„Jak będziesz duży, to może zagrasz kiedyś w Konkursie Wieniawskiego” — słyszą często kilkuletni zaledwie adepci sztuki skrzypcowej jako pochwałę za udany występ i wyraz uznania ich umiejętności. Najczęściej w tym wieku nie rozróżniają jeszcze takich pojęć jak zdolności, talent czy potencjał, które pojawiają się często w tajemniczych rozmowach rodziców i nauczycieli. Czują jednak, że pod hasłem „Konkurs Wieniawskiego” kryją się rzeczy wielkie – wielka przyszłość, wielka przygoda, ciężka praca i wreszcie — wielkie nadzieje. Obecne pokolenie młodych i najmłodszych skrzypków jest do konkursów przyzwyczajone. Biorą w nich udział już od pierwszych lat nauki gry na instrumencie i bardzo szybko na własnej skórze doświadczają wspaniałych tego efektów – od oswojenia z estradą aż po zdobywanie najróżniejszych nagród, które są zawsze ogromną przyjemnością oraz niekwestionowaną i najbardziej motywującą do dalszej pracy pochwałą. Jako młodzież dostrzegają dosyć szybko, że konkursy stanowią silną podporę świata muzycznego naszych czasów; zauważają bowiem, że to właśnie udział w konkursach jest powodem większości ich występów publicznych – czy to przed przesłuchaniami, w ramach ogrania programu przed publicznością, czy też w konsekwencji wygranej, kiedy można przedstawić ich jako laureatów.
Od małego
Obserwując uczestników Konkursu Wieniawskiego, dostrzegamy samych ludzi sukcesu: młodzi, szalenie zdolni, najczęściej uznani już w środowisku muzycznym, stoją u progu wielkich karier i aż przyjemnie popatrzeć, jak wspaniale rysuje się ich przyszłość. Oczywiście doskonale wiemy, że na ten status i wizerunek pracują oni właściwie przez całe życie, co wiąże się z mnóstwem wyrzeczeń i niebywałą samodyscypliną. Tak naprawdę jednak nie sposób ogarnąć umysłem tych tysięcy, dziesiątek tysięcy godzin poświęconych na kształtowanie i doskonalenie każdego muzycznego indywiduum. Przygotowanie do międzynarodowego, kilkuetapowego konkursu to szczegółowo zaplanowana praca, rozpoczynana nieraz na kilka lat przed przesłuchaniami. Weterani tego typu imprez mają już gotowy ogromny repertuar, z którego wybierają poszczególne pozycje na dany występ. Do takiej bazy dochodzi jeszcze mnóstwo niezbędnych czynników, jak choćby utrzymanie wszystkich utworów na wysokim, koncertowym poziomie wykonawczym, opanowanie psychiczne, radzenie sobie ze stresem i presją otoczenia czy wreszcie czysto fizyczna kondycja – granie na instrumencie to przecież nie tylko ciężka praca intelektualna, ale ogromny wysiłek dla organizmu, zarówno podczas samego koncertu, jak i wielogodzinnych ćwiczeń. Koniec końców ocenia się wyłącznie wykonawczo-artystyczne walory poszczególnych produkcji, uprzednie przygotowania zwyczajnie wliczając w koszta. Warto jednak uświadomić sobie, że owe koszta to praca godna najwyższego szacunku i uznania.
Bieguny polskiej instrumentalistyki
Jako Polacy jesteśmy ogromnie dumni z odbywającego się co pół dekady Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina. I słusznie – jest to wydarzenie cieszące się ogromnym szacunkiem, jak muzyczny świat długi i szeroki. Co pięć lat także serca tych, którym nie jest obojętny kontakt rodaków z kulturą wysoką, zamiast codziennej troski wypełnia wielka radość z powszechnego zainteresowania tematem. I znów nasuwają się tu skojarzenia ze sportem – Konkurs Chopinowski potrafi wywołać u różnorodnej publiczności emocje godne mistrzostw świata. Z przyjemnością kibicujemy „swoim” – najpierw, rzecz jasna, wszystkim Polakom; później, z upływem kolejnych etapów, wyłaniamy swoich faworytów, irytujemy się, kiedy decyzje jury nie pokrywają się z naszymi spekulacjami. I wreszcie – stajemy się ekspertami w kolejnej dyscyplinie, zasypując ekran telewizora lub bryłę radioodbiornika mnóstwem niezastąpionych porad, równie chętnie jak uczymy Milika strzelać bramki czy Majkę jeździć na rowerze. W ubiegłym roku, przy okazji 17. edycji Konkursu Chopinowskiego, w internecie pojawiło się kilka trafnych memów, z przymrużeniem oka ilustrujących nasz stosunek do pianistycznych rozgrywek. Koniec końców jest to obraz budujący: pokazuje, że bywa, iż Polakom nie jest tak całkiem wszystko jedno i że jednoczący wpływ wywiera na nas nie tylko sport i polityka.
Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy im. Henryka Wieniawskiego jest pod wieloma względami imprezą bliźniaczo podobną do Konkursu Chopinowskiego. Młodszy o zaledwie dwie edycje, również odbywa się co pięć lat, i na swój sposób też w stolicy – wszak nie bez powodu to właśnie o Poznaniu mówi się, że jest sercem polskiej wiolinistyki – gromadząc przez kilka tygodni w jednym mieście światową śmietankę instrumentalistów. Za patrona także obrał największego w swojej dziedzinie, uznanego w świecie wielkiego romantyka – kompozytora i wirtuoza. Konkursy łączą cztery etapy, dostojni jurorzy, wielkie poruszenie krytyków i mediów oraz – co najważniejsze – niezmienne zainteresowanie udziałem w nich młodych polskich artystów. Nie trzeba wyjaśniać, że dla rozwijającego się skrzypka udział w „Wieniawskim” (tak jak dla pianisty w Konkursie Chopinowskim) jest czymś wyjątkowym; nie tylko perspektywą rozkwitu kariery, ale też szczególnym wyzwaniem, muzycznym celem samym w sobie.
A jednak Konkurs Wieniawskiego wydaje się być nieco mniej popularny wśród polskiej publiczności. Trudno znaleźć decydujący powód. Czy mniej cenimy muzykę skrzypcową od fortepianowej? Może gra na tym instrumencie, która na samym początku wymaga większego wtajemniczenia niż uderzenie klawisza fortepianu, sprawia wrażenie bardziej elitarnej, niedostępnej? A może zwyczajnie nie zdążamy przez rok odetchnąć po Konkursie Chopinowskim, aby już następnej jesieni zebrać w sobie znów tak wiele zaangażowania i pochłonąć kolejną, ogromną instrumentalno-emocjonalną dawkę muzyki? Nie bez znaczenia wydaje się fakt, że młodzi pianiści na swój konkurs przygotowują wyłącznie utwory Fryderyka Chopina – przez cały ubiegły październik, a także w ciągu następujących po nim miesięcy zdążyliśmy zapomnieć nie tylko o innych polskich kompozytorach, ale też o niezliczonych arcydziełach fortepianowych muzyki europejskiej. Można by się spodziewać, że różnorodność repertuaru, jaką proponuje Konkurs Wieniawskiego (skrzypkowie, poza obowiązkowymi dziełami patrona, dobierają swój program spośród muzyki trzydziestu kompozytorów) będzie większą zachętą dla słuchaczy niż chopinowska monotonia. Tu jednak odzywa się w Polakach melomanach pewna specyficzna odmiana patriotyzmu: to przecież „nasz” kompozytor, tylko „my” potrafimy grać Chopina. Nagle zaczynamy się utożsamiać nie tylko z wielkim rodakiem, ale wręcz z całą grupą młodych wirtuozów, którzy reprezentują ojczyznę w konkursie. Czy będziemy takimi samymi specjalistami od Wieniawskiego?
Nie zaczną od Bacha
Do tegorocznej XV edycji Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego zakwalifikowano 48 skrzypków w wieku od 16 do 30 lat. Wszyscy oni zostali osobiście przesłuchani przez Maxima Vengerova — jednego z najbardziej cenionych współcześnie koncertujących solistów, który w konkursie przewodniczy międzynarodowemu jury. Już samo przejście przez preselekcje jest niebagatelnym osiągnięciem – każde z takich przesłuchań to właściwie osobny, międzynarodowy konkurs. W tym roku odbyły się w czterech miastach na trzech kontynentach: w Toronto, Interlaken, Gdańsku i Tokio, a wzięło w nich udział łącznie ponad ćwierć tysiąca uczestników. Ci, którzy spodobali się Vengerovowi najbardziej i biorą udział we właściwym konkursie odbywającym się w Poznaniu (ostateczne przyjeżdża ich 44), reprezentują osiemnaście narodowości.
Młodzi skrzypkowie spędzą w stolicy Wielkopolski ponad dwa tygodnie, w trakcie których wezmą udział w kolejnych z czterech etapów. Poszczególne występy różnią się przede wszystkim programem, który jest w tym roku nieco inny niż w poprzednich edycjach, ale każdy z nich niesie za sobą także nowe wyzwania, stawiając skrzypka w innej roli. Do tej pory w pierwszym etapie muzycy prezentowali wyłącznie utwory na skrzypce solo, w tym fragmenty z sonat i partit Jana Sebastiana Bacha oraz popisowe pozycje, jakimi są kaprysy Henryka Wieniawskiego i Niccolò Paganiniego. Jest to zresztą popularna konkursowa praktyka. Tym razem ma być jednak inaczej. W wykonaniu wszystkich uczestników wysłuchamy jednej z wirtuozowskich kompozycji na skrzypce solo, ale od początku konkursu każdemu z nich będzie też towarzyszył pianista, akompaniujący w utworach Szymanowskiego i Wieniawskiego oraz współkreujący obraz jednej części z wybranej sonaty Beethovena, która reprezentuje gatunek muzyki kameralnej. W drugim etapie znajdą się już wyłącznie dzieła na skrzypce z fortepianem. Ci, których jurorzy wybiorą do udziału w kolejnym, trzecim etapie konkursu, będą musieli wykazać się interpretacją koncertu Mozarta z towarzyszeniem Orkiestry Kameralnej Polskiego Radia AMADEUS pod dyrekcją Agnieszki Duczmal. Każdy z nich wspólnie z altowiolistką Katarzyną Budnik-Gałązką zaprezentuje także pierwszą część jego Symfonii Koncertującej, a na deser wykona jedną część z sonat i partit Bacha, co może przywodzić na myśl charakter obligatoryjnego bisu. I wreszcie finał, do którego zakwalifikuje się tylko kilkoro najlepszych z najlepszych. Choć trudno porównywać ze sobą poziom trudności poszczególnych etapów, nie ulega wątpliwości, że wykonanie podczas jednego wieczoru dwóch partii solowych w wielkich koncertach na skrzypce i orkiestrę symfoniczną jest dla uczestników jednym z największych wyzwań konkursu. W finale będzie im towarzyszyła Orkiestra Filharmonii Poznańskiej pod batutą Łukasza Borowicza i Marka Pijarowskiego.
Choć mogłoby się wydawać, że środowisko wiolinistyczne jest bardziej elitarne i zamknięte niż pianistyczne, to niesłabnące zainteresowanie obydwoma polskimi konkursami wśród wybitnych muzyków z całego świata dowodzi stałej otwartości obu stron na wzajemną wymianę doświadczeń i dzielenie się swoją sztuką. W dzisiejszym świecie trudno zresztą, żeby było inaczej – jednym z naturalnych dążeń artystów solistów jest bycie rozpoznawalnym na całym globie, a wymiana zdobyczy kulturowych w połączeniu z nieustannie rozwijającymi się technologiami stwarza ku temu wiele możliwości. Tym bardziej cieszy, że to właśnie w Polsce odbywa się jedna z najbardziej liczących się w świecie imprez tego typu (nagroda na „Wieniawskim” jest bowiem dla skrzypka paszportem do wielu wspaniałych estrad) – nie tylko dlatego, że dzięki temu młodzi ludzie z najróżniejszych zakątków kuli ziemskiej potrafią zlokalizować nasze państwo na politycznej mapie świata, ale że wyróżnia się ono przed nimi w szczególny sposób także na mapie kulturalnej.
Polska strefa kibica
Przesłuchania XV Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego odbywają się w Auli Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu od 9 do 22 października. Laureatów poznamy podczas uroczystej gali w niedzielę 23 października, podczas której wszyscy nagrodzeni wystąpią ponownie na jednej scenie. Koncert laureatów zostanie także powtórzony 25 października w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu. Wszyscy Ci, którzy nie mogą się wybrać do Poznania, mają szansę śledzić konkurs za pośrednictwem transmisji w TVP Kultura, internetowym radiu MerkuryKlasyka.pl oraz poprzez oficjalną stronę konkursu – www.wieniawski-competition.com.
Wracając do kibicowania, warto już teraz, przed decyzjami jurorów i ostatecznym rozstrzygnięciem konkursu, wyróżnić „swoich”, bo niezależnie od personalnych upodobań i preferencji każdego z słuchaczy, to właśnie grupa dziesięciorga młodych polskich skrzypków będzie reprezentowała cały naród na tle gości z zagranicy. Niektórzy z nich już teraz studiują za granicą i koncertują na niejednym kontynencie; warto więc, aby i rodzima publiczność rozpoznawała te postacie i doceniała ich występy. Maciej Burdzy, Weronika Dziadek, Celina Kotz, Robert Łaguniak, Anna Malesza, Amelia Maszońska, Jan Mazur, Anna Orlik, Maja Syrnicka i Maria Włoszczowska — to nazwiska, o których głośno będzie w kraju w ciągu najbliższych dwóch tygodni, a oby także – czego im serdecznie życzę – w innych miejscach świata i znacznie dłużej.