Po lekturze książki Nietypowa baba jestem korci mnie, żeby zapytać, dlaczego zbiera Pani rzeczy?
– Książka, która stosunkowo niedawno ukazała się w księgarniach, to rozmowa, którą przeprowadziła ze mną moja córka. Bardzo długo, właściwie całe życie zbierałam się do jej napisania. To moja pierwsza książka o mnie i chyba więcej nie będzie, bo co miałam do powiedzenia, to już w niej opowiedziałam. Dlaczego zbieram różne drobiazgi? Urodziłam się na wschodzie. Przyjechaliśmy tutaj właściwie bez żadnych rzeczy. Nie mam swojej małej ojczyzny, swojego miejsca, do którego mogłabym wracać, fizycznie i mentalnie, do miejsc, które pamiętam, które byłyby moje. Nie pamiętam miejsc, w których żyli moi rodzice, dziadkowie, pradziadkowie. Więc te resztki rzeczy, które udało się nam przewieźć, uzupełniam drobiazgami z targu staroci, aby stworzyć jakąś kolekcję.
Z czego ona się składa?
– Parę rzeczy zostało po mojej „cioci-babci”, czyli siostrze mojej babci, która mieszkała w Brzeszczach koło Oświęcimia, bo tam wyszła za mąż. Pierwszy mąż cioci był rzeźbiarzem i malarzem. Miał swoją pracownię, skończył ASP w Krakowie w XIX w., więc był to dom pełen secesyjnych obrazów, rzeźb i mebli. W spadku po „cioci-babci” dostaliśmy nieco tych pamiątek, które sobie ciągle uzupełniam. Secesja bardzo mi się spodobała. To taki ciepły, powiedziałabym kobiecy, styl.
Wspominała Pani, że w szarych czasach PRL-u te piękne pamiątki ubarwiały życie.
– Tak. Poza tym w PRL-u trudno było coś ładnego kupić, od łyżeczki po ramy do obrazu. Były tylko okropne meblościanki, i to po znajomości albo wystane w bardzo długich kolejkach. Chodziło się więc na tak zwany targ staroci i tam można było upolować piękną szafkę, fotel czy kanapę, bo tego nie było w sklepach. Stąd to moje zbieractwo.
Kiedy Pani dotykała tych starych rzeczy, to wyobrażała sobie Pani ten Stanisławów, który opuściliście, tamten świat?
– Byłam za mała, by cokolwiek pamiętać. Pierwsze wspomnienia, obrazy, były dopiero z pociągu, w którym rozpoczynaliśmy wygnanie ze wschodu: w wagonie bydlęcym, bez okien, z dużymi zasuwanymi drzwiami, z piecykiem pośrodku. Podróż trwała wiele dni, chyba około dwóch tygodni. Staliśmy na zwrotnicach, czekaliśmy na małych stacyjkach, by ruszyć dalej, bo był to jeszcze krajobraz powojenny.
Rozmawiając z aktorami, mam wrażenie, że występuje coś takiego jak syndrom aktora. Pamiętają oni np. teksty, które wygłosili na scenie lata temu, a trudniej im odtworzyć szczegóły swojego życia. Pani w rozmowie z córką niektóre sytuacje przedstawia wręcz z fotograficzną dokładnością.
– To prawda, jest pamięć profesjonalna, która jest pamięcią wyrobioną: tekstów, sytuacji, spektakli teatralnych oraz pamięć codzienna. Ja na przykład kompletnie nie mam pamięci do twarzy, ludzi czy nazwisk. Rozmawiając z córką, okazało się, że o wielu rzeczach już zapomniałam, więc zaprzęgłyśmy całą rodzinę do pomocy. Dzwoniłam do moich kuzynów, sióstr stryjecznych, ciotecznych, jakiś wujków jeszcze żyjących. Towarzyszyła temu zatem jakaś pamięć zbiorowa. Wszyscy byliśmy tym bardzo przejęci.
Przeważnie ci, którzy decydują się na wywiad rzekę, godzą się na rozmowę z dziennikarzem. Chcą przedstawić wszystko obiektywnie i dokładnie.
– Ja nie wyobrażam sobie, że siadam do rozmowy z osobą, którą widzę pierwszy raz lub znam od niedawna i usiłuję opowiedzieć o czymś, co jest bardzo intymną historią, mówić o moim życiu, pasjach, porażkach, marzeniach, słabościach, o Bogu. Na szczęście córka, która jest z zawodu altowiolistką, ma również zacięcie literackie – skończyła studia artystyczno-literackie na UJ, studium dramatu, bo jej drugą pasją jest literatura. Zgodziła się na niełatwą rolę autorki biografii swojej mamy, ale nie jest to typowa biografia. Są to dość nieuporządkowane wspomnienia o dzieciństwie, rodzinie, szkole, teatrze i przyjaciołach. Co najciekawsze, jest to również spojrzenie mojej córki na mamę oczami dziecka, dziewczynki i dojrzałej już artystki.
Czytamy zatem dwie narracje: Pani opowieść i opowieść Pani córki.
– Tak, to są właściwie jej małe eseje o bohaterze. Nie chciałyśmy, żeby to był wywiad rzeka. Z początku nie miałyśmy pomysłu na formę tej książki. W końcu zdecydowałyśmy się, że będą to nasze refleksje, dosyć bałaganiarsko pozbierane, niechronologicznie, widzenie mnie tak „od kuchni”.
Nietypowo.
– Bo tak jak w tytule, nietypowa baba jestem!