Logo Przewdonik Katolicki

Rozpakowany prezent

Marcin Nowak
Fot. Archiwum Dzieła Pomocy św. Ojca Pio

Rekolekcje dla osób bezdomnych – jak najbardziej. Ale w Rzymie? Z papieżem? A jednak.

Co tu dużo pisać. Jubileuszowy Nadzwyczajny Rok Miłosierdzia Franciszek zakończył w pięknym stylu, pokazując po raz kolejny, że pragnie ubogiego Kościoła dla ubogich. Pod jego patronatem odbyły się w Rzymie Europejskie Rekolekcje Radości i Miłosierdzia. W dniach 11–13 listopada uczestniczyło w nich około 6 tys. pielgrzymów, w tym 250 Polaków.
 
Papieżowi się nie odmawia
– Gdy dostałem zaproszenie na rekolekcje z papieżem, nie mogłem w to uwierzyć. Bo rzadko kiedy spotykało mnie w życiu coś dobrego – mówi pan Jacek. – Niektórzy jadą do Watykanu, bo wypada choć raz w życiu tam być albo żeby się ludziom pokazać. A dla mnie ten wyjazd to było wszystko. Tam, w Rzymie, doświadczyłem przebaczenia i zyskałem nadzieję, że nawet ja mam jakieś dary, talenty – dopowiada pan Piotr. – Ale trudno tak na gorąco zebrać myśli, dopiero wysiedliśmy z autokaru.
No tak. Jest 17 listopada, wcześnie rano, piąta z minutami. Chwilę temu 50-osobowy autobus wrócił do Krakowa. Na zakończenie pielgrzymki jest herbata i wspólne śniadanie w Dziele Pomocy św. Ojca Pio. To kapucyńska organizacja, której misją jest towarzyszenie osobom bezdomnym w powrocie do domu. To tu poznaję panów Jacka i Piotra, przyjaciół z dzieciństwa. Najpierw wychowali się w tej samej dzielnicy, potem ich przyjaźń scementowała… ulica. Od kilku lat są podopiecznymi Dzieła. Korzystają z łaźni, pralni i garderoby oraz biorą udział w zajęciach świetlicowych. Teraz wraz z 30 innymi mężczyznami i pracownikami Dzieła wrócili z Rzymu.
Nie były to pierwsze rekolekcje dla osób wykluczonych społecznie (papież nie lubi słowa „bezdomność”). Zaczęło się od francuskiego stowarzyszenia Fratello, dzięki któremu w październiku 2014 r. mała grupa ubogich pielgrzymów pojechała do Rzymu spotkać się z Ojcem Świętym. Wielka radość uczestników i przemiany życia, jakie miały wtedy miejsce, przekonały organizatorów, że warto powtórzyć to spotkanie dla dużo większej grupy. – Od lat marzyliśmy o takiej pielgrzymce – przyznaje Justyna Nosek, kierownik działu kontaktu z darczyńcami i mediami w Dziele Pomocy św. Ojca Pio. – Ale kiedy tylko próbowaliśmy coś zorganizować, pojawiały się różne przeciwności np. brak pieniędzy, problem z noclegami. Jednak teraz, kiedy zaprosił nas sam papież, nie było wymówek. Papieżowi się nie odmawia – wyjaśnia z uśmiechem.
I stało się. Przygotowania do pielgrzymki ruszyły pełną parą. Pracownicy Dzieła zadbali o to, aby ich podopieczni mogli czerpać garściami z duchowego wymiaru wyjazdu. Dlatego zatroszczyli się o minimum, które w życiu na ulicy staje się luksusem. Każdy pan otrzymał pakiet odzieżowy i higieniczny. – O wsparcie finansowe tego przedsięwzięcia prosiliśmy naszych darczyńców, obiecując im pocztówki z Wiecznego Miasta – relacjonuje pani Justyna. – Dzięki ludzkiej ofiarności dla każdego z panów udało się nawet wygospodarować małe kieszonkowe. To było wspaniałe widzieć, że tych kilkunastu euro nie przeznaczali na swoje potrzeby, ale kupowali drobne pamiątki i wysyłali pocztówki dla bliskich im osób.
Uczestnicy rekolekcji nocowali pod Rzymem w kapucyńskim klasztorze. Posługiwała im grupa wolontariuszy, dzięki którym poznali wszystkie odsłony włoskiego makaronu. W wolnych chwilach zwiedzali bazyliki, Koloseum i romantyczne fontanny, a w drodze powrotnej także San Giovanni Rotondo i Asyż.
Pielgrzymka do Rzymu nie była projektem – modne ostatnio słowo – w którym są beneficjenci, cele i rezultaty zadania. – Nie robiliśmy założeń co do efektów, nie musimy napisać sprawozdania. Po prostu chcieliśmy podarować naszym podopiecznym prezent – mówi pani Justyna. A panowie go przyjęli i rozpakowali.
 
Bóg przebacza
Rekolekcje rozpoczęły się w piątek 11 listopada. Pierwsze spotkanie z Ojcem Świętym odbyło się w auli Pawła VI. Gazety pisały, że papież przepraszał ubogich za chrześcijan, którzy występują przeciwko nim i nie przychodzą im z pomocą. Wtedy też Franciszek poprosił osoby bezdomne o modlitwę wstawienniczą. Stojącego na podeście Ojca Świętego otoczyli uczestnicy rekolekcji i kładąc ręce na jego ramionach, polecali go Bogu. Papieską prośbę o modlitwę pielgrzymi z Dzieła potraktowali bardzo serio i pamiętali o niej do końca wyjazdu.
Sobota była dniem świadectw i pokuty. Po procesji ze świecami w bazylice św. Pawła za murami rozpoczęło się modlitewne czuwanie, przeplatane inspirującymi świadectwami osób, które wyszły z bezdomności. Wtedy też przy kratkach konfesjonału płynęły łzy.
Rekolekcje zakończyły się niedzielną Eucharystią w bazylice św. Piotra. Franciszek przypomniał w homilii, że nawet ten piękny i okazały kościół przeminie, a jedynymi rzeczami, o które naprawdę warto w życiu zabiegać, są miłość Boga i bliźniego.
Kolejne dni rekolekcji miały swoje hasła przewodnie: Bóg pociesza, Bóg przebacza, Bóg nadziei. I doświadczenie takiego Boga przywieźli do Krakowa podopieczni Dzieła.
Pan Piotr miał wszystko: firmę, samochody, rodzinę, dzieci. Zjeździł pół Europy, trochę Afryki, nie liczył się z pieniędzmi. A potem wszystko przewróciło się do góry nogami. – Życie zrobiło mi psikusa. Ulica rządzi się swoimi prawami. Na nikogo nie napadam i nie kradnę, ale sposoby szukania jedzenia i pieniędzy nie zawsze są chwalebne. Tak się poplątało, że przez około 30 lat nie przystępowałem do spowiedzi – przelicza pan Piotr. – Teraz coś się zmieniło. Wyspowiadałem się w Rzymie. Na niedzielnej Mszy św. siedziałem w drugim rzędzie od ołtarza i przyjąłem Komunię św. Czas pokaże, czy wytrwam w moich postanowieniach – dodaje. – Ja też nie byłem zbyt grzeczny. Nie jestem zły, ale wielu rzeczy się wstydzę. Do kościoła niby chodziłem, ale bez spowiedzi i Komunii. Uważałem, że są w życiu ważniejsze sprawy. Teraz mam 63 lata i wiem, że już wiele nie osiągnę. Mogę tylko zawalczyć o siebie. Nie chcę się już plątać po mieście. Także miałem marzenie, aby wyspowiadać się w Rzymie. Udało się i zaczynam coś nowego – mówi pan Jacek.
 
Wspólnota – nowe-stare słowo
Wyjazd do Rzymu zmienił nie tylko podopiecznych Dzieła. – My, pracownicy, na nowo odkryliśmy słowo „wspólnota” – opowiada pani Justyna. – Już podczas Mszy św. na rozpoczęcie pielgrzymki ojciec wyjaśniał w homilii, że chrześcijanin nie może funkcjonować poza wspólnotą. Zrozumiałam, że czymś najcenniejszym, co Dzieło może ofiarować swoim podopiecznym, jest właśnie poczucie wspólnoty. Przychodzą do nas osoby, które być może nigdy nie podejmą pracy i nie zdołają się usamodzielnić, bo są mniej zaradne życiowo. To nie znaczy, że nie możemy im niczego dać. Możemy ich zapewnić, że nikt z tego świata nie odchodzi sam.
Słowo „wspólnota” pracowało podczas całej pielgrzymki. W drugim dniu rekolekcji, kiedy w grupach narodowych były głoszone świadectwa, pewna Polka mówiła o wzajemności. – Zobaczyłam, że jako pracownik Dzieła nie pomagam, bo pomagający, mimo najszczerszych chęci, ustawia się nad potrzebującym – kontynuuje pani Justyna. – Tymczasem tu wszyscy byliśmy równi, stanowiliśmy jedną drużynę. Nie tylko dlatego, że mieliśmy takie same koszulki, bluzy i czapeczki. Po prostu zniknęła jakaś niewidzialna granica i już nie było wiadomo, kto kogo wspiera, bo obdarowanie było wzajemne. Mając tę perspektywę, jest mi smutno, że za chwilę musimy się rozstać. Przykro mi, gdy myślę, że ja wrócę do ciepłego mieszkania i położę się spać w czystej pościeli, a panowie pójdą do piwnic i pustostanów.
Wartość wspólnoty dostrzegł też pan Jacek. – W życiu przeważnie byłem sam – przyznaje. – Jestem nieufny, bo pierwsza zasada ulicy mówi: nie wierz obcym. Ale zmieniam swoje podejście. Już nie uważam, że bycie wśród ludzi jest straszne. Teraz wolę składać pudełka w świetlicy, niż być sam. Można wtedy pogadać o swoich kłopotach, a czasem nawet coś dobrego się przydarzy.
 
„Na gorąco” o miłosierdziu
Jak na papieża Franciszka przystało, głoszone przez niego rekolekcje były lustrem, w którym odbijało się Boże miłosierdzie. Szczególnie wówczas, gdy mówił o zapomnianych i wykluczonych braciach, na których „wycelowuje szkło powiększające Kościoła”.
A jak prawdę o miłosierdziu odkrywają podopieczni Dzieła? – Jakiś czas temu pani z pobliskiej parafii zaprosiła mnie na Godzinę Miłosierdzia w każdy piątek o piętnastej. Staram się chodzić, jeśli akurat nie mam nic do załatwienia. Teraz jeszcze ta pielgrzymka. Gdy tylko się z Piotrem o niej dowiedzieliśmy, zaczęło się nam układać. Nawet znaleźliśmy w miarę suchy i ciepły kąt. Poza tym miłosierdzie to dla mnie spowiedź po latach, wspólne posiłki i modlitwy. To wszystko sprawiło, że poczułem, że dotknęło mnie miłosierdzie Boga i ludzi – wymienia pan Jacek. – Doświadczyłem go jeszcze bardziej niż wtedy, gdy papież był u nas w Krakowie. Ale miłosierdzie działa też w druga stronę, bo chodzi o to, żeby nie tylko brać, ale również dawać. W naszym przypadku jest to trudne, bo mamy niewiele. Ale gdy już coś ofiarujemy, to zawsze ze szczerego serca – dodaje. – Chcemy się odwdzięczyć za dobro, które otrzymujemy. Staramy się regularnie pomagać paniom, które posługują w Krakowie w kuchni dla ubogich. Spotykają się w prywatnym mieszkaniu jednej z nich, kupują, co trzeba i gotują dla biednych. Mieszkanie jest małe, nie ma tam gdzie zjeść, więc rozdają jedzenie w słoikach. Czasem trzeba coś przewieźć, zanieść, to staramy się być pod ręką. Mamy teraz duże zmartwienie, bo pewnym osobom ta inicjatywa się nie podoba i panie mają przez to różne problemy. Napisały nawet list do abp. Krajewskiego, w którym opisały swoje trudności. Poprosiły nas, abyśmy przekazali go osobiście. Niestety, nie spotkaliśmy się z biskupem, więc przywieźliśmy list z powrotem. Przykro nam, bo to najważniejsza rzecz, jaką mieliśmy do załatwienia w Rzymie. Na szczęście pracownicy Dzieła obiecali wysłać list pocztą – dopowiada pan Piotr.
 
Dziękujemy
Tak właśnie. Podopieczni Dzieła, choć sami mają wiele potrzeb, w pierwszej kolejności przedstawiali w Rzymie intencje swoich przyjaciół, a nie własne. – To wszystko dzięki papieżowi. Do Watykanu przyjeżdżają ludzie, których stać na wszystko. Nas nie stać na nic i gdyby nie jego zaproszenie, nigdy byśmy się do niego nie dopchali – mówi pan Jacek. – Nie jest łatwo wysłuchać i zrozumieć wszystkich, bo każdy człowiek jest inny. Ale papież się stara i trafia głównie do najbardziej potrzebujących. Za to mu dziękujemy – dodaje pan Piotr.
                                                                                       

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki