Logo Przewdonik Katolicki

Wypalenie zawodowe

Bogna Białecka
fot. Fotolia

Praca zawodowa może być źródłem satysfakcji, nie tylko finansowej, jednak dla wielu osób nie jest czymś fascynującym. Ot, obowiązek, dzięki któremu zarabiamy pieniądze na życie. Łatwo wtedy stracić nie tylko chęć do pracy, ale i do życia.

Wielu z nas zwyczajnie cieszy się, że ma pracę, nawet nie myślimy o tym, czy będzie ona nas rozwijać, pasjonować. Jednak z czasem dobrze by było, gdyby każdy zaczął znajdować w swojej pracy rzeczy ciekawe, inaczej szybko dopadnie nas wypalenie zawodowe.
 
Jednostka chorobowa  
Wypalenie, stan wyczerpania życiowego, jest zaburzeniem. W międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10 ma kod Z73.0. Bardzo często wypalenie w początkowym stadium jest mylone ze stanem przemęczenia czy sezonowego obniżenia nastroju. Brakuje nam energii, mamy wrażenie, że nie jesteśmy w stanie solidnie odpocząć. Potem jednak dołączają się objawy bardziej niepokojące. Przede wszystkim problemy ze zdrowiem – bóle w klatce piersiowej, migreny, mdłości, płytki oddech, zawroty głowy, bezsenność. Osoba wypalona zaczyna łatwiej łapać infekcje, ponieważ osłabiony jest system odpornościowy. 
Kolejne objawy wypalenia związane są z emocjami. Coraz więcej rzeczy w pracy i w zachowaniach szefa, współpracowników czy klientów zaczyna nas irytować, czujemy złość, mamy poczucie beznadziei. Wszystko jest nie tak, mamy wręcz wrażenie, że nigdy nie będzie lepiej. Coraz częściej odczuwamy niepokój w związku z pracą, mamy poczucie niemożności wykonania wszystkich swoich obowiązków. Rezultatem jest oddalenie od ludzi, wycofanie, izolacja – nie tylko od współpracowników, lecz także od przyjaciół, rodziny. 
Wypalenie przejawia się też na poziomie sprawności pracy. Pojawiają się pomyłki (i to takie, z którymi poradziłby sobie stażysta), a przez to wzmaga się poczucie, że jesteśmy do niczego, obniża się samoocena. Dołączają się do tego problemy z koncentracją uwagi, łatwe rozproszenia.
Wszystko to prowadzi do narastającego pesymizmu, wręcz cynizmu, apatii, braku aktywności.
 
Kogo dotyka
Chociaż niektórzy ludzie są bardziej podatni na wypalenie zawodowe, każdego z nas może ono dopaść. Jeżeli nie lubimy swojej pracy i nie potrafimy w niej odnaleźć żadnych pozytywów (poza oczywistym – zarabiamy pieniądze), o wiele szybciej doświadczymy wypalenia. Dlatego niezależnie od rodzaju pracy warto szukać w niej jasnych stron. Może masz kiepską pracę, ale dobrego, motywującego szefa lub zespół współpracowników? Może jest w pracy ktoś, z kim możesz porozmawiać w przerwach na interesujące was tematy? Może zaczynasz odczuwać satysfakcję z coraz sprawniejszego wykonywania tego, co robisz? 
Osobiście fascynują mnie krążące w internecie filmiki, na których różne osoby wykazują mistrzostwo w pracy. Na przykład człowiek lepiący i układający na blachach bułeczki z szybkością dwóch bułek na sekundę. Czasem możemy nawet zobaczyć to u naszych znajomych. Pamiętam na przykład, jak znajoma księgowa zerknęła tylko na stronę A4 zapełnioną drobnymi obliczeniami i błyskawicznie pokazała – tu i tu są błędy. Usłyszałam kiedyś zdanie: „Nie jest ważna praca, jaką wykonujesz, ale sposób, w jaki to robisz”. Coś w tym jest. A zatem poszukiwanie interesujących, pozytywnych elementów pracy (niezależnie od tego, co robimy) pomaga w zachowaniu zdrowia psychicznego. 
Istnieją dwie grupy osób szczególnie podatnych na wypalenie – perfekcjoniści i pracoholicy. Czym innym jest rozwój i osiąganie mistrzostwa, czym innym perfekcjonizm. Dla perfekcjonisty nic nigdy nie jest wystarczająco dobrze. Jeżeli już musi oddać pracę, bo szef lub klienci naciskają, i tak ma poczucie, że można było to poprawić. W rezultacie perfekcjonista nigdy nie ma poczucia dobrze wykonanej pracy. Nigdy nie odczuwa prawdziwej satysfakcji, nie potrafi cieszyć się w stu procentach z rezultatów. U takich osób wypalenie zawodowe pojawia się szybciej niż u innych.
Druga grupa szczególnie narażona na wypalenie to pracoholicy, ludzie niepotrafiący nigdy tak naprawdę opuścić swej pracy. Częste nadgodziny, przynoszenie pracy do domu są objawami oczywistymi. Objawy nieoczywiste to nieumiejętność prawdziwego odpoczynku, częste myślenie o sprawach zawodowych czy wręcz budzenie się w nocy z poczuciem niepokoju w związku ze sprawami zawodowymi.
 
Strategie walki
Poza wspomnianym już poszukiwaniem radości w pracy, niezależnie od jej rodzaju, warto zadbać o kilka dodatkowych punktów, o których pisze dr Jörg-Peter Schröder w książce Wypalenie zawodowe, drogi wyjścia
Powinniśmy wsłuchać się w sygnały płynące z własnego ciała. Jeżeli odczuwamy chroniczne zmęczenie, bóle głowy, mamy problemy ze snem, straciliśmy apetyt (lub na odwrót, odczuwamy ciągły „wilczy głód”), zwłaszcza gdy myślimy o pracy – jest to poważny sygnał ostrzegawczy. 
Dbajmy o to, by praca nie zdominowała życia. Nie zabierajmy jej do domu, starajmy się ograniczyć nadgodziny. Jeśli bez pracy 12 godzin na dobę nie jesteśmy w stanie utrzymać siebie i rodziny, szybko dopadnie nas wypalenie. Zamiast brać kolejne nadgodziny lub podejmować pracę na kilka etatów, warto zastanowić się nad podniesieniem kwalifikacji i zmianą zawodu. Wiem, jak trudna to porada. Jednak pozostanie przy dotychczasowym trybie życia spowoduje szybkie wypalenie (lub zawał) i choroby uniemożliwiające w ogóle zarabianie na życie. Pamiętaj też: „Nikt jeszcze nigdy nie powiedział na łożu śmierci: jak żałuję, że więcej czasu nie spędziłem w pracy!”. 
Dbajmy o samorozwój, także o swoje pasje. Gdy odpoczywamy, zajmując się czymś, co nas fascynuje, co jest dla nas odskocznią od szarej rzeczywistości – łatwiej oddzielamy czas prywatny od czasu pracy. Może się nawet okazać, że pasja przerodzi się w sposób zarabiania na życie (choć owszem, nie ukrywam, że to zdarza się rzadko). Natomiast warto tak czy inaczej inwestować trochę swojego czasu i wysiłku w rozwój zawodowy. Może się okazać, że przeczytane poradniki czy odbyte kursy, które nie zajęły wcale dużo czasu, pozwolą na awans lub nawet zmianę pracy. Na pewno usprawnią wykonywanie zadań. 
Dbajmy o ludzi. Dotyczy to i pracy, i życia prywatnego. Dobrze mieć w pracy ludzi, z którymi rozumiemy się, mamy wspólne poglądy, śmiejemy się z podobnych rzeczy, wspieramy się nawzajem w trudnych momentach. Potrzebne też jest wsparcie poza pracą. Zbyt intensywne zaangażowanie w sprawy zawodowe może spowodować, że zaczniemy oddalać się od swoich bliskich (co czasem kończy się nawet rozwodem). Gdy poświęcamy czas przyjaciołom i rodzinie, pomaga to lepiej poradzić sobie ze stresem i problemami zawodowymi. 
Warto też zadbać o prawidłowe odżywianie, sen, odpoczynek, ćwiczenia fizyczne. Wielu z nas nie docenia wpływu regularnych zdrowych posiłków, snu i ruchu na zdrowie nie tylko fizyczne, lecz też psychiczne. To jest akurat najłatwiejsze do opanowania. Zaplanowanie zakupów, przygotowanie posiłków (np. kanapek czy sałatek zabieranych do pracy) nie wymaga aż tak wielkiego wysiłku, a zwraca się stukrotnie. Powiedzenie „w zdrowym ciele zdrowy duch” jest zawsze aktualne. 
Co zrobić, jeśli mimo wprowadzenia powyższych zmian, nadal dręczy nas apatia, poczucie beznadziei? Z jednej strony może to być oznaka toksycznych warunków pracy (polecane rozwiązanie to poszukanie nowej pracy) lub też zaawansowanego wypalenia zawodowego. W tym przypadku warto udać się po pomoc do specjalisty, np. psychoterapeuty.



Świadectwa osób, które przeżyły wypalenie zawodowe:
 
„Moim zdaniem u mnie do wypalenia zawodowego doszło z kilku powodów. Jednym z nich, i chyba najważniejszym, były błędy w komunikowaniu się i problemy osobowościowe obu stron. Pracodawca, przyzwyczajony, że zrobię wszystko i zawsze bez narzekania, zarzucał mnie kolejnymi nowymi zadaniami bez konkretnego określenia, czego oczekuje, a ja bałam się przyznać, że czasem jest tego za dużo, że czuję się jak maszyna. Nie chciałam ani go zawieść, ani przyznać się do porażki. Rosła frustracja. Jednocześnie nie miałam czasu, ale i ochoty na pogawędki z zespołem. Ludzie ci, z szefem włącznie, mieli odmienne ode mnie poglądy. Ja tchórzowsko nie potrafiłam się podzielić swoimi. Pracodawca doceniał mnie finansowo, ale czasem to nie jest najważniejsze. Czułam się jak odludek. Potrzebowałam zmiany otoczenia i zajęcia się czymś innym, bo przestałam się rozwijać w tej pracy. Bałam się porozmawiać, poprosić o inne zadania, które lepiej czułam, bardziej rozwijające. Rzuciłam tę pracę.
Dziś dziękuję Bogu, że jest jak jest – realizuję się w prowadzeniu domu, zajmowaniu się rodziną, dziećmi i naszą rodzinną firmą. Myślę, że teraz jestem inną osobą i inaczej bym się odnajdywała wśród tamtych ludzi, nie bałabym się powiedzieć, co myślę w kwestiach zawodowych, obyczajowych, życiowych. Jednak jestem szczęśliwa, że do tego doszło, bo nie czuję, bym tam się lepiej rozwijała niż w tej chwili”.
Anna
 
„Wszystko zaczęło się od ciągłego zmęczenia i braku chęci do pracy. Przestałam widzieć sens tego, co robię, uważałam, że jestem beznadziejnym pracownikiem i nic nie umiem zrobić. Pierwsza myśl – to depresja, ale innych objawów nie było. Nie chciało mi się chodzić do pracy i przestałam się przykładać.
To było przy okazji którejś z kolei reformy szkolnictwa, szef miał gorszy okres i był nieznośny. Bardzo chciałam zmienić pracę, ale nie miałam żadnego pomysłu ani nic w tym kierunku nie robiłam. W końcu porozmawiałam z paroma osobami i one uświadomiły mi, że to może być wypalenie zawodowe. Jednak nie mogłam sobie pozwolić ani na rzucenie pracy, ani na dłuższy odpoczynek. Zaczęłam sobie wyobrażać siebie w różnych rolach i doszłam do wniosku, że ja w sumie nigdzie na pasuję, bo lubię to, co robię, tylko mnie biurokracja dobija, i akurat trafiłam na gorsze roczniki. Skoro mam powołanie do bycia nauczycielem, to jaki jest sens zmiany? Pomógł mi przypadek, choć sądzę, że to mogła być odpowiedź Boga na moje modlitwy. Kilkoro uczniów mi powiedziało, jak ważną rolę odegrałam w ich życiu i czego ich nauczyłam, tak właśnie życiowo. To mi pomogło się pozbierać. Doszłam do wniosku, że sens mojej pracy nie leży w tym, czy wypełniam perfekcyjnie wymagania administracyjne, ale co daję ludziom i czy przybliżam ich do zbawienia. Potem przyjaciel mi powiedział, że po pierwsze jestem dobra w tym, co robię, po drugie jak nie ja, to kto, przecież chodzi właśnie o człowieka. Uodporniłam się na humory innych otaczających mnie osób i biurokrację, traktuję je jak uciążliwe owady, które trzeba znieść i robię swoje. Na razie jest dobrze. Skupiłam się na tym, żeby naprawdę uczyć dzieci i budować relacje. Poza tym uświadomiłam sobie, że jestem nauczycielem, bo tego chcę w tym momencie, ale wcale nie muszę chcieć tego samego do końca życia”.
Monika, nauczycielka

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki