ONZ wyraziła także zaniepokojenie losem polskich kobiet oraz wzrostem liczby incydentów związanych z dyskryminacją ze względu na rasę, religię oraz orientację seksualną. Eksperci Komitetu uznali, że Polska powinna przyjąć odpowiednie zapisy prawne zapewniające ochronę na przykład par jednopłciowych i ich rodzin, a także obiecać, że nie zaostrzy prawa antyaborcyjnego.
Na wszelki wypadek zajrzałam do internetu, by przypomnieć sobie cele, dla których w 1945 r. została powołana ONZ, i sprawdzić, czy przypadkiem w ostatnich latach nic się nie zmieniło. Okazuje się, że nie i że w dalszym ciągu główne zadania Organizacji Narodów Zjednoczonych to: „1. Utrzymanie międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa za pomocą zbiorowych i pokojowych wysiłków; 2. Rozwijanie przyjaznych stosunków między narodami na zasadach samostanowienia i równouprawnienia”. A także, rozwiązywanie konkretnych problemów międzynarodowych (gospodarczych, społecznych, kulturalnych, humanitarnych czy dotyczących praw człowieka) na zasadzie współpracy międzynarodowej oraz uznania równości ras, płci, języków i wyznań.
Zastanawiam się, który z tych punktów naruszyła Polska. Jeżeli chodzi o prawa kobiet, to zgodnie z badaniami antydyskryminacyjnej agencji Unii Europejskiej czyli Agencji Praw Podstawowych Polska jest krajem o najmniejszej skali przemocy wobec kobiet we Wspólnocie. Co więcej, Polska ma nie tylko najmniejszą skalę przemocy, ale znajduje się także w czołówce krajów, gdzie najczęściej zgłasza się przypadki tejże przemocy. To zaś z kolei obala często przytaczany w mediach argument, że na wynik raportu decydujący wpływ mogły mieć czynniki kulturowe, czyli brak społecznego przyzwolenia na publiczne mówienie o sprawach intymnych. Według tego samego raportu, na czele państw, w których kobiety najczęściej doświadczają brutalnego traktowania ze strony obecnego lub byłego partnera, stoją Dania, Francja i Finlandia. Nie znalazłam podobnych badań dotyczących mniejszości seksualnych. Prawdą jest, że nie cieszą się one w Polsce specjalnymi przywilejami. Nie mają prawa zawierać małżeństw ani adoptować dzieci, ale od tego do prześladowań droga daleka. Gdyby było inaczej, niektórzy polscy politycy nie wykorzystywaliby tej „odmienności” jako swoistego atutu.
W tej sytuacji nie wiem, czy nie powinniśmy zgłosić się do jakiegoś międzynarodowego trybunału jako strona niesłusznie prześladowana za poszanowanie tradycyjnych wartości, w dodatku na podstawie niepotwierdzonych pomówień. Problem tylko, gdzie taki trybunał znaleźć. Niedawno w Polsce ukazał się tom niedrukowanych dotąd u nas opowiadań G.K. Chestertona. Jedno z nich pt. Nawrócenie antychrysta mówi o Klubie Wolności, w którym, jak zapewniają jego twórcy, można mówić wszystko, co się chce, „można bronić każdego poglądu, anarchizmu, ateizmu czy… czy czegoś tam, co uważa się za jeszcze gorsze. Akceptują wszystkie, dosłownie wszystkie poglądy na świecie, a potem o nich rozmawiają”. Akceptacja kończy się jednak, gdy bohater zaczyna mówić o zaletach tradycyjnych wartości, takich jak zawarte w Kościele małżeństwo czy rodzina. „Jakim prawem mówi Pan takie rzeczy? – zawołała pani Gurge, wstając i trzęsąc się na całym ciele. – Należy Pan do tych, co zawsze wzniecali prześladowania… jakim prawem… kto Panu dał takie prawo?”. To opowiadanie zostało napisane w 1919 r. Rzeczywiście, od tego czasu zrobiliśmy ogromy krok naprzód.