Logo Przewdonik Katolicki

Powrót z medialnego wygnania

Piotr Zaremba
FOT. MAGDALENA KSIĄŻEK. Piotr Zaremba zastępca redaktora naczelnego „wSieci”.

Ks. Adam Boniecki w pierwszym po zakończeniu przymusowego milczenia wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” powiada tak (te zdania wybito): „Bardzo wzniosłe są te hasła o potrzebie zatrzymania laicyzacji, ale jak to ma wyglądać konkretnie?

Mamy ludzi gonić do kościołów, powrócić do modelu opresyjnego chrześcijaństwa średniowiecznego?”. Naczelny „Tygodnika Powszechnego” nie ciągnie tego wątku. Podzielam zawartą w tym fragmencie jedną myśl. Nie ma łatwej recepty na odbudowę społecznego znaczenia Kościoła i religii. Możliwe, że czas masowego katolicyzmu się kończy (choć ten polski jest nadal dość masowy). I oczywiście na retoryczne pytania ks. Bonieckiego trzeba odpowiedzieć „nie”. Nikt nikogo nigdzie nie będzie zaganiać. Urzędowy, dekretowany katolicyzm to nie jest dobra droga. Ale jest też pytanie inne: jak się w obliczu takich wyzwań zachowywać. Co powinni robić, mówić, kapłani?
Jestem ostatnią osobą, która by im się narzucała z nieproszonymi radami. Niemniej jest taka formułka pojawiająca się w co drugim filmie: „Warto być sobą”. Nie chodzi mi jednak w tym przypadku o nieskrępowaną ekspresję tego, co gra w duszy. Ks. Boniecki pozwalający się przedstawiać dziennikarzowi jako ofiara swoich przełożonych, bez wątpienia jest sobą.  Chodzi mi o poczucie tożsamości własnej instytucji. I własnej wspólnoty. Duchowny wybierający media niespecjalnie życzliwe katolickiemu przesłaniu, o tej tożsamości jakby nie pamiętał. Czy ogłaszając akurat na tych łamach: „Nie wierzę w Konferencję Episkopatu”, jest ksiądz panem siebie, czy śpiewa ksiądz w chórze, którego cele są zdecydowanie poza Kościołem? Muszę o to spytać.
Już w swoim pierwszym występie, w TVN, ks. Boniecki wdał się w rozważania o polskim Kościele jako instytucji pisowskiej. W „Wyborczej” jest bardziej wstrzemięźliwy, ale tę myśl ciągnie. Niby broni Episkopatu przed tym „zarzutem”, przypomina o niezależnym od rządu stanowisku biskupów w kwestii imigrantów. Ale generalnie idzie drogą podsuwaną przez media, które chcą, aby było jak dawniej, jak wczoraj. To znaczy, aby tradycyjne wartości miały coraz mniejszy wpływ na życie społeczne. Jego zdaniem niebezpieczeństwo „bycia pisowskim” istnieje. Biskupi są wciąż zagubieni. Boniecki ich przestrzega. Tylko co z wolnością wyboru? Biskupi z pewnością potrafią okazać niezależność wobec obecnej władzy, ostatnio w sprawie prezydenckich wet wobec ustaw sądowniczych. Ale czy to coś dziwnego, że nie zwalczają władzy, która jest im bliższa w sprawie celów, także moralnych. Ksiądz Boniecki rozumie wszystkich, a ich jakoś zrozumieć nie może. Tak wybrali.
A zwykli księża? Są wśród nich zagorzali zwolennicy liberalnej PO, a nawet o jednym z hierarchów mówił w podsłuchanej rozmowie niezawodny ks. Kazimierz Sowa. Ale większość ma taki odruch jak ich biskupi. Czasem i mocniejszy, bo są bliżej ludzi i widzą, kto jest przyjacielem Kościoła, a kto ich wrogiem. Z pewnością redakcja, od której naczelny „Tygodnika” zaczął swój powrót do komentowania rzeczywistości, przeciętnemu księdzu z przyjacielem się nie kojarzy. Ja się cieszę, że Kościół w Polsce jest wciąż różnorodny. I uważam, że jest w nim, powinno być, przestronne miejsce dla „Kościoła otwartego”. Bo dla higieny kościelnego życia potrzebni są ci, którzy chronią przed triumfalizmem, oschłością, korporacyjnym egoizmem. Więcej, podzielam niepokój ks. Bonieckiego przed wrażeniem „sojuszu tronu z ołtarzem”.
Tylko ta przestroga byłaby dużo wiarygodniejsza, gdyby padała z ust duchownego, który sam wolny jest od sojuszu z innym tronem, choćby tylko medialnym. Na dokładkę z tronem, który nie życzy dobrze ani katolicyzmowi, ani chrześcijaństwu.

 
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki