Równocześnie podkreślił, że życie osób niepełnosprawnych, jeszcze przed narodzeniem, jest zbyt słabo chronione przez polskie prawo.
Oczywiście z takiej deklaracji można się tylko cieszyć, bo jest to stanowisko niezwykle rzadkie dziś wśród przywódców państw. Mam z nim jednak także pewien kłopot. Przede wszystkim z uzasadnieniem. Deklaracja, że chodzi o względy religijne, przesuwa sprawę ochrony ludzkiego życia z dziedziny praw człowieka w obszar światopoglądu. Z obszaru, gdzie możemy się domagać, w obszar, gdzie nic nikomu nie można narzucać. A przecież ta sprawa nie jest subiektywną kwestią naszego sumienia, a najważniejszym, naturalnym, prawem człowieka. Prawem do życia.
Wydaje się, że wątek demograficzny jest tu też trochę nie na miejscu. Zwłaszcza jeśli mówimy o dzieciach niepełnosprawnych. Oczywiście aborcja rzutuje na kryzys demograficzny, ale to nie z tego powodu powinna być zakazana.
Jest jeszcze inna rzecz w tej wypowiedzi. Pan prezydent mówi, jak gdyby z pozycji komentatora, a nie decydenta – pierwszej osoby w państwie. Skoro pan prezydent uważa, że prawo niedostatecznie chroni nienarodzone dzieci, to powinien działać na rzecz jego poprawy. Przecież może poprzeć któryś z projektów, zachęcić posłów, albo skorzystać z własnej inicjatywy ustawodawczej.
Piszę o tym, przyglądając się choćby polityce i zachowaniu w tej kwestii nowego prezydenta USA. Decyzje Donalda Trumpa w pierwszych dniach urzędowania jasno pokazują, że jego zapowiedzi z czasu kampanii wyborczej, odnoszące się do planów zakazu aborcji, a gdzie się da jej ograniczenia, trzeba traktować jak najbardziej serio. Poglądy pro-life jako główne kryterium doboru kandydatów do Sądu Najwyższego, zakaz dotowania organizacji wspierających aborcję, udział zastępcy prezydenta Trumpa w waszyngtońskim marszu dla życia. Wszystko to wydarzyło się tuż po przejęciu władzy w Białym Domu.
A u nas w sprawie ochrony życia cały czas po dawnemu. W ostatni czwartek sejmowa komisja rozpatrywała nowy projekt ustawy Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia. Mogła skierować go do laski marszałkowskiej i dać mu szansę. Nie skierowała, mimo że większość członków komisji to posłowie partii rządzącej. Posłowie poprosili o opinię panią premier. To oczywista gra na zwłokę, ale także zaniechanie z wszystkimi tego konsekwencjami, politycznymi, moralnymi i tymi najbardziej konkretnymi, ludzkimi. Szkoda!