Logo Przewdonik Katolicki

Nie tylko męczennica

Elżbieta Wiater
Fotolia, A.Kurasińska

Patronką polskiej młodzieży jest rudowłosa, prosta nastolatka z małego przysiółka w Galicji. Dlaczego właśnie Karolina Kózkówna, skoro grono błogosławionych i świętych Polaków jest szerokie?

Karolina Kózkówna jest powszechnie kojarzona jako męczennica, która zginęła w obronie czystości. Tymczasem to tylko ostatni akord z jej bardzo intensywnego, choć tak krótkiego życia. Pierwotnie miała być uznana za błogosławioną na podstawie heroiczności cnót. To oznacza, że nie trzeba było brać pod uwagę sposobu jej śmierci, by móc stwierdzić, że była Bożym człowiekiem.
 
W rytmie pór roku i kalendarza liturgicznego
Najpełnej można ją poznać, jadąc do Zabawy, gdzie jest jej parafialny kościół, a obecnie sanktuarium, i do Wał-Rudy, z której pochodziła. Droga krzyżowa szlakiem jej męczeństwa prowadzi przez łąkę, a potem przez las. I to on jest najwspanialszą katedrą, jaką można wystawić tej błogosławionej: prostą, a jednocześnie bogatą, zmieniającą się wraz ze zmianami pór roku, o wspaniałej akustyce i rzucającym na kolana majestacie. Uderza też ubóstwo jej domu: jedna niewielka izba, do której wchodziło się przez stajnię (obecnie jest tam kaplica). Na tej przestrzeni, która współcześnie stanowi zwykle jeden, spory pokój w domu, mieszkało na początku I wojny światowej więcej niż pięć osób.
Dom wybudowali własnym staraniem rodzice. Ojciec Karolinki był sierotą, który do małżeńskiego majątku wniósł tylko swoją pracowitość, głęboką religijność i dobry charakter. Jego żona pochodziła z równie pobożnej, choć znacznie bogatszej rodziny, do tego ceniącej wykształcenie. W jej rodzinnym domu była niewielka prywatna biblioteka (wielka rzadkość na wsi), a ona sama dbała o to, żeby odłożyć zawsze nieco pieniędzy na prenumeratę czasopism religijnych.
Rytm ich życia wyznaczały nie tylko pory roku, ale także kalendarz liturgiczny: czasy postów i świętowania, konkretnych nabożeństw (Maryjny maj, różańcowy październik). Starannie przestrzegali, żeby ich dzieci również przejęły wartości, które sami wyznawali, nawet jeżeli ich wpojenie oznaczało stosowanie kar fizycznych. Karolina przyswoiła te wartości tak naturalnie, że była jedynym dzieckiem, które nigdy nie doświadczyło kontaktu z ojcowskim pasem.
 
Pracowita, pobożna, dojrzała
Urodziła się w święto Matki Bożej Anielskiej – 2 sierpnia 1898 r. Była pracowita i pobożna, a do tego silna i zdrowa. Czasem brała na siebie zaległe obowiązki rodzeństwa, żeby mogło uniknąć ojcowskiej kary. Chętnie pomagała innym, ale jednocześnie nie zgadzała się na to, by być wykorzystywaną. Jeśli szła z rówieśnikami nająć się do pracy we dworze, zwracała uwagę tym, którzy opóźniali prace albo robili wszystko, żeby nie robić. A jeśli nie zdołali wykonać wszystkiego, do czego się zobowiązali, nie brała całej zapłaty. Co z tego, że umówili się za taką kwotę, skoro na nią nie zapracowali?
Potrafiła współczuć. Wyrażało się to w hojności wobec uboższych, ale też w sytuacjach, kiedy wstawiała się u rodziców, by oni pomogli. W aktach z procesu beatyfikacyjnego zachowała się m.in. opowieść o tym, jak uprosiła ojca, by nie brał pieniędzy za przewiezienie towaru żyjącemu w nędzy Żydowi z ich przysiółka.
Za jej krótkiego życia w rodzinnej wiosce zaszło wiele zmian. Najpierw powstała szkoła i Karolina skończyła pełny cykl oferowanego tam wykształcenia: dwa lata podstawowego kursu, potem rok uzupełniającego. Miała dobrą pamięć, piękny głos i dobrą dykcję – dzięki tym cechom świetnie radziła sobie z przedmiotami humanistycznym i i muzyką. Nieco gorzej było z matematyką. Najlepiej wypadała na lekcjach religii – nic dziwnego, w domu była uczona katechizmu przez matkę, a potem sama przekazywała go własnemu rodzeństwu i pozostałym wiejskim dzieciom. Do dziś na łące przy jej domu rośnie grusza, pod którą prowadziła swoje katechezy.
Zresztą katechizm nie był jedynym źródłem jej wiedzy o Bogu – żyła bardzo intensywnym życiem modlitwy. Modliła się indywidualnie i we wspólnocie, uczestnicząc w nabożeństwach a czasem je prowadząc, w czym pomagał jej talent do śpiewu. Całym sercem kochała Niepokalaną, do tego stopnia, że czasem recytowała „Zdrowaś Mario” po prostu dla przyjemności, jaką dawało jej odmawianie tej modlitwy. Często też korzystała z okazji, żeby adorować Najświętszy Sakrament, a jeśli do kogoś chorego miał przyjść ksiądz z wiatykiem, starannie przygotowywała ten dom na przyjęcie Pana.
Druga znacząca zmiana to wybudowanie kościoła w Zabawie, co skróciło drogę na Mszę św. o połowę – z ośmiu do czterech kilometrów. Mama Karoliny codziennie rano szła na Mszę, a Karolina jej często towarzyszyła. W wiosce pojawił się nowy kapłan, który wkrótce miał zostać proboszczem nowej parafii. W naturalny sposób został on stałym spowiednikiem Karoliny. To właśnie ks. Władysław Mendrala szybko dostrzegł duchową dojrzałość swojej penitentki, a po jej śmierci zadbał o zebranie zeznań i dowodów wykorzystanych następnie w procesie beatyfikacyjnym. Ale i wcześniej bardzo sobie cenił jej pomoc w organizowaniu życia przy nowym kościele, a później przyznał, że czasem też korzystał z rad tej niezwykłej nastolatki.
 
Zniszczone marzenia
Karolinka była znana ze swojej prostoty w zachowaniu. Unikała flirtów i nie zwracała zbyt wielkiej uwagi na strojność swojego ubrania. Było ono starannie uszyte, całe i czyste, ale bez zbędnych ozdób. Co prawda wiejske kumoszki wytykały jej, że ma rude włosy, ale wydaje się, że chłopcom w jej wieku to nie przeszkadzało i gdyby chciała, mogłaby mieć powodzenie. Karolina jednak, co da się wyczytać z opowieści świadków jej życia, wymarzyła sobie życie w czystości. Tylko dla Chrystusa.
Marzenia te dramatycznie zniszczył moskiewski żołnierz 18 listopada 1914 r. Przyszedł do przysiółka, szukając ofiary. Karolinę dostrzegł w oknie, jak podlewała kwiaty. Zmusił ją i jej ojca, żeby poszli w stronę lasu. Nie doszli tam razem – wcześniej zastraszył Kózkę, grożąc mu bagnetem, i kazał wracać do wsi. Ostatnimi osobami, które widziały błogosławioną żywą, było jej dwóch rówieśników, którzy dostrzegli przez gałęzie, jak się szarpie z żołnierzem. Nie rozpoznali jej i nie udzielili pomocy.
Wyrwała się swojemu oprawcy i zaczęła uciekać. Najpierw przez bagna, licząc na to, że cięższy od niej mężczyzna wpadnie w nie lub zaniecha pogoni. Widząc, że ta taktyka nic nie daje, zawróciła w stronę otwartej przestrzeni i kiedy już przez nagie o tej porze roku gałęzie widziała pole, otrzymała cios szablą w tył głowy. Odwróciła się w stronę napastnika i złapała gołą dłonią opadające po raz drugi ostrze, a ono przecięło jej palce aż do kości. Następne ciosy padały szybko, ostatecznie żołnierz ciął najpierw przez klatkę piersiową a potem dobił ofiarę, podcinając jej gardło. Konała w samotności, porzucona przez niedoszłego gwałciciela.
 
Robiła to, co inni, tylko lepiej i więcej
Jej ciało odnaleziono dopiero po kilku tygodniach, na początku grudnia. Co najmniej kilka czynników, w tym temperatura, złożyło się na to, że było nietknięte. Dzięki temu udało się odtworzyć jej ostatnią walkę i stwierdzić zachowanie fizycznego znaku dziewictwa.
Wszyscy znający ją ludzie byli zszokowani nie tylko tym, jak zginęła, ale przede wszystkim faktem, że to właśnie ta dobra, mądra, prosta Karolka stała się ofiarą. Jej grób szybko stał się miejscem kultu, a ponieważ były to czasy, kiedy z tamtych terenów wiele osób emigrowało za chlebem, jej kult powędrował także poza granice Polski.
Została beatyfikowana 10 czerwca 1987 r. w Tarnowie przez św. Jana Pawła II. Jest patronką polskiej młodzieży, Ruchu Czystości Serc i Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Do jej sanktuarium przyjeżdżają też ludzie, którzy stracili najbliższych w dramatycznych okolicznościach – w wypadkach komunikacyjnych lub w wyniku morderstwa. Karolina wspiera jednych i pociesza drugich. Dwa razy w miesiącu: każdego 10. i 18. dnia do Wał-Rudy przyjeżdżają pielgrzymi i odbywające się wtedy Drogi krzyżowe szlakiem jej męczeństwa oraz Msze św. gromadzą tysiące ludzi. Mało kto z tych, którzy tam przyjechali, nie chce tam wracać. Wielu doświadcza cudów: uzdrowień duchowych i fizycznych.
W zeznaniach na jej temat uderzyły mnie słowa, które miało powtarzać wielu świadków na procesie: „To samo czyniła, co inni, tylko lepiej i więcej”. I myślę, że to najważniejsze przesłanie jej życia – ze względu na Chrystusa pragnąć i działać wciąż więcej i żarliwiej. Nawet jeśli będzie to oznaczało konieczność oddania za Niego życia.
 
 



Elżbieta Wiater – Ur. 1976 r., dr teologii, historyk, autorka książek, m.in. biografii błogosławionej Karolina Kózkówna. Wolę być taka, jaka jestem, Edycja św. Pawła 2015.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki