Logo Przewdonik Katolicki

Wokół sekularyzacji

Ks. prof. Henryk Seweryniak, Dr Monika Białkowska
FOT. ROBERT WOŹNIAK, AGNIESZKA KURASIŃSKA/PK

Monika Białkowska: Ksiądz, jak się spodziewam, nie był ostatnio na ślubie cywilnym. Jakaż piękna imitacja! Świątynia z namiotu pod drzewem. Ołtarz to stolik wyniesiony z pobliskiego hotelu. Kolejność czynności jakby taka sama. Tylko ludzie nie do końca wiedzą, jak się zachować, więc stoją ze złożonymi rękoma…

Ks. Henryk Seweryniak: Ze ślubami w kościele też stało się coś niedobrego. Piękna katedra zawalona plastikowymi bukiecikami. Z chóru płyną „pioseneczki”. To już rytuał świecki, forma estetyzacji życia. Z pogrzebami zresztą jest podobnie. To wszystko są erzace, które zastępują prawdziwą religijność. Wiesz, że w Polsce w roku 2016 jakieś 30 proc. ślubów to były już ponoć śluby cywilne? Żyjemy w świecie sekularyzacji, to jest pewne.
 
M.B.: To musimy wytłumaczyć, czym ta sekularyzacja jest. Według internetowych definicji to „zeświecczenie” – zespół działań zmierzający do znacznego ograniczenia lub wręcz całkowitego wyeliminowania roli religii w społeczeństwie
 
H.S.: W średniowieczu sekularyzacja oznaczała przeniesienie duchownego do stanu świeckiego. Później, choćby w dokumentach pokoju westfalskiego z 1803 r., używa się tego słowa na oznaczenie procesu odbierania przez państwo majątków kościelnych. A w XX w. terminem „sekularyzacja” zaczyna się określać proces wyzwalania się polityki, ekonomii, kultury spod wpływów religii. Mówiąc obrazowo: namaszczenie króla traci znaczenie i ustępuje miejsca wyborom politycznym, Biblia i prawo Boskie ustępuje konstytuc­ji, duchowny lekarzowi i inżyniero­wi, teologia oddaje pole niezależnego działania naukom doś­wiadczalnym, przy­kaza­nia pozwalają zaistnieć obok niej moral­ności świeckiej. Ten proces oddzielania ocenia się jednak pozytywnie. Bo nie chodzi o to, że chrześcijaństwo się wycofuje i nie chce kształtować sumień prawników piszących konstytucje albo lekarzy podejmujących decyzję o życiu nienarodzonego dziecka. Chce to robić, chce kształtować sumienia, ale je nie zastępować przez podporządkowanie całej działalności ludzi decyzjom instytucji Kościoła. Uświadomiliśmy sobie bowiem, że idea „państwa chrześcijańskiego” czy „Kościoła państwowego” jest niezgodna z ewangeliczną zasadą: „Oddajcie cesarzowi, co cesarskie, a co Boskie – Bogu”.
 
M.B.: Wie Ksiądz, że wielu się tu uśmiechnie złośliwie i nie uwierzy? Będą przekonywać, że Kościół wcale z wpływu na politykę nie zrezygnował. Nie pamiętają, że jeszcze nasi dziadkowie mogli zrobić księdza posłem na Sejm pruski. I że nikt nie widział w tym nic złego. Dziś to niewyobrażalne.
 
H.S.: Dziś uważa się, że duchowny nie powinien pełnić bezpośrednio funkcji politycznych. Owszem, prawo do głosowania i bycia wybieranym jest jego prawem obywatelskim, ale z tego ostatniego powinien zrezygnować. Kościół uważa, że żaden ksiądz nie może służyć jakiejkolwiek polityce partyjnej. Partia to zawsze jakaś część, a ksiądz ma być dla wszystkich.
 
M.B.: Polityka to jedno. Ale jest jeszcze rozejście się dróg religii i kultury. Mam wrażenie, że do tego rozdziału nie jest Ksiądz nastawiony równie entuzjastycznie…
 
H.S.: Bo tu właśnie rodzą się imitacje. Kiedy oglądam mecz w niedzielę, zastanawiam się, ilu tych ludzi było na Mszy św.? Byłem na meczu Borusii Dortmund – to był spektakl quasireligijny! Zapalają się światła, wybiegają kapłani czy bogowie, wszyscy mamy szaliki jak jakieś stroje liturgiczne, śpiewamy, trzymamy się za ręce, ekstaza! Podobnie jest z koncertami. Ludzie się odnajdują w tym tłumie, w bohaterach czy idolach.
 
M.B.: Stawia Ksiądz tezę, że mecze czy koncerty zastępują religijność? Nie można iść rano na Mszę, a wieczorem na mecz?
 
H.S.: Ja czy paru innych idzie i na Mszę, i na mecz, ale trudno uciec od wrażenia, że świat idzie raczej w innym kierunku. Chociaż sprawa nie jest wcale taka prosta. Peter Berger, amerykański socjolog, w latach 60. twierdził, że im bardziej rozwinięte jest społeczeństwo, tym mniejsza jest jego religijność. Trzydzieści lat później przyznał, że się pomylił. Że nie powinniśmy mówić: „im bardziej nowoczesny, tym bardziej świecki”, ale „im bardziej nowoczesny, tym bardziej produktywny religijnie”. Przestają mieć znaczenie przykazania i dogmaty: ludzie sobie sami organizują pewną duchowość, wybierając z religii to, co im odpowiada. Przestają  w niej widzieć życiową relację z Bogiem i odpowiedź na Jego słowo. To raczej pewna terapia, zbiór życiowych maksym czy zabezpieczenie na wszelki wypadek... Ale zauważ, że Europa jest jednak wyjątkiem w świecie, który nadal pozostaje religijny! Islam, hinduizm, buddyzm – tam wcale się to tak nie zmienia!
M.B.: To co się stało w Europie? Może ta teza o rozwoju jest jednak trochę na wyrost? Ameryka Północna jest rozwinięta jeszcze bardziej, a Pan Bóg jest tam wciąż obecny w przestrzeni publicznej.
 
H.S.: Weigel pisał, że Ameryka nigdy nie stała się tak chrystofobiczna jak Europa, która wręcz zaczęła się bać krzyża i chrześcijaństwa. Jan Paweł II tłumaczył to potężnymi siłami antyewangelizacji. Czechosłowacja, NRD – tam naprawdę były straszne prześladowania, które mocno wyprały te kraje z religijności. Poza tym Europa była mocno podzielona religijnie, a podział na katolików i protestantów był brany bardzo serio. Do tego doszła technicyzacja świata i przekonanie, że nauka wszystko nam wyjaśni. I cały nasz świat, który znamy, wyrósł właśnie w takiej kulturze.
 
M.B.: Jest w tym zsekularyzowanym świecie jest jeszcze powrót do takiej prawdziwej religijności bez erzaców?
 
H.S.: Czasami myślę sobie, że tym czymś może być jakaś straszna wojna.
 
M.B.: Poraża mnie Księdza optymizm.
 
H.S.: Boję się, że ten proces w cywilizacji euroatlantyckiej będzie się pogłębiał. Wielu, łącznie z Josephem Ratzingerem, uwierzyło, że wystarczy nam elita, garstka świadomych, którzy zostaną przy Kościele. Ale elity nigdy nie przebiją się do spracowanego człowieka, którzy marzy tylko o tym, żeby w niedzielę iść z rodziną do supermarketu.
 
M.B.: A ja jestem wśród tych, którzy wierzą w te małe grupy chrześcijan świadomych swojej wiary. I w to, że ważniejsze jest być chrześcijaninem, niż chrześcijaństwu podporządkować cały świat. Bo inaczej wracamy do podporządkowania całego porządku społecznego i prawnego Kościołowi. Czym to się różni od szariatu?
 
H.S.: W islamie nie ma mowy o zdrowej sekularyzacji. Oni chcą wyraźnie tworzyć islamskie państwa i tak je nazywają. Zrezygnowaliśmy z tego – i bardzo dobrze. Uważamy, że Kościół i państwo to dwa niezależne od siebie i autonomiczne podmioty, które powinny umieć dla dobra człowieka współpracować ze sobą. Przesadziłem z tą wojną. Myślę natomiast, że rolą Kościoła jest otwieranie tego świata na Boga, nadawanie mu odrobiny sensu i wnoszenie do niego wartości, które są dane i nie da się ich po prostu wymyślić. I to z rozmachem. Ten rozmach nazywa się ewangelizacja. Nowa ewangelizacja. Wciąż na nowo nowa.
 


Ks. prof. Henryk Seweryniak prof. dr hab. teologii fundamentalnej, przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych w Polsce

Dr Monika Białkowska doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka Przewodnika Katolickiego
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki