Logo Przewdonik Katolicki

Nikt cię nie zhejtuje tak jak katolik

Anna Sosnowska

Na początek zagadka: Kto to jest? „Zdrajca chrześcijaństwa, który nakazuje narodowi polskiemu przyjmowanie saracenów”; pochodzi „z sowiecko-żydowskiej mafii okupującej i okradającej Polskę i Polaków od 1945 roku”; „bezkarny śmieć”, „straszna plama na polskim Kościele”, „durny analfabeta” i „heretyk”.

Mowa oczywiście(?) o abp. Wojciechu Polaku, prymasie Polski. Rzeka hejtu wylała się na hierarchę po wywiadzie na temat uchodźców, jakiego udzielił „Tygodnikowi Powszechnemu”. Powiedzmy sobie szczerze: ksiądz prymas solidnie dostał po głowie od swoich współbraci w wierze (zresztą od osób zdystansowanych wobec Kościoła także, tylko w nieco bardziej ogólnym duchu – np. za pedofilię czy rzekome bogactwo duchownych. Konia z rzędem temu, kto widzi związek…).
Smutny zbieg okoliczności sprawił, że wszystko to działo się w dniach, kiedy Aleteia.pl prowadziła w internecie akcję pt. „Jezus nie hejtował”. Nasza kampania była jednym z wydarzeń towarzyszących Dziedzińcowi Dialogu, bo – jak by nie patrzeć – hejt bardzo skutecznie zabija możliwość jakiegokolwiek dialogu.
Czy to oznacza, że katolicy mają problem z hejtem? Brutalna odpowiedź (wcale nie autorska, bo wielokrotnie się z nią spotykałam) brzmi: „Nikt cię nie zhejtuje tak jak katolik”.
Skąd ta niepochlebna opinia o nas? Przecież komentarze nieprzebierające w słowach czy wznoszenie się na wyżyny złośliwości to „umiejętność” ogólnoludzka. Jednak my, katolicy, często agresywne bądź obraźliwe komunikaty uzasadniamy Bogiem – tłumaczymy, że to walka o czyjeś nawrócenie, że Jezus też używał ostrych słów, że tylko prawda wyzwala, że mamy być „tak, tak; nie, nie”. W ten sposób dajemy się czasem ponieść gorliwości o dom Pana.
Pytanie, czy wyłącznie jej? Czy na pewno mamy motywację czysto boską? A może jednak mieszają się z nią również inne intencje? W końcu jesteśmy (tylko) ludźmi. Tymczasem za słowami Jezusa – nawet tymi, które były ostre, trudne – zawsze stała sama miłość, pragnienie dobra i zbawienia tego człowieka, nic więcej.
A co tak naprawdę stało za akcją „Jezus nie hejtował”? – zastanawiali się niektórzy internauci. Część z nich doszła do wniosku, że chcemy po prostu zamknąć usta katolikom i że w gruncie rzeczy kampania antyhejtowa jest hejtem wobec tych, którzy bezkompromisowo głoszą w sieci prawdę.
Muszę przyznać, że zaskoczyły mnie tego podejrzenia, bo od początku wyjaśnialiśmy, że nie chodzi o to, by milczeć; nie chodzi o to, żeby nie dyskutować; nie chodzi o to, żeby się nie różnić; nie chodzi o to, żeby przymykać oczy na czyjeś błędy; nie chodzi o to, żeby stępić radykalizm Ewangelii. Chodzi po prostu o to, żebyśmy – niezależnie od tego, jak nam do siebie daleko – zawsze się szanowali; sięgali w dyskusjach po argumenty merytoryczne, a nie inwektywy; pomyśleli przez chwilę nad własną motywacją: dlaczego i po co piszę to, co piszę? Chodzi wreszcie o to, żebyśmy my, chrześcijanie, w tym tak podzielonym i niespokojnym świecie budowali kulturę dialogu i szukali dróg pojednania między ludźmi.
Ten tekst powstaje w dniu, w którym wspominamy ks. Jerzego Popiełuszkę. Jego ostatnie publicznie wypowiedziane słowa będą chyba najlepszym podsumowaniem tego, co nieudolnie próbuję tutaj przekazać: „Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki