Logo Przewdonik Katolicki

Polityka, moralność i pokusy

Piotr Zaremba
FOT. MAGDALENA BARTKIEWICZ. Piotr Zaremba historyk, dziennikarz, publicysta, komentator polityczny

Kiedy wybuchają takie historie jak ta z domniemanym romansem posła PiS Stanisława Pięty, ujawniają się dwie szkoły.

Są ludzie głoszący, że życie prywatne polityków powinno być znane ich wyborcom, bo wiedza o nim pozwala na ocenę stopnia ich wiarygodności. Inni z kolei uznają szeroką sferę prywatności i nie chcą jej naruszania. Choć nawet oni skłonni są przystać na wyjątki, jeśli na przykład to życie prywatne wpływa na wykonywanie publicznych obowiązków.
Nie chcę się zapisywać a priori do żadnej z tych szkół. Podpatrywanie, czytanie cudzych listów (w tym przypadku SMS-ów) mnie brzydzi. Widzę w tym oddzielny problem – jak daleko mogą posunąć się media. Te brukowe często sięgają bruku. Równocześnie opinia o jakimś znaczeniu życia prywatnego dla ogólnej reputacji polityka trafia do mnie. I tu szczególnie zła wiadomość dla prawicy. Jeśli ktoś zawzięcie moralizuje, stawia innym wysokie wymagania, powinien być nieskazitelny. Czy tej jego nieskazitelności powinno się pilnować, wykradając mu SMS-y? Pytanie zawisa w powietrzu.
Na pewno są dodatkowe okoliczności. Kiedy lider Nowoczesnej Ryszard Petru leciał z „zaprzyjaźnioną” posłanką na Maderę, chodziło nie tyle o pilnowanie jego wierności małżeńskiej (poseł kieruje partią liberalną), ile o przedkładanie przyjemności ponad obowiązek – trwania w okupowanym parlamencie z kolegami. Poseł Pięta jako członek kluczowych komisji, śledczej i zajmującej się służbami specjalnymi, był z kolei podatny na szantaż. Kręcąca się wokół niego kobieta mogła wręcz być kimś podstawionym. Z kolei to, co jej obiecywał (praca w Orlenie), to dobry przyczynek do wiedzy o całkiem już publicznej moralności naszych elit.
Pamiętam przypadek Kazimierza Marcinkiewicza, przyzwoitego i wbrew późniejszym stereotypom kompetentnego polityka. Przez lata był nauczycielem fizyki w Gorzowie, nagle poznał wielki świat, kontakty z biznesem, pieniądze w najbliższych okolicach. Drogie lokale i bogatych znajomych. Stał się kimś innym. Porzucenie rodziny łączyło się u niego z zasmakowaniem w roli celebryty. Zniszczyło to tak naprawdę jego karierę, bo nowa rola nie gwarantowała wiecznego zainteresowania. Ale zaczęło się od porzucenia dawnego życia na rzecz nowego. Od zachłyśnięcia się czymś, czego się nie znało.
Przypadek posła Pięty jest naturalnie inny, bo on nie wybrał nowego życia, a próbował łączyć stare z nowym. Nie stał się też celebrytą. Ale wątek nieradzenia sobie z pokusami jest podobny. Jeszcze dziś niektóre prawicowe media próbują go przedstawiać jako ofiarę. Stał się ofiarą, owszem – własnych słabości.
Piszę to bez łatwej satysfakcji, polityka to przecież zawód dla ludzi. Choć trudno się oprzeć wrażeniu, że pan poseł nie był tak wyrozumiały dla osób i całych grup, o których się wypowiadał, tonem bezwzględnego moralisty i nieumiarkowanego krytyka.
Nasuwa mi się myśl inna. Ta obserwacja dotyczy ugrupowania posła Pięty. PiS składa się w dużej mierze z takich ludzi – skromnych do niedawna, a zawziętych w krytykowaniu różnych patologii polskiego życia publicznego. Dziś weszli w sam środek tego, co krytykowali. Wielu nie wytrzymuje pokus. Nie zorganizowali tak regularnych sieci powiązań z biznesem jak ich poprzednicy. Ale chętnie korzystają z życia, z ogromnych możliwości, jakie otworzyła przed nimi pozycja rządzących.
Jeśli przez coś PiS przegra, to najpewniej przez własne pokusy. Wystarczy poobserwować wystawne imprezy, gale, jakie to środowisko dziś organizuje dla swoich. Tam są atrakcyjne kobiety, ale są też lobbyści. Poseł Pięta to jeden więcej, nie najważniejszy alarmowy dzwonek.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki