Logo Przewdonik Katolicki

Wierni rekuzanci

Jacek Borkowicz
FOT. MRSELLACOTT/WIKIPEDIA

Odmawiając przyjmowania anglikańskiej Komunii, rzucali wyzwanie systemowi. Byli nieliczni, lecz wpływowi, gdyż w ich gronie znalazły się rodziny o najlepszych w Anglii nazwiskach.

Miasteczko Arundel w południowej Anglii wspina się na stoki wyniosłego wapiennego wzgórza. Ponad domami wyrastają monumentalne mury średniowiecznego zamczyska, a jeszcze wyżej, na szczycie, biją w niebo ostrołuki gotyckiej katedry. Ogromny, widoczny z odległego o kilka kilometrów morskiego brzegu kościół góruje nad miasteczkiem i jakby przerasta je rozmiarami. Skąd wziął się ten kolos w niewielkim Arundel? Kolejne zaskoczenie przychodzi, gdy dowiadujemy się, że katedra nie pochodzi ze średniowiecza, zbudowano ją zaledwie 150 lat temu. Ale to jeszcze nie koniec zdziwienia. Świątynia jest katolicka, mimo że okoliczne hrabstwo West Sussex, podobnie jak cała Anglia, od pięciu wieków jest krajem protestanckim. Przez długi czas katolicyzm nie był tutaj tolerowany, a w kulturowym krajobrazie Anglii nie było miejsca na katolickie kościoły. Szczególnie takie ogromne.
Odpowiedź jest krótka: katedrę wybudowali potomkowie rekuzantów. Ta historyczna nazwa oznacza angielskich katolików, którzy od XVI do XIX wieku jawnie wyznawali swoją wiarę, sprzeciwiając się państwowemu monopolowi przynależności do Kościoła anglikańskiego. Rekuzanci, choć nieliczni, byli grupą wpływową, duża ich część reprezentowała bowiem angielskie elity: ziemiańską arystokrację.
 
Niepokorna mniejszość
Z podręczników wiemy, że reformację w Anglii wprowadził w 1534 r. król Henryk VIII. W rzeczywistości było to raczej zerwanie z Rzymem, przy zachowaniu starej doktryny oraz liturgii. Losy angielskiego chrześcijaństwa ważyły się jeszcze przez całe następne pokolenie; dopiero w 1558 r. wstępująca na tron Elżbieta definitywnie przechyliła szalę na korzyść protestantów. Dziesięć tysięcy angielskich parafii musiało porzucić katolickie zwyczaje, przechodząc na wyznanie anglikańskie. Królowa osobiście pilnowała nowego porządku, promując ujednolicenie nabożeństwa w całym kraju poprzez wydanie tak zwanej Księgi Wspólnej Modlitwy (Book of Common Prayer). Musiał ją respektować każdy angielski proboszcz.
Wierni rozmaicie zareagowali na te nowinki. Większość posłusznie podporządkowała się nowemu prawu, pomnażając rzeszę wyznawców Kościoła anglikańskiego. Mniejsza część, przywiązana do katolicyzmu i przyjmująca zmiany niechętnie, nie chciała się jednak narażać na prześladowania. Ludzie ci chodzili więc co niedziela na nabożeństwa do anglikańskiej parafii, jednak nie przyjmowali tam Komunii (stąd ich nazwa: nonkomunikanci). Królowa Elżbieta była bowiem monarchinią tolerancyjną, oczywiście jak na standardy XVI w. Nie chciała – jak sama mówiła – zaglądać poddanym w serca i myśli. Prywatnie Anglicy mogli sobie wierzyć w co chcieli, lub też nie wierzyć w ogóle, byle uczęszczali na niedzielne nabożeństwa. Władze królestwa uważały to nie tyle za akt religijny, co za wyraz lojalności wobec utożsamianej z państwem osoby monarchy.
Byli jednak i tacy, którzy obruszali się na podobną postawę, nazywając ją dwulicową. Ci w ogóle nie odwiedzali kościołów, gdzie nie głoszono już katolickiego wyznania wiary. Nazywano ich rekuzantami czyli „odmawiającymi”. Decyzja zostania rekuzantem wiązała się już z konkretnymi przykrościami: jawni katolicy nie mogli pełnić urzędów, nie mogli też być wybierani do londyńskiego parlamentu. Ich osobistemu bezpieczeństwu jednak nic nie zagrażało – dopóki siedzieli cicho.
 
Spisek prochowy
Szczególnie wysokim odsetkiem rekuzanci mogli się pochwalić w środowisku angielskich lordów. Bogaci i wpływowi reprezentanci starych rodów przywiązani byli do wiary, którą wyznawali ich przodkowie. Jeśli nie chcieli robić kariery na królewskim dworze, mogli – pozostając katolikami – wieść całkiem niezłe życie. W swoich rodowych posiadłościach to oni, a nie król, byli panami. Mogli tam robić, co chcieli. Zachowali też nieformalne wpływy w całej okolicy, która, choć anglikańska, uznawała tradycyjną pozycję lokalnego arystokraty.
Każdy kto czytał Rob Roya, najbardziej znaną powieść sir Walter Scotta, pamięta postać Diany Vernon, pięknej i wykształconej młodej damy, a przy tym gorliwej katoliczki. – Należę do prześladowanego Kościoła, wyznaję starodawną religię – mówi z dumą Diana bohaterowi powieści. Urokliwie archaiczni, tajemniczy, a przy tym błękitnokrwiści i przeważnie bogaci – takimi zapamiętała rekuzantów duża część zwyczajnych anglikanów na wiejskiej prowincji, która utrzymywała ściślejsze kontakty z dworami.
Rekuzanci nie chcieli jednak siedzieć cicho, szczególnie na północy kraju, gdzie byli najliczniejsi. 15 listopada 1569 r. katoliccy powstańcy opanowali miasto Durham i w tamtejszej katedrze uroczyście proklamowali powrót starej wiary, rozdzierając egzemplarz anglikańskiej Biblii oraz depcząc Księgę Wspólnej Modlitwy. 5 listopada 1605 r. katolik Guy Fawkes usiłował wysadzić w powietrze budynek parlamentu, wraz z jego anglikańskimi deputowanymi. Wszystkie te wystąpienia, krwawo stłumione, zaowocowały zaostrzeniem kursu wobec katolików, których rząd traktował odtąd gremialnie jako potencjalnych zdrajców. Rocznica nieudanego „spisku prochowego” Fawkesa do dziś obchodzona jest w Londynie, co prawda jako okazja do jarmarcznej zabawy, połączonej z wybuchami sztucznych ogni.
 
Po staremu
Dopiero w 1829 r. państwo angielskie pozwoliło katolikom na jawne praktykowanie ich wiary. W 1850 r. reaktywowano katolicką hierarchię, wraz z siecią diecezji, pokrywającą cały kraj obok sieci diecezji anglikańskich.
Niedługo potem, w latach 1868–1873 powstała katedra w Arundel, wtedy jeszcze jako kościół parafialny. Katolików w całym hrabstwie Sussex było wtedy, podobnie jak dzisiaj, niewielu, zaledwie kilka procent ogółu mieszkańców, jednak mieli oni możnych protektorów. Książęta Norfolk to najpotężniejsza w całej Anglii rodzina magnacka. Dość wspomnieć, że z tego rodu wywodziły się dwie spośród sześciu żon Henryka VIII: Anna Boleyn i Katarzyna Howard. Tradycyjną siedzibą książąt, którzy przez większą część swojej historii pozostawali katolikami i rekuzantami, jest właśnie zamek w Arundel.
Angielski katolicyzm stracił z czasem swój arystokratyczny charakter. Od drugiej połowy XIX w. wśród miejscowych katolików dominować zaczynają przybysze z Irlandii, którzy wydatnie zasilili klasę robotniczą Manchesteru. Dziś w wielonorodowym Kościele brytyjskim coraz większą rolę odgrywają osiedlający się na Wyspach Polacy.
 
 


Howardowie – tak brzmi nazwisko książąt Norfolk – byli zbyt blisko dworu, aby ich katolicyzm uchodził im bezkarnie. Kilku zapłaciło głową, a niektórych Kościół uznał za męczenników. Filip Howard przesiedział dziesięć lat w londyńskim więzieniu Tower, ale nie wyrzekł się wiary. Wymęczony katorgą i stojący w obliczu śmierci poprosił Elżbietę o pozwolenie zobaczenia żony i syna. Królowa obiecała mu, że uwolni go i zwróci mu majątek oraz godności, jeśli tylko przyjmie anglikanizm. „Powiedzcie Jej Wysokości – odparł więzień – że jedyne, co posiadam, to życie, warte by je utracić”. Howard nie zobaczył najbliższych, umarł w niewoli w 1595 r. Papież Paweł VI w 1970 r. ogłosił go świętym, wraz z całą grupą tzw. 40 angielskich męczenników. Śmierć za wiarę poniósł też wnuk Filipa, Wilhelm, stracony w 1680 r. i beatyfikowany w 1929 r. przez Piusa XI. Relikwie św. Filipa spoczywają dziś w sanktuarium katedry w Arundel.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki