ze stanów euforii szybko przechodzą w stany niemal depresyjne. Ich struktura jest wrażliwa: na zwyczajne spojrzenie nastolatek może wybuchnąć złością i wybiec z pokoju.
A my nie dajemy się nabrać na to, co widzimy, nawet jeśli sprawia wrażenie aroganckiego, cynicznego?
– Tak. Mądry wychowawca nie zatrzyma się na tej skorupie. Gdy dojrzewający młody człowiek arogancko się do nas odzywa, możemy postawić granice: „Nie będę rozmawiać z Tomkiem aroganckim, bo znam Tomka, który jest wrażliwy, czujący, empatyczny”. Mogę powiedzieć to sobie po cichu, w głowie – automatycznie będę zwracać się do niego życzliwym, nastawionym na zrozumienie językiem. Mogę wyartykułować to wprost: by wiedział, że mama czy tata tak go postrzegają. Tylko absolutnie nie odwołujmy się do „grzecznego Tomusia” – bo to przyniesie skutek odwrotny. Owszem, nastolatek może nam odpowiedzieć, że mówimy tak, bo naczytaliśmy się poradników. Ale i tak to przyswoi.
W nastolatku zmieniają się struktury fizjologiczne i umysłowe, które dotychczas były mocowane przez niekwestionowane autorytety.
– Nastolatek dopuszcza kontestację – zjawisko niezwykle korzystne, bo pozwalające na wytworzenie nowej jakości. Wykorzystując bazę, którą podarowaliśmy mu w procesie wychowania, uwewnętrzni własne wartości, zinternalizuje zasady, zastosuje świadomie wybrany światopogląd. My, dorośli, w tym okresie możemy przede wszystkim zgodzić się na stratę.
Na stratę?
– Bo nie będzie już przy mnie małej uroczej dziewczynki czy chłopca. Tu bywa, że dochodzi do zwarcia pomiędzy nastolatkiem a rodzicami, którzy kurczowo trzymają się dawnej wizji swojego dziecka.
Używają tego samego dłutka, które służyło im do kształtowania dziecka w wieku 5-6 lat?
– Tak. Tymczasem nasze dziecko potrzebuje już zupełnie innego traktowania. Ponieważ nastolatek oscyluje pomiędzy zachowaniami dziecinnymi a dorosłymi, ważne byśmy dopasowywali się do jego aktualnych potrzeb. W momencie, gdy chce się przytulić jak dziecko, dajmy mu to. Gdy za dwie godziny chce, by z nim porozmawiać jak z dorosłym – dajmy mu także i to. Z moimi dziećmi sprawdzał się rytuał wspólnego picia kawy. Dla 13-latki parzyłam kawę zbożową, dla 18-latka naturalną, ale łagodniejszą. Świadomie uruchamiałam skojarzenie picia kawy z dorosłością: wcześniej byłeś dzieckiem, więc nie było wspólnego picia kawy. Teraz jesteś w trakcie dorastania – siadamy razem, pijemy kawę i rozmawiamy na poważne tematy. Nie instruuję nastolatka punkt po punkcie: sprawy seksualne, szkodliwe zachowania. Pytam, co sądzi na dany temat, mówię, jak ja to widzę – bo każde z nas postrzega z innej perspektywy.
W ten sposób pomagamy mu coraz bardziej kształtować jego dorosłość.
– Tak. Około stu gimnazjalistów, z którymi pracuję podczas warsztatów, mówiło mi, że rodzice „chcą nas traktować jak dzieci, a wymagają jak od dorosłych”. Trzynastolatkowi nie służy mówienie „jesteś dorosły” – bo nie jest. Ani „nie znasz się na niczym” – bo to także nie jest prawda, a jedyne co uzyskamy – to przepaść w relacji. „Jesteś dorastający”, widzę tę ewolucję i dostrajam do niej moje zachowanie – to pomaga i na tym polega wzmacnianie procesu zmiany ku dorosłości.
Czy Pani zdaniem możemy uchronić nastolatka przed ryzykownymi zachowaniami?
– Nie upilnujemy go. Jeśli sobie tego życzy, zaangażuje się w każde z nich. To, co możemy zrobić, to pracować, by miał umocowania w wartościach, których nie będzie chciał ruszyć z różnych powodów. Moja córka nie zdecydowała się w liceum pić z innymi, bo – jak mi powiedziała – „czułaby się nie w porządku” wobec mnie i męża. To może słaba motywacja, ale na początek wystarczy. Charakter niekoniecznie tworzy się w ten sposób, że decyzje są poparte uzasadnieniami moralnymi. Gdy nastolatek dorośnie, będzie potrafił powiedzieć – nie pójdę tam, bo się nie zgadzam.
W jaki sposób zaszczepiała Pani wartości w swoich dzieciach?
– Gdy rodzic organizuje pogadanki na trudne tematy, zostaje odrzucony. Ja wykorzystywałam aktualne wydarzenia, by je komentować. Na przykład gdy ktoś po narkotykach przejechał człowieka na pasach, głośno wyrażałam oburzenie, które odczuwałam, mówiąc, że za to powinna być wysoka kara. I zostawmy to. Bo jeśli dopowiemy kolejne zdanie: „i ty broń Boże tak nie rób” – wymierzymy szpicrutę w nastolatka. Naszą rolą jest „zasiać treść”. On będzie myślał, boksował się. Wieczorem przyjdzie może do mnie i powie: „Nie zgadzam się, to staroświeckie”. To dobrze. Oznacza, że ta treść pracowała w nim i że chce się nią dzielić. „Tak. Możesz się nie zgadzać. Ja i ty jesteśmy innym pokoleniem. Ja dzielę się z Tobą, a Ty ze mną po to, by się poznawać”.
A jak może wyglądać komunikacja pozawerbalna z nastolatkiem?
– Gdy nikt nie widzi, przytulmy go mocno, przekazując tym gestem, że mu towarzyszymy. Nawet jeśli odepchnie dłoń, nie dajmy się na to nabrać: rozbicie nastolatka domaga się takiego balsamu.
Wyobraźmy sobie: wymiana zdań z nastolatkiem. Atmosfera gęstnieje, rzucamy pierwsze ostre słowa – i…
– Zawsze możemy się zatrzymać. Ja umówiłam się ze swoimi dziećmi, że gdy zaczynamy mocno podnosić głos lub rzucać w siebie przysłowiowymi kamieniami, ten kto ma więcej przytomności mówi: Stop. Bo to do niczego nie prowadzi. Oczywiście raz nam się to uda, raz nie. Umówiliśmy się też na szczerość. Jeśli dziecko ma wrażenie, że „krzywo” na niego patrzę (lub odwrotnie), mówimy sobie o tym. A druga osoba odpowiada szczerze, czy tak jest. To pozwala zmniejszyć projektowanie, czytanie w cudzych myślach i wynikające stąd spięcia.
Jedną z podstawowych potrzeb nastolatka jest potrzeba bycia traktowanym osobowo. Nie pozwalajmy sobie na żadne zachowanie uprzedmiatawiające – zwracanie się per „smarkaczu”, „mała” czy ironiczne komentarze typu: „o, księżniczka już wstała; niektórym w domu tak wolno”– bo to powoduje przepaść. Zamiast tych objawów nieradzenia sobie w relacji – stosujmy konsekwencję. Używajmy imienia z szacunkiem. A gdy omawiamy ważne sprawy, używajmy go bez zdrobnień. Nastolatek to słyszy i pozaświadomie się dostosuje.
Mówi pani o okresie dorastania z ogromną akceptacją.
– Moim zdaniem to najciekawszy w życiu okres: bo w nim najwięcej się zmienia.
Moi znajomi nie zgodziliby się z tym zachwytem. Pierwszemu dziecku towarzyszyli w dojrzewaniu z powodzeniem, jednak przy drugim – jak twierdzą – o mało się nie rozwiedli.
– Nie ma wątpliwości, że każde dziecko jest inne i będziemy doświadczali innych zachowań i innego ich nasilenia. To pokazuje, że rodzice w tym czasie muszą się wspierać. Ich zadaniem jest efektywne przeprowadzenie przez ten okres i dziecka, i siebie. Jeśli dziecko dopuszcza się trudnych zachowań, wyjdźmy z domu, przegadajmy to. Pozwólmy, by złość czy rozżalenie się z nas wylało. Zdarza się, że gdy rodzice ochłoną i wrócą do domu, nastolatek czeka już na nich i patrząc spode łba mówi: „No co, głupio wyszło”. Nie dawajmy się zaprosić do gry – kto komu utrudni życie. Niekiedy dobrze jest ją zdemaskować: „My nie gramy z tobą w grę «zły nastolatek». Jesteś naszym dzieckiem, kochamy cię”. Jesteśmy jednym systemem rodzinnym i mamy siebie wzmacniać nie przeciw, a równolegle z dzieckiem.
Po czym poznać, że nasza postawa wobec nastolatka jest efektywna?
– To dość indywidualne. Na poziomie faktów: nastolatek rozmawia z nami, nie zaniedbuje ważnych życiowo działań, np. nauki, nie pozwala sobie na natłok ryzykownych zachowań.
Natłok?
– Bo to nie oznacza, że nie będzie eksperymentować i przyprawiać nas o siwienie włosów. W ten sposób metodą nieraz spektakularnych doświadczeń odnajduje „swoje futerko”. Na przykład niespodziewanie przyjdzie ubrany na czarno i zacznie słuchać głośniej, ciężkiej muzyki. Gdy nie będziemy reagować ostro, lecz szczerze rozmawiać, dojdzie do wniosku: „Aha, mimo że rodzice tego nie pochwalają, mogę wybrać”. I prawdopodobne jest, że za miesiąc zdejmie czarne ciuchy, włoży np. koszulę w kwiaty i będzie słuchał reggae. Kiedyś to wszystko wróci na swoje tory. A my zamiast lamentować, witajmy z szacunkiem Młodego Dorosłego.
A po cały ten ciekawy okres dla nas, rodziców?
– Po to, byśmy dojrzewali wspólne. Rozwiązując kryzys polegający na zmianie kształtu naszej rodziny, nie usztywniając, lecz ewoluując wraz z nastolatkiem – w konsekwencji sprawiamy, że nasza córka czy syn będzie w stanie budować z nami dialog jako dorosły. Zamiast sytuacji, gdy odwiedza nas z poczucia obowiązku, a my z żalem mówimy: „Tyle ci dałem, a ty o rodzicach nie pamiętasz”, będziemy umieli pozostawać w kontakcie szczęściodajnym dla obu stron.