Logo Przewdonik Katolicki

Nieprzyzwoite podglądanie

Piotr Zaremba

Takie brzydkie praktyki jak podglądanie cudzej korespondencji raczej trywializują zjawisko wiarołomności i pozwalają się z nim oswoić

„Afera” Ryszarda Petru, lidera Nowoczesnej, i jego klubowej koleżanki miała kilka odsłon. Ostatnią był pomysł Super Expressu, aby sfotografować na sali sejmowej, dzięki zaawansowanemu technicznie sprzętowi, SMS-y w telefonie posłanki Joanny Schmidt. Ich treść została opublikowana ku uciesze gawiedzi. Nie ulega wątpliwości, że mamy do czynienia z podglądaniem cudzej korespondencji. Media nie mogą otwierać cudzych listów, tak jak nie mogą kraść dokumentów czy instalować podsłuchów (a czasem wszystkie te rzeczy robią – patrz historia brytyjskich mediów Ruperta Murdocha). Uważam, że koledzy z Super Expressu dopuścili się przestępstwa.
Ale debata na ten temat, również internetowa, ujawnia, że ludzie zszokowani nie są. Podział przebiega raczej wzdłuż linii politycznych. Wielu ludziom podpatrywanie telefonu pani  Schmidt jawi się jako logiczny dalszy ciąg tropienia wyprawy posła Petru na Maderę czy zdemaskowania (przez mój tygodnik) faktu, że spotykali się za publiczne pieniądze. Oburzają się więc przeciwnicy rządu, a wielu zwolenników nie ma nic przeciw. W tamtych rewelacjach chodziło o coś innego, a romans został ujawniony, trochę przy okazji. Czy publiczność powinna być informowana o życiu prywatnym swoich reprezentantów? Niedawno mój sąsiad felietonowy Michał Szułdrzyński przekonywał, że ludzie zdradzający żony lub mężów nie są warci zaufania. Czy to oznacza również zachętę do pakowania się mediów w życie prywatne polityków?
Mam w tej sprawie pogląd idealnie ambiwalentny. Niewątpliwie historia zdrad i rozwodów jest przyczynkiem do badania charakterów naszych przedstawicieli. W tym sensie sterylnej dyskrecji nie da się zapewne zachować. Zarazem podtrzymam twierdzenie, że samo chodzenie za kimś, żeby go podglądać, jest czymś paskudnym, zwłaszcza jeśli robi się to dla podbicia nakładu swojego medium. A już naganność zaglądania komuś w listy rozumiał kiedyś każdy przyzwoity człowiek. Dziś wielu konserwatystów to w tej sprawie dzieci epoki każącej zamieszczać wszystko na Facebooku czy Snapchacie.
Zarazem zauważę, że choć dla jakiejś grupy ludzi sprawa wierności jest pewnie wciąż ważna, nie wydaje się, żeby o czymś w zasadniczy sposób przesądzała. Nawet po prawej stronie, gdzie roi się od rozwodników. Oczywiście przyczyny ich życiowych porażek, bo każdy rozwód to porażka, mogą być różne. Niemniej należy podejrzewać, że w wielu wypadkach poprzedzają je podobne historie jak ta posła Petru. Pierwszy przykład z brzegu: szef konserwatywnej TVP Jacek Kurski porzucił swoją rodzinę i chce się żenić z panią, która też się rozwód. Nie wydaje się, aby to niepokoiło czy to lidera PiS, czy konserwatywną publikę tej telewizji, chociaż sprawa jest nagłośniona.
Jak na razie ekscytowanie się szczegółami rodzinnych awantur i wiarołomności służy raczej jałowej ekscytacji niż karaniu kogokolwiek. A w pewnych sferach jest wręcz rytuałem – celebryci z branży artystycznej podbijają rewelacjami o sobie zainteresowanie – bez konsekwencji. Boję się momentu, gdy z politykami będzie podobnie. Ale tym bardziej mam wrażenie, że takie brzydkie praktyki jak podglądanie cudzej korespondencji raczej trywializują zjawisko i pozwalają się z nim oswoić. Choć mam ciągle nadzieję, że dla wyborców prawicy to odrobinę większy problem niż dla elektoratu Nowoczesnej.
 
PS Napisałem tydzień temu, że Donald Trump nie zmieni stanu prawnego w USA odnośnie do przerywania ciąży. To jasne, ale chyba w dzień po przesłaniu tego felietonu odciął dopływ gotówki do instytucji promującej aborcję na świecie. Odnotowuję, nie przewidziałem.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki