Logo Przewdonik Katolicki

Goście wpadli na chwilę i poszli dalej

Monika Waluś
Rys. A. Robakowska

Co roku w grudniu sporo znajomych zwierza się bezradnie, że naprawdę bardzo starali się dobrze przygotować do Bożego Narodzenia, ale znowu nie wyszło.

Bo przecież tkwi w nas tęsknota – jakby tu przygotować spokojne, uśmiechnięte i dobrze zorganizowane Boże Narodzenie. To marzenie, by czas przed Wigilią układał się sprawnie, łagodnie, z wdziękiem i świątecznym rozmarzeniem. Mamy przecież wprawę – wiemy, że co roku potrzebne jest rozplanowanie sprzątania, wybór prezentów, gotowanie, pieczenie, ozdabianie – wszystko dobrze wybrane, poukładane perfekcyjnie. Ale ciągle najlepiej wygląda to w reklamie, choć wiemy, że „magicznej atmosfery świąt” nie wyczaruje zakup produktu z telewizyjnego spotu.
Jaka była prawdziwa atmosfera Bożego Narodzenia? Józef i Maryja byli bardzo zmęczeni podróżą, Ona rodziła w mało atrakcyjnych warunkach, niezbyt właściwym czasie i w dość przypadkowym miejscu. Wybór jednej z jaskiń był bardzo dobrym pomysłem, o wiele lepszym niż karczma czy gospoda, w której rzeczywiście nie było miejsca dla młodej, rodzącej dziewczyny. Jak miałaby się odnaleźć wśród obcych? Na czas porodu potrzebne było miejsce ustronne, dyskretne i bezpieczne; wygodne dla Matki, Jej Męża i Malucha. Jeśli kładziemy sianko na stole, będzie miłą ozdobą; w jaskini stanowiło materac i kołderkę. A jednak bardzo wiele łączy nas i młodą Parę z bezradnym Maluchem.
Józef robił wszystko, co mógł, prowadząc i wspierając Maryję, wybierając jedną z jaskiń, nosząc Żonie wodę. Gdy już urodził się oczekiwany Syn, mógłby biadać, że warunki nie są dość luksusowe, że nie dało się zapewnić lepszych warunków i komfortowej opieki. Mógłby dziwić się, że Wszechmogący wybiera tak nieidealne miejsce dla niesamodzielnego Dziecka, brak tzw. godnych warunków. Mógłby współczuć Maryi, robić sobie wyrzuty… siedzieć obok Jezusa i Żony w poczuciu niedocenienia… Jednak jakoś intuicyjnie czujemy inaczej: wierzymy w radość Narodzin i ciepłą czułość, delikatność tej nocy; ważniejsze było, że są razem, że widzą niezwykłe Dziecko, im dane. Wiemy, że potem ciągle byli gotowi modlić się razem, znosić kolejne trudności, ryzyko nowej podróży, wspierać się, wychowywać Syna, wierząc, że wprawdzie nie do końca rozumieją sytuację, ale także w ten sposób działa Bóg i Jego łaska.
Jesteśmy zapewne w miejscu znacznie wygodniejszym niż jaskinia w Beth Lehem, prawdopodobnie jesteśmy także lepiej przygotowani do święta, nawet jeśli niezbyt perfekcyjnie. Ale i tak możemy ucieszyć się z Józefem choć trochę Bożym Narodzeniem. Staraliśmy się, jeśli nieidealnie, nic nie szkodzi, ważniejsza jest i tak obecność Jezusa. Zapewne, trudno ją dostrzec: tam leżał Niemowlak, oczekując opieki – a u nas zabieganie i krewni nieidealni.
Świąteczne ozdoby ukazują czas po Narodzinach: na czekoladkach i szkle uśmiechnięte aniołki, zwierzaki klękają, pasterze śpiewają, prezenty królów. Jednak goście wpadli na chwilę i poszli dalej. Pozostała codzienność po Bożym Narodzeniu, wśród nowych obowiązków. Oczekiwali Zbawiciela, otrzymali Niemowlę, które wymagało obecności, opieki, cierpliwości, uwagi. Trzeba Malucha przewijać, karmić, usypiać, śpiewać. U nas może być tak samo. Jezus chce się urodzić w naszych realiach, niezależnie od jakichś tam niedoskonałości domu, stołu i serca. Trzeba tylko Go przyjąć, tak jak umiemy i od Narodzin się Nim zająć, choć trochę czasu, każdego dnia.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki