Logo Przewdonik Katolicki

Szansa mniejszych wspólnot

Tomasz Królak

Przybywa nam parafii, więc na jednego księdza „przypada” coraz mniej wiernych. To wielka szansa na wzrost wiary polskich katolików. Wykorzystamy ją?

Badania polskiej religijności ekscytują socjologów i publicystów, nie tylko polskich zresztą. Przyczyn jest wiele, a naczelna chyba ta, że po prostu intrygujące jest pytanie: czy i na ile Kościół tak mocno w przeszłości oddziałujący na kształt naszego życia zbiorowego wpływa na postawy Polaków dziś, w czasach liberalnej demokracji.
 
Złudna stabilność
Najnowszy raport Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego (ISKK) dowodzi, że wciąż wpływa i to w znaczący sposób. Chociaż tu i ówdzie można się spierać, wskazując na pustą albo pełną połowę szklanki. No bo czy niespełna 40 proc. katolików chodzących w niedziele na Msze św. to dużo czy mało? Na tle Europy to wynik kosmiczny, no ale czy zawsze mamy „podpierać” się tą biedną Europą? Albo czy 17 proc. przystępujących do Komunii św. podczas niedzielnej liturgii należy uznać za sukces czy porażkę? Kto odpowie na to pytanie i na podstawie jakich kryteriów? Myślę, że trzeba tu pokornie i szczerze zastanowić się w gronie księży i świeckich (a najlepiej wspólnie podczas spotkań parafialnych rad duszpasterskich, których niestety nie ma w blisko jednej piątej polskich parafii!), co można i należy zrobić, by te wskaźniki podnieść.
Oczywiście, nie należy ubóstwiać słupków i wykresów, bo liczby nie mówią wszystkiego. I nawet gdyby w obydwu wspomnianych kategoriach radykalnie poszły do góry, to i tak nie powiedziałyby o nas wszystkiego. Nie da się bowiem odkryć stanu religijnej świadomości czy „temperatury” wiary wszystkich nas, ujętych w cyfry i tabele. Tym bardziej że jak od lat powtarzają od lat polscy socjologowie religii, ta „przeliczalna” religijność jest czymś bardzo stabilnym, natomiast szybszym przemianom ulega moralność. Dokładne scenariusze przemian religijności w Polsce nie są więc łatwe do przewidzenia.
A propos stabilności, to z najnowszych badań wynika też, że udzielanie sakramentów w parafiach wciąż ma charakter masowy. W 2015 r. udzielono 369 tys. sakramentów chrztu św., 360 tys. sakramentów bierzmowania, 270 tys. sakramentów Pierwszej Komunii Świętej oraz 134 tys. sakramentów małżeństwa. I tu znów należałoby się zastanowić, jaka jest w istocie religijna świadomość przyjmujących te sakramenty. Warto też pytać, czy księża starają się wykorzystać spotkanie z rodzicami i chrzestnymi, tymi zwłaszcza, którzy incydentalnie pojawiają się w kościele, by zbliżyć ich do parafii? I co zrobić, by zmienić świadomość „incydentalnych”, traktujących Kościół jedynie jako punkt usług sakramentalnych? To pytanie powinni coraz mocniej stawiać sobie polscy świeccy, bo kwestii katechezy dorosłych „nie załatwią” za nich księża.
 
Małe jest piękne
Jakkolwiek w odniesieniu do frekwencji na niedzielnych Mszach i wskaźnika przyjmujących tego dnia Komunię św. najnowsze dane potwierdzają jedynie dość stabilny obraz Kościoła w Polsce, to niezmiernie ciekawy wydaje się inny przelicznik. Okazuje się, że na jednego księdza „przypada” coraz mniejsza liczba parafian – obecnie nieco ponad tysiąc (1,1 tys.) Przybywa bowiem parafii, nieznacznie zaś spada liczba wiernych (m.in. wskutek emigracji). „Oznacza to, że parafia staje się coraz bliższa wiernym” – ocenia ks. dr Wojciech Sadłoń, dyrektor ISKK. Uważam, że ta bliskość stanowi wielką szansę dla Kościoła w Polsce, bo właśnie w parafiach leży klucz do przyszłości naszego Kościoła.
Mała liczba wiernych przypadająca na jednego księdza sprzyja duszpasterstwu bardziej „kameralnemu”, indywidualnemu, skoncentrowanemu na jednostce, na bliższym poznaniu ludzi i konkretnych problemów każdego z nich. To szansa na rozpoznanie twarzy tych, którzy dotąd „zlewali się” duszpasterzowi w jedną masę. Teraz księża zyskują większą szansę na poznanie radości i cierpień swoich parafian, na bycie z nimi blisko i na towarzyszenie im w drodze (towarzyszenie to jak wiadomo jedno ze słów kluczowych Franciszka).
Wierzę więc, że ta zarysowująca się coraz wyraźniej okoliczność „parafii bliższej wiernym” to prawdziwe błogosławieństwo dla naszego Kościoła. To otwarcie szansy na nowy rozdział życia naszych małych wspólnot; życia bardziej świadomego, które zmieni te często niemrawe społeczności w tętniące życiem wspólnoty wiary, które będą dzielić się jej doświadczeniami i nabierać sił do wychodzenia z Ewangelią na zewnątrz, ku peryferiom. Oczywiście wszystko zależy od lokalnej „konfiguracji” – otwartość i gorliwość księdza musi spotkać się z gotowością i pragnieniem parafian do wspólnego wyruszenia w tę drogę.
 
Pejzaż (jednak) zmienny
Trzeba jednak pamiętać, że zwiększaniu się liczby parafii towarzyszy wyraźny spadek powołań. A to z kolei może w przyszłości skutkować odwróceniem się obecnej tendencji, sprzyjającej duszpasterstwu mniejszych wspólnot. Efektem spadku powołań będzie postępujący proces starzenia się księży: wiek „statystycznego” księdza będzie coraz wyższy. Dziś jeszcze tego nie widać, ale za kilkanaście lat prawdopodobnie będzie to już wyraźne. Oczywiście nic nie jest przesądzone, wszystko zależy od dynamiki powołań w najbliższych latach. Niemniej nie należy wykluczać, że jeśli obecne tendencje się utrzymają, to za 20–30 lat w polskich parafiach będzie można spotkać duszpasterzy z Afryki czy Ameryki Łacińskiej. Tak jak dziś ma to miejsce w niejednej parafii na zachodzie Europy.
Ale o tym, że już teraz i na naszych oczach pejzaż polskiej religijności ulega przemianom, dowodzi przykład z jednej tylko diecezji radomskiej. Dotyczy co prawda życia zakonów, ale pokazuje dobitnie, że Polska nie jest niewzruszonym i na lata „zabezpieczonym” religijnym monolitem. Oto bowiem w ostatnim czasie zostały zamknięte domy zakonne w Chlewiskach, na Jeżowej Woli w Radomiu i przy Wyższym Seminarium Duchownym. Po 90 latach posługi z Jedlni odeszły siostry szarytki, zaś w przyszłym roku karmelitanki opuszczą Skarżysko-Kamienną. Specjaliści wskazują, że dynamika powołań zakonnych zależy od rodzaju zgromadzenia: popularnością cieszą się zakony klauzurowe o surowszej regule, trudności mają zgromadzenia, które apostołują wśród wiernych. Próba odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego jedne zakony „przyciągają” inne zaś nie zyskują w oczach potencjalnych zakonników i zakonnic, to odrębny temat, ale na tyle ważny (i fascynujący), że Kościół w Polsce musi je podjąć.
 
Emigranci, nasza wiara
Jaka jest wiara polskich emigrantów? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Podczas prezentacji raportu ISKK mówiono, że myśli się o przeprowadzeniu profesjonalnych badań wśród tych, którzy wyjechali na Zachód. Badania cząstkowe i obserwacje polskich duszpasterzy mówią jednak o tym, że skala praktyk religijnych rodaków za granicą nie jest wysoka. Okazuje się, że odpowiedź na proste pytanie dlaczego, wcale prosta nie jest. Ks. dr Sadłoń uważa, że po prostu świadomość religijna wyjeżdżających Polaków nie jest wysoka. Tkwi w tym sugestia, że jest to świadomość szczególna, a przynajmniej zupełnie nie „reprezentatywna” dla ogółu Polaków. Nie do końca byłbym skłonny to zdanie podzielić. Przypominam sobie bowiem słowa bp. Lechowicza, że sytuacja, jaką obserwuje się wśród Polonii, jest poważnym wyzwaniem duszpasterskim – w tym sensie, że jest „papierkiem lakmusowym” wiary Polaków w ogóle. „Duszpasterstwo emigracyjne zaczyna się w Polsce, od tutejszych parafii” – mówił przewodniczący Komisji ds. Polonii i Polaków za Granicą. Okazuje się, że wystarczy jakaś zmiana okoliczności życia – na przykład to, że kościół jest położony nieco dalej od miejsca zamieszkania – żeby zrezygnować z udziału w niedzielnej Mszy. Jaka jest zatem ta nasza wiara?
 
***
Myślę, że szczególnie interesujący będzie przyszłoroczny raport ISKK, odzwierciedlający polską religijność w roku 2016. Okaże się wówczas, czy ten wyjątkowy rok – wizyty Franciszka w Polsce i ŚDM, obchodów 1050. rocznicy chrztu Polski i Jubileuszowego Roku Miłosierdzia – spowodował wzrost praktyk religijnych, a może też większą liczbę powołań kapłańskich i zakonnych wśród młodych Polek i Polaków. Pamiętajmy przy tym, że religijne statystyki nie są w stanie zmierzyć tego, co zawsze było, jest i pozostanie najważniejsze: stopnia indywidualnej „zażyłości” człowieka z Bogiem. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki