Logo Przewdonik Katolicki

Kto da więcej? Teoria gier w wychowaniu

Bogna Białecka
ILUSTRACJA AGNIESZKA SOZAŃSKA

Teoria gier to dział matematyki zajmujący się badaniem optymalnego zachowania w sytuacji konfliktu. Początkowo analizowała dynamikę gier hazardowych, dziś… podpowiada między innymi jak wychowywać dzieci.

Jak to się stało? Profesor filozofii Kevin Zollman we współpracy z dziennikarzem Paulem Raeburnem napisał książkę Poradnik wychowawczy teoretyka gier (The Game Theorist’s Guide to Parenting). Choć prof. Zollman jest bezdzietny, porady zostały przetestowane na najmłodszych dzieciach dziennikarza (ma on trójkę dorosłych dzieci, dwóch synów w wieku szkolnym i jednego wnuka). Okazały się równie skuteczne w praktyce, jak obiecująco wyglądały na papierze, stąd duży sukces poradnika. Książka odpowiada na pytanie, jak rozwiązać problem pojawiającego się w milionach domów oskarżenia: „Tato, ale to nie fair”. Autorzy pocieszają nas, że część trudnych zachowań dzieci – zwłaszcza uporczywe (czasem przykre w wyrazie) dążenie do sprawiedliwego traktowania wydaje się zaprogramowane genetycznie, lecz dzięki temu – możliwe do wykorzystania ku dobremu. Co zatem może zrobić rodzic, którego dzieci wciąż się kłócą lub mają nieustanne poczucie bycia traktowanym niesprawiedliwie?
 
Jeden dzieli, drugi wybiera
Jeżeli mamy okazję obserwować rodzeństwo albo zachowanie dzieci w grupie, widzimy, jak ważna jest dla nich zasada sprawiedliwości. Czasem wydaje się wręcz absurdalna, gdy dziecko zmienia się w „psa ogrodnika”, który sam nie skorzysta, lecz i innym nie da. Autorzy utrzymują, że poczucie sprawiedliwości jest wrodzone, uwarunkowane genetycznie i absolutnie naturalne. Prowadzi to do konkretnych konsekwencji.
Jak się okazuje, każdy rodzic wypróbował w praktyce co najmniej jedną zasadę z teorii gier, czyli regułę „jeden dzieli, drugi wybiera”. Jeżeli mamy do podziału na przykład ciastko, najlepszym wyjściem wydaje się, żeby jedno dziecko je przekroiło, a drugie wybrało kawałek. Wydaje się fair? Niestety, dzieci są bystre i dość szybko odkrywają, jak otrzymać „większą połowę”. Z reguły mniejsze dzieci mają problem z precyzyjnym ukrojeniem ciastka. Dlatego starsze będzie nalegać, by to mniejszemu wręczyć nóż. Gdy potem wybiera większy kawałek, może na oskarżenia o niesprawiedliwość zareagować: „Ale to było w porządku, bo ty dzieliłeś”.
Dlatego autorzy proponują kolejne rozwiązania, które mogą pomóc w sprawiedliwym podziale dóbr. Tym bardziej że niektóre rzeczy są niepodzielne. Jeżeli kupiliśmy na przykład playstation, jest jedna rzecz, której nie da się podzielić: przywilej korzystania z konsoli po raz pierwszy. Tak samo będzie ze zwierzątkiem domowym. Kupujemy pieska – kto mu nada imię? Tylko jedna osoba może to zrobić, bo pies nie nauczy się reagować, jeśli otrzyma od każdego domownika inne imię.
 
Aukcje
Autorzy proponują w takim wypadku… aukcję. Jeśli ktoś się interesował aukcjami, wie, że mamy różne ich rodzaje. Co ciekawe, każdy nadaje się do wykorzystania jako narzędzie wychowawcze. Dzięki postawieniu pożądanej rzeczy pod licytację zostanie ona przydzielona temu, komu najbardziej na niej zależy. Powiedzmy, że kupujemy psa, jednak w planach mamy też przygarnięcie kota. Syn bardzo cieszy się na pieska, córka z wytęsknieniem czeka na kotka, ale oczywiście oboje zgłaszają, że chcą nadać imię psu. Chłopcu niezwykle na tym zależy, dziewczynka obawia się, czy kot rzeczywiście pojawi się w domu, dlatego nie chce zrezygnować z szansy nadania imienia zwierzęciu.
Możemy zastosować prostą zasadę z teorii gier – losowanie. Jednak wtedy przywilej może przypaść dziecku, któremu mniej na nim zależy, a drugie i tak będzie rozżalone. Dzięki aukcji możemy odkryć, kto jest bardziej zdeterminowany zawalczyć o prawo nadania psu imienia, a jednocześnie druga osoba nie będzie miała poczucia niesprawiedliwości – bo sama zrezygnowała z tego przywileju! Jakie mamy zatem opcje?
Aukcja duńska polega na tym, że wyznacza się najwyższą cenę na licytowany przedmiot i jest ona stopniowo obniżania do momentu, gdy ktoś go kupi.
W aukcji angielskiej zaczynamy od stawki najniższej, a każdy, kto jest skłonny tyle zapłacić, trzyma rękę w górze. Stopniowo podnosimy stawkę. Osoba, która najdłużej utrzyma rękę w górze, zdobywa przedmiot. Co ważne – gdy ktoś wypadnie z licytacji, nie może już do niej wrócić.
Istnieje też tzw. ślepa aukcja. Nie zostaje wyznaczona cena, uczestnicy stawiają „w ciemno” określoną kwotę za licytowany przedmiot i zapisują ją na kartce. Zwycięzcą zostaje ten, kto w zamkniętej kopercie zaoferował najwyższą cenę, ale płaci on drugą pod względem wielkości zaoferowaną kwotę. Taki system nakłania do starannego kalkulowania rzeczywistej wartości. 
Systemy te można stosować wymiennie, dzięki czemu unikniemy monotonii. Pytanie brzmi: co będzie walutą? Raczej nie pieniądze, bo bez sensu byłoby, gdyby dzieci zwracały rodzicom swoje kieszonkowe. Poza tym jego wysokość różni się zależnie od wieku, dla
7-latka 5 zł ma inną wartość niż dla 15-latka. Dlatego walutą mogą być obowiązki domowe. Ile warte jest nadanie psu imienia? Okazało się, że zamiecenie i umycie wszystkich podłóg w domu, mycie okien oraz podzielone na części trzy godziny zabawiania najmłodszej, półtorarocznej siostrzyczki.
 
Konsekwencje
Teoria gier może przydać się też do opanowywania trudnych zachowań dzieci. Autorzy podają następujący przykład. Rodzina jedzie na wakacje. Siostra wciąż dokucza młodszemu bratu, a on płacze. W związku z czym tata grozi: „Jak nie przestaniesz dokuczać bratu, zawracam samochód i nigdzie nie pojedziemy”. Oczywiście dziewczynka po chwili zastanowienia nadal znęca się nad bratem. Przejrzała blef, wie, że tata na pewno nie zrezygnuje z opłaconych już wakacji, by ją ukarać. Stąd pierwsza porada teoretyka gier: konsekwencje niewłaściwego zachowania muszą być wiarygodne. Dalej – muszą być dotkliwe z perspektywy dziecka. Gdyby tata zapowiedział: „Jeśli nie przestaniesz dokuczać bratu, wieczorem nie będziesz oglądać bajki”, córka nadal nie byłaby zbyt zmotywowana, bo zwykle na wakacjach oglądają bajki dostosowane do poziomu młodszego brata, a ona robi to bardziej z nudów niż rzeczywistego zainteresowania. Trzecia porada – warto zautomatyzować konsekwencje. Przykładem zautomatyzowanej konsekwencji jest podpisywanie przez członków prestiżowych zespołów sportowych oświadczenia, że jeśli ktoś przyłapie ich na paleniu lub piciu alkoholu, zostają wykluczeni z zespołu. Od tego nie ma odwołania. Przekroczenie zasady powoduje natychmiastową, automatyczną konsekwencję.
W omawianym wyżej przypadku taką zautomatyzowaną konsekwencją mogłoby być zapowiedzenie dzieciom, że jeśli dziewczynka będzie dokuczać bratu, automatycznie uzyskuje on prawo do wybrania muzyki, której będą słuchać do końca podróży. Jest to konsekwencja przykra dla wszystkich członków rodziny, ponieważ maluch ma osobliwy gust muzyczny, jednak najbardziej cierpiałaby siostra, która dostaje drgawek za każdym razem, gdy brat włącza muzykę. Jak podkreślają autorzy, dobrze sformułowana groźba konsekwencji powoduje, że nie trzeba z niej korzystać. W omawianym przypadku dziewczynka natychmiast znalazła sobie bardziej konstruktywną rozrywkę.
Propozycje te wydają się ciekawe i godne przetestowania. Zauważa się, że test zautomatyzowanych konsekwencji ma lepsze zastosowanie wobec starszych dzieci, zaś mniej przydatny będzie dla przedszkolaków oraz osób w stanie porwania emocjonalnego (czyli
niepanujących nad swoimi emocjami). Moje dzieci wykazały zainteresowanie systemem aukcji i postanowiliśmy skorzystać z niego przy najbliższej okazji. Każda rodzina może jednak spróbować odpowiednich dla siebie sposobów.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki