Na początku roku pisałem w „Przewodniku”, że ŚDM stanowią szansę ku temu, by naprawdę przyjrzeć się młodemu pokoleniu Polaków: co je dziś najbardziej trapi, czego szuka w życiu, czy wie, co chce w nim osiągnąć, czego się lęka – w społeczeństwie, w szkole, w rodzinie, w pracy? Co myśli o Kościele? Jak się w nim czuje? A jeśli się z nim nie utożsamia, to dlaczego? Cytowałem też słowa ks. Artura Godnarskiego z Zespołu Episkopatu ds. Nowej Ewangelizacji, który przestrzegał: „Jeśli nie dokona się w duszpasterzach zmiana myślenia, kościoły prędzej czy później opustoszeją”. Zmiana miała polegać m.in. na tym, by młodych rzeczywiście słuchać, a nawet więcej – wsłuchiwać się w nich; żeby się z nimi spotykać, żeby nie dawać utartych odpowiedzi na pytania, których oni duszpasterzom nie zadają. Dlatego właśnie wydawało mi się, że niezależnie od aspektu międzynarodowego, ŚDM stanowią ogromną szansę na duszpasterskie przebudzenie
w kraju-gospodarzu całego wydarzenia. I że takie przebudzenie jest konieczne, by ufnie patrzeć w przyszłość Kościoła w Polsce.
Wiara żywa
Czy dziś, niespełna trzy miesiące po zakończeniu ŚDM są widoki na wykorzystanie tej szansy? Owszem. Z jednej bowiem strony wydarzenie rzeczywiście poruszyło serca i umysły setek tysięcy młodych Polaków. Z drugiej zaś rzeczywiście uświadomiły biskupom zarówno to, że wśród młodych jest ewangeliczny potencjał i apostolski zapał, jak i to, że teraz trzeba ten żar utrzymać. Nie tylko z uwagi na tych, którzy uczestniczyli w ŚDM czy Dniach w Diecezjach, jak i tej ogromnej przecież większości, która o te wydarzenia nawet się nie „otarła”. Bo, powiedzmy sobie szczerze, aktywni uczestnicy lipcowych wydarzeń stanowili drobną cząstkę ogółu ochrzczonej młodzieży.
Po zebraniu Episkopatu bp Grzegorz Ryś mówił, że po doświadczeniach Światowych Dni Młodzieży widać wyraźnie, że słowami kluczowymi dla duszpasterstwa młodego pokolenia powinny być: bliskość, towarzyszenie i integracja. A więc wedle „mantry” papieża Franciszka, który te trzy słowa uczynił mottem całego swojego nauczania.
Bp Ryś mówił ponadto, że to, co wydarzyło się w lipcu w naszym kraju było działaniem Bożym, które przyniosło wiele dobra. Cała rzecz polega teraz na tym, by to dobro pomnażać, a nie, Boże broń, ograniczyć się do oglądania zdjęć z ŚDM. „Wtedy zabiorą nam to, co nam się wydaje, że mamy” – przestrzegł krakowski biskup, nawiązując do Jezusowej przypowieści o talentach.
Zdaniem przewodniczącego Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji największym darem, jakie przyniosło światowe spotkanie młodych było doświadczenie żywej wiary, „skupione na osobie Pana Jezusa, w modlitwie, w liturgii, słowie, sakramencie pokuty”.
Dar drugi to doświadczenie powszechnego wymiaru Kościoła. „Ciągle mówimy o naszym, lokalnym Kościele ze wszystkimi jego atutami, tymczasem młodzi ucieszyli się tym, że wcale nie są na świecie jakąś samotną wyspą, tylko że mają wielu rówieśników, z którymi do tej pory utrzymują kontakt” – mówił biskup Ryś, postulując modyfikację narracji, wyjścia z polskich kontekstów i odwoływania się do doświadczeń Kościoła powszechnego.
Jakie bierzmowanie?
Zdaniem bp. Rysia niezwykle istotne jest, aby to, co przeżyli uczestnicy ŚDM „pracowało” w nich coraz mocniej, a w efekcie – aby wyszli do swoich rówieśników i przyprowadzili ich do Kościoła. Tak, są szanse, że będzie „pracowało”, bo wśród młodych widać wyraźnie chęć kontynuowania doświadczenia ŚDM. Mówili o tym po obradach Episkopatu i bp Ryś, i bp Artur Miziński. Zachęcali duszpasterzy, by wraz z młodzieżą zastanawiali się w swoich parafiach i wspólnotach, jak utrwalać i rozwijać ducha ŚDM.
Sądzę przy tym, że jeśli ów proces ma być rzeczywiście owocny i trwały, musi mu towarzyszyć powszechna chęć szczerego i bez niedomówień przyjrzenia się polskiej młodzieży. Chodzi po pierwsze o tych, którzy pozostają w kręgu oddziaływania Kościoła. Trzeba byłoby na nazwać blaski i cienie dotychczasowego duszpasterstwa, w tym także dokonać bilansu dotychczasowych lat szkolnej katechezy. Ale przecież dla Kościoła ważni są także i ci, którzy pozostają de facto poza jego instytucjonalnym oddziaływaniem. Ilu jest takich młodych w dzisiejszej w Polsce, dlaczego nie ma ich w Kościele i czy są szanse na powrót? Oto dylemat.
Być może przybliżymy się do odpowiedzi i na to pytanie, bo i w tej dziedzinie jest szansa na nowe rozpoznanie terenu. Tak się bowiem złożyło, że podczas obrad poświęconych perspektywom po ŚDM biskupi omawiali nowe wskazania dotyczące przygotowań do sakramentu bierzmowania. Nazywa się go często „sakramentem pożegnania się z Kościołem” i zdaje się – nie bez głębszych racji. „Bój toczy się o dwa punkty: czy ewangelizujemy, stawiamy wymagania, budzimy i rozwijamy wiarę? Czy po prostu sakramentalizujemy?” – relacjonował bp Marek Mendyk.
Parafia!
Cóż, solidne przygotowanie do bierzmowania pozostaje nazbyt często na drugim planie, stąd taki a nie inny efekt. Jakie remedium wskazują biskupi? „Przede wszystkim chcemy przypomnieć, że uprzywilejowanym miejscem formacji chrześcijanina jest parafia. Nauczanie religii w szkole jest niezwykle ważne, ale jest uzupełnieniem tego, co powinno dokonywać się w parafii” – stwierdza przewodniczący Komisji Wychowania Katolickiego KEP. Przyznaje też, że lekcje religii w szkole uświadomiły katechetom, duszpasterzom młodzieży i biskupom, że poziom świadomości religijnej jednak się obniża. Wedle nowych wskazań Episkopatu, przygotowanie do bierzmowania ma uwzględniać nie tylko samych kandydatów do sakramentu, ale też środowiska, z których się wywodzą oraz ich poziom religijny, zwłaszcza rodziny i rówieśników.
Wiele wskazuje na to, że efektem Światowych Dni Młodzieży będzie gruntowne „przeoranie” tematu ewangelizacji młodego pokolenia. Biorąc pod uwagę rewolucję, jaka dokonuje się w mentalności młodzieży pod wpływem nowych technologii medialnych, a także obserwując zmieniającą się kulturowo i religijnie Europę, kwestia duszpasterstwa młodzieży wydaje się rzeczywiście sprawą życia i śmierci.