Logo Przewdonik Katolicki

Nie tak miało być

Kamila Tobolska
Fot. studioJowita/Fotolia

Ministerstwo Zdrowia nie widzi dla naprotechnologii miejsca w systemie opieki nad zdrowiem prokreacyjnym. Według resortu nie jest ona skuteczna.

Obrońcy życia z Leszna chcieliby powołać w swoim mieście Instytut dla Rodziny. Placówka miałaby zajmować się leczeniem niepłodności metodą naprotechnologii. W tym celu skierowali do Ministerstwa Zdrowia kilka pytań, które w ich imieniu w interpelacji poselskiej zadał Jan Dziedziczak. Odpowiedź podsekretarza stanu w ministerstwie Marka Tombarkiewicza mówi wiele o podejściu resortu do tematu naprotechnologii.
Przypomnijmy, że naprotechnologia (NaProTECHNOLOGY − Natural Procreative Technology, czyli Wsparcie Naturalnej Prokreacji) to powrót do absolutnych podstaw płodności kobiety i mężczyzny. Na razie w Polsce uczniowie twórcy tej metody prof. Thomasa Hilgersa wykonują zabiegi ginekologiczne jedynie w kilku szpitalach, m.in. w Warszawie i Gorzowie oraz Białymstoku; ten ostatni jest placówką niepubliczną.
 
Niepożądana konkurencja?
W odpowiedzi na poselską interpelację wiceminister informuje, że metody, jakie znajdują zastosowanie w naprotechnologii są powszechnie dostępne i stosowane od kilkudziesięciu lat.
– Jest to tylko w części prawda – mówi prof. Bogdan Chazan, ginekolog i położnik, wieloletni dyrektor Szpitala im. Świętej Rodziny w Warszawie. Jako przykład podaje opracowany przez prof. Hilgersa Model Creightona, który stosunkowo niedawno został wprowadzony do praktyki klinicznej. – Niektóre metody diagnostyczne czy lecznicze wprowadzone przez naprotechno, jak histerosalpingografia selektywna, zostały wreszcie zaakceptowane i są stosowane. Natomiast naprotechnologia jako system, oryginalny, skuteczny sposób podejścia do profilaktyki, edukacji prozdrowotnej, diagnostyki i leczenia uwzględniający zasadę ochrony życia od momentu zapłodnienia oraz godność rodziców i poczętego dziecka nie jest przez ministerstwo uznawany za godny polecenia, pomimo ewidentnych naukowych dowodów jego skuteczności – stwierdza prof. Chazan. Dlaczego?
Zdaniem profesora dzieje się tak, ponieważ nadal uważa się za godne polecenia podejście polegające na przesadnym oparciu się na antykoncepcji jako metodzie leczenia zaburzeń zdrowia prokreacyjnego oraz stosowaniu aborcji w rozwiązywaniu problemów związanych z nieprawidłowościami przebiegu ciąży i rozwoju płodu. – Ogromna część pacjentów nie akceptuje takiego podejścia, co powoduje, że ich potrzeby zdrowotne nie są zaspokojone. Jest to klasyczny przykład nierównego dostępu do usług zdrowotnych. Nie bierze się też pod uwagę punktu widzenia tych lekarzy i przyszłych lekarzy, którzy chcą specjalizować się oraz wykonywać swój zawód i powołanie zgodnie z sumieniem – mówi prof. Bogdan Chazan dodając, że środowiska lewicowe starają się dyskredytować naprotechnologię, informując, że jest to sposób leczenia niepłodności promowany przez Kościół. – Obecnie obowiązujące podejście do problemów z płodnością odpowiada przede wszystkim interesom producentów środków antykoncepcyjnych i środowisk medycznych zajmujących się sztucznym rozrodem. Naprotechnologia stanowiłaby dla nich niepożądaną konkurencję.
 
Pomieszanie pojęć
Na inny aspekt zwraca uwagę jeden z lekarzy zajmujących się naprotechnologią (celowo nie podaję jego nazwiska). – Informacje na temat prac prof. Thomasa Hilgersa nie pojawiały się na oficjalnych spotkaniach i konferencjach stowarzyszeń uznawanych za wiodące w aspekcie zdrowia reprodukcyjnego. To efekt tego, że prof. Hilgers jest osobą bardzo radykalną i manifestującą swój katolicyzm. Odważnie wypowiada się, atakując aborcję i in vitro, nie był więc zapraszany, a nawet źle widziany w środowisku ginekologów, którzy powiązani są ze sobą przez zaangażowanie we wspomnianych stowarzyszeniach. Naprotechnologia nie uzyskała więc na razie miejsca w gremiach naukowych – tłumaczy. Jego zdaniem przełomem byłoby właściwe sprecyzowanie definicji zdrowia prokreacyjnego, w której należałoby podkreślić, iż płodność nie jest chorobą, tylko zintegrowaną częścią zdrowia. – Przy takim podejściu nie byłoby mowy o zapisywaniu antykoncepcji czy procedurach in vitro. Wtedy naprawdę moglibyśmy mówić o medycynie personalistycznej opartej na zasadzie Hipokratesa: Po pierwsze nie szkodzić.
Jak napisał w odpowiedzi na poselską interpelację przedstawiciel Ministerstwa Zdrowia, „metoda ta [naprotechnologia – przyp. red.], może dotyczyć szerokiego zakresu leczenia niepłodności”. Nietrudno zauważyć, że nie ma tutaj rozróżnienia tradycyjnego, ginekologicznego podejścia od tego, stosowanego w naprotechnologii, gdzie z pacjentką pracuje zespół (instruktor Modelu Creightona i lekarze różnych specjalności), który najpierw skupia się na poznaniu jej fizjologii i na tej bazie rozpoznaje pewne patologie.
Jako załącznik do odpowiedzi Marek Tombarkiewicz przesłał zestawienie szpitali z podaniem informacji o wartości zrealizowanych wszelkich świadczeń z zakresu leczenia niepłodności męskiej i kobiecej (tu wymienione są jej różne rodzaje, m.in. pochodzenia macicznego czy jajowodowego). Dane obejmują kolejno lata 2013–2015. W ostatnim z tych okresów, roku 2015, wyszczególniono 434 placówki. Najwięcej środków otrzymał Ginekologiczno-Położniczy Szpital Kliniczny Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu (wartość rozliczonych jednostek to blisko 4 mln). Nie powinno to dziwić, bowiem to nie tylko największa „porodówka” w kraju, ale też placówka zajmująca się rozrodczością tysięcy pacjentek rocznie. Zaskakuje natomiast, kiedy w biurze prasowym szpitala słyszę, że „naprotechnologia to kalendarzyk”. – Kompletnie nie wiem o co z tą naprotechnologią chodzi. Dla nas leczenie niepłodności to po prostu konkretne działania w ramach ginekologii i zabiegi operacyjne – mówi zastępca rzecznika prasowego. Naprotechnologicznego podejścia próżno tu więc chyba szukać. Podobnie jak w kolejnej co do wielkości zrealizowanych świadczeń placówce, którą jest Centrum Medyczne Angelius Provita w Katowicach (ponad 1,2 mln jednostek). Na jego stronie internetowej rzuca się w oczy zakładka „In vitro”…
 
Szkoda, że...
Z odpowiedzi Ministerstwa Zdrowia na poselską interpelację: „Według ekspertów Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego naprotechnologia nie jest skuteczna i nie znajduje zastosowania w leczeniu niepłodności mężczyzn oraz w przypadku niektórych schorzeń kobiecych”.
Prof. Bogdan Chazan: „Szkoda, że Ministerstwo Zdrowia nie ustosunkowało się merytorycznie do interpelacji posła Jana Dziedziczaka. Szkoda, że nie widzi miejsca dla naprotechnologii w obecnym systemie opieki nad zdrowiem prokreacyjnym i że nie ma dla niej miejsca w przygotowywanym właśnie celu operacyjnym Narodowego Programu Zdrowia, do którego sprawy zdrowia prokreacyjnego słusznie zostały włączone”.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki