Logo Przewdonik Katolicki

Wściekła jak pies

Agnieszka Pioch-Sławomirska
FOT. ZUZANNA SZCZERBIŃSKA/PK. Agnieszka Pioch-Sławomirska redaktor prowadząca.

Zauroczył mnie. Poznałam go dzięki koleżance z redakcji. Ponad osiemdziesięcioletni zdun o niezwykłej wrażliwości, prostym, mądrym sercu i spracowanych dłoniach (na zdjęciach czasem ubrudzonych farbą).

Nie znam go osobiście, ale mówi do mnie przez swoje obrazy i słowa, które znajduję w poświęconym mu albumie. Stanisław Koguciuk, jeden z ostatnich autentycznych twórców ludowych, zwany Nikiforem z Pławanic. Ale nie, nie będzie to felieton o sztuce, tylko o… wściekłych żonach.  
Pan Stanisław nie ma w sobie nic z oderwanego od życia artysty, jest niezwykle skromny i po dziecięcemu zdumiony zainteresowaniem jego twórczością. Maluje najczęściej na płycie pilśniowej, rzadziej na płótnie. Obrazy tworzy w kilku cyklach: pejzaże, sceny rodzajowe z życia wsi, obrzędowe, religijne i tzw. humory, z których jest ponoć najbardziej znany, choć ja dotąd nie miałam o nich pojęcia. Nawiązując stylem do ludowych makatek, komentuje w nich dowcipnie, a nieraz rubasznie, codzienne życie i aktualną rzeczywistość. Na jednym z obrazków tegoż cyklu widnieją: mężczyzna, kobieta – a raczej słuszna baba – z rozdziawioną (w akcie wrzasku zapewne) gębą i wymachująca trzymanym w dłoni kijem oraz pies z kłami na wierzchu. I napis: „Ogłoszenie. Żonę zamienię na psa. Pies może być nawet wściekły”.
Koguciuk ma rację: pies czasem lepszy od żony. W internecie znaleźć można nawet całkiem  słuszną argumentację na temat wyższości czworonoga nad ślubną, bo np.: im później wracasz, tym bardziej stęskniony i podekscytowany jest twój pies (żona wręcz przeciwnie); nie zwróci on uwagi, gdy nazwiesz go innym imieniem (kto tak zrobił wobec małżonki, wie czym to się kończy); ubóstwia, gdy zostawiasz ubrania na podłodze (wrrr…– to odautorski komentarz); woli buszować na dworze niż w twoim portfelu (a przecie on ciekawszy niż to co za oknem); nigdy nie musisz na niego czekać – zawsze jest gotowy do wyjścia (no tak, zawsze ostatnia, ale przecież ktoś musi jeszcze dzieci ogarnąć) itp. itd. Śmiejmy się, tak – ale i róbmy rachunek sumienia. Ja mam sobie sporo do zarzucenia. Wyżyłam się na przykład ostatnio na mężu, gdy pewną rzecz bez uzgodnienia pożyczył. Kiedy oddał potem niespodziewanie z uśmiechem i słowami: „Proszę, Wasza Wściekłość”, tytuł godnie przyjęłam, ale jakoś głupio mi się zrobiło. Bo w pretensjach oczywiście przesadziłam i kilku cierpkich słów można było oszczędzić.
Zrzędzić jest rzeczą ludzką, ale jeśli nawet wściekły pies lepszy, to chyba naprawdę z nami źle. Więc może próbujmy mniej gryźć i ujadać?
Wścieklizna – ta wywoływana przez wirusa – jest śmiertelna. Ale ta kobieca też może dobijać. Drogie Panie, jeśli któraś ma receptę na to, jak się jej pozbyć, chętnie posłucham. Bo nie chcę, aby jakiś czworonóg zajął moje miejsce w domu…



Agnieszka Pioch-Sławomirska filolog w wykształcenia i z zamiłowania, od 20 lat kroi i szyje teksty. Żona, mama trójki dzieci. Sportowiec amator, dla którego najważniejszym dystansem jest… ten do samego siebie.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki