Logo Przewdonik Katolicki

Naprawić kawałek świata

Monika Waluś

Nie da się naprawiać świata, pozostając w eleganckim miejscu, nie narażając się i nie brudząc

Przełęcz ocalonych to nie jest kolejny film o Spidermanie, który fruwając w powietrzu ratuje piękną ofiarę. Chudy chłopak pod ostrzałem, w upale, całą noc ratował ponad siedemdziesięciu rannych. To nie jest film o kaznodziei, misjonarzu ani działaczu; szeregowiec Demond Doss nie poucza, nie krytykuje, choć umie wyjaśnić, co i dlaczego jest dla niego ważne. Zna Dekalog i zna siebie – z doświadczenia wie zbyt dobrze, że mógłby zabić przypadkiem, w gniewie nawet bliską osobę, postanowił więc nie brać już nigdy do ręki broni. To ktoś świadomy, że zło jest w nim samym, jak wirus, który może szybko się rozwinąć i opanować cały organizm. Z takim nastawieniem łatwo zobaczyć sens odsunięcia się od „złego świata”, w którym uczy się zabijać. Tę intuicję podsuwa też ojciec, który sam jest mocnym dowodem na to, jak wojna niszczy ludzi, nawet wierzących. Wbrew ojcu syn zgłosił się na ochotnika; chce służyć krajowi w armii, tuż obok zabijających i zabijanych, ratując życie. Jak to określił: chce naprawiać choć mały kawałek świata.
Prowokowany i wyśmiewany w wojsku Desmond miał wiele okazji, by uznać, że „świat go nie rozumie”, „świat nie jest go godzien” i odejść, w poczuciu swej wyższości i wrażliwości. Jednak przygotowuje się do opatrywania ran kolegów, którzy właśnie go kopią i obrażają. To boli, ale Doss nie hoduje w sobie rozgoryczenia; wie, kim jest i co ma robić. Widać w nim wielki upór, by być sobą; chłopak ma świadomość, że jeśli zaprzeczy temu, w co wierzył, nie będzie umiał żyć. Wiara należy do jego tożsamości, bez względu na cenę. To kosztowne przekonanie – to także koszt życia ponad siedemdziesięciu ludzi, którzy dzięki niemu przeżyli słynna bitwę o klif Okinawy, potężnej twierdzy Japonii.
Jeśli chce się naprawiać świat, nie można się na niego obrażać, gorszyć się ani odchodzić, przeciwnie – trzeba się pochylić i zbierać co się da, jako cenne i ważne dla Wszechmogącego i dla mnie. Nie da się naprawiać świata, pozostając w eleganckim miejscu, nie narażając się i nie brudząc siebie. Doss zostaje pod ostrzałem, wśród poszarpanych i okaleczonych ludzi, odnajduje jeszcze żywych, by ratować, jak się da i co się da. Podawał morfinę, opatrywał rany i po kolei, jednego po drugim, donosił ich do klifu, spuszczał na linach na dół urwiska, w bezpieczne miejsce. Widząc rannych dobijanych przez wroga, umierających z upływu krwi całą noc przedzierał się do nich, modląc się o pomoc w ratowaniu „jeszcze jednego”. Ratowanie ponad siedemdziesięciu ludzi było kosztowne, przyniosło utratę płuca, pięciu żeber, strzaskane ramię – i okazało się najlepszym świadectwem i kazaniem dla wszystkich. Doss na zdjęciach po wojnie ma spokojną twarz i piękny uśmiech. Nie upominał, nie pouczał, nie nawracał. Nie zgorszył się i nie uciekł; pozostał wśród tych, którzy zabijali. Zajmował się rannymi, a w wolnym czasie modlił się, czytał Biblię. To wystarczyło, by żołnierze uznali, że wierzą w moc jego wiary, prosili, by się za nich modlił i był blisko.
Nie prowadził manifestacji antywojennych, nie krytykował kolegów. Widząc, że świat rozlatuje się na kawałki, chciał naprawiać jego mały kawałek, właśnie ten blisko siebie. Rzeczywiście, to historia naprawiania świata, tak jak cerowanie, zszywanie, łatanie w jednym, konkretnym miejscu, bez rozglądania się wokoło, bez prób rozwiązania wszystkich problemów ludzkości. Jego droga przynosi pojednanie ze wszystkimi, także z ojcem.
W naszych czasach ceni się manifestacje i demonstracje o wiele bardziej, niż kosztowne naprawianie świata koło siebie. Film Mela Gibsona przypomina twarz Desmonda Dossa, który nie oskarża, nie obraża się na świat – zajęty modlitwą, przenosi „jeszcze jednego” rannego w bezpieczne miejsce. Taka sprawdzona, prosta recepta na naprawianie świata.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki