Choć sygnatariusze deklarują, że reprezentują wszystkie nurty ideowe, przeważają sympatycy tych lewicowych (plus trochę ludzi o przekonaniach nieznanych). Jest tam, przyznajmy, sporo wybitnych nazwisk. Ludzi przekonanych, że w Polsce dzieje się źle.
Kluczowy akapit brzmi: „Próby podporządkowania kultury tej lub innej opcji światopoglądowej uderzają we wszystkich: żyjących współcześnie i tych, którzy przyjdą po nas. Jesteśmy odpowiedzialni za dziedzictwo, które zostawimy przyszłym pokoleniom. Naród pozbawiony dostępu do kultury otwartej i różnorodnej, traci zdolność do dialogu i krytycznego myślenia, stając się podatnym na manipulacje”. Sama prawda. Chciałoby się jednak poznać więcej konkretów.
I te konkrety pojawiają się – na łamach „Gazety Wyborczej”, która kreuje się na patrona tego naturalnie „apolitycznego” ruchu. Zresztą kilku publicystów „GW” też podpisało manifest. Tadeusz Sobolewski porzuca ezopowość tekstu. Piętnuje politykę kulturalną obecnego rządu. Przedstawia ją jako zideologizowaną i depczącą wolności.
Z niektórymi zarzutami można by się nawet zgodzić, choć teza, że to dopiero obecna władza odpowiada za polityczną tendencyjność mediów publicznych też jest co najmniej uproszczeniem. Ale wśród „zbrodni” ministerstwa kultury Sobolewski wymienia „pacyfikację niewygodnych dla władzy państwowych teatrów (jak Stary Teatr w Krakowie)”.
Jak rozumiem, kiedy minister poprzedniej ekipy Bohdan Zdrojewski podtrzymywał Jana Klatę na stanowisku dyrektora, wbrew protestom, to nie była polityka. Kiedy nowy minister respektując kadencję i procedury, ośmielił się postawić na innego dyrektora, wyłonionego w konkursie, mamy do czynienia z pacyfikacją. Ten nowy dyrektor, dawny dziennikarz „Wyborczej”, nie ma nic wspólnego z prawicą. Wystarczy, że nie jest namaszczony przez koterię, że prezentuje inny pomysł estetyczny na scenę. To koteria ma decydować, choć Stary Teatr zależy formalnie od ministerstwa.
Powtarza się sytuacja z Teatru Polskiego we Wrocławiu, gdzie „apolitycznego” dyrektora, posła Nowoczesnej Krzysztofa Mieszkowskiego zastąpił aktor Cezary Morawski. Nieuzgodniony z koterią, która nawet nie postarała się o przekonującego kontrkandydata, ale której nie zabrakło energii, aby organizować bojkoty. Teraz to samo próbuje się zrobić z kierownictwem Starego. Człowiek namaszczony na kierownika artystycznego Michał Gieleta zdaje się już się zachwiał. Mówi się, że koledzy z branży artystycznej wyjaśnili mu, iż jako uzurpator nie ma w Polsce szans. Przedstawiano go, choć miał dorobek z Anglii, jako miernotę. Trzyma się główny dyrektor Marek Mikos. Jak długo?
Skoro udało się skłócić Mikosa z Gieletą, można iść dalej. Strategię ujawnia na portalu Teatralny.pl Łukasz Drewniak. „Co teraz zostało Mikosowi, skoro nie istnieje żaden cudowny rezerwuar reżyserów niezaangażowanych?” – szydzi krytyk. Rozkoszna szczerość. Reżyserzy są „zaangażowani”, więc u Mikosa robić przedstawień nie będą. Autor nie ukrywa, że nie chodzi o tego człowieka, a o utarcie nosa „dobrej zmianie”.
Minister nie ma prawa pomyśleć o reorientacji linii programowej jednego, podległego sobie teatru. I nie chodzi tu o linię polityczną. Lewicowe środowiska, choć i tak mają w tym świecie większość, chcą mieć wszystko. A wbrew temu co pisze Drewniak, jest trochę reżyserów „niezaangażowanych”. Ale ich drogę będą wytyczać ci „zaangażowani”, słuszni. Oto jak wygląda stłamszenie polskiej kultury przez straszną prawicę.