Logo Przewdonik Katolicki

Zwrot na widza

Szymon Bojdo
Banner na pl. Wolności w Poznaniu, upamiętniający demonstrujących robotników / fot. R. Woźniak / PK

Poznański festiwal Malta rozpoczął sezon wakacyjnych imprez artystycznych. W tym roku jego organizatorzy postanowili skupić cały swój wzrok na widzach.

W każdym zakątku Polski będzie odbywał się w najbliższych miesiącach jakiś festiwal. Nie ma to tamto: kraj nam się sfestiwalizował. Film, teatr, książka, komiks, a nawet alkohole czy jedzenie – wszystko to dobry przyczynek, by zrobić festiwal, czyli tak naprawdę co? Z łacińskiego festivus – radosny, wesoły, świąteczny, a więc święto, wyjęte jakby z normalnego rytmu życia. Zdaje się jednak, że taki festiwal to w dużej mierze święto twórców. Przez kilka dni czy tygodni artyści zazwyczaj napinają mięśnie, wytężają wszystkie siły, żeby zdobyć uwagę odbiorcy. By złotymi zgłoskami zapisać się w historii tej czy innej imprezy. Przyznam, że nie doskwierało mi to, dopóki nie zapoznałem się z programem tegorocznego Malta Festivalu. Wtedy pomyślałem: przecież w kulturze chodzi także o odbiorcę. Być może: przede wszystkim! W jaki sposób Malta naprowadziła mnie na takie tory?
 
Lotte rozmawia z ludźmi
Zwrotnicę z twórcy na widza przestawiła kuratorka festiwalu, holenderska reżyserka teatralna Lotte van den Berg. Międzynarodowość Malty wyraża się między innymi w tym, że rokrocznie jej kuratorem jest światowej sławy twórca, który wraz z organizatorami proponuje tzw. idiom festiwalu – czyli sformułowanie  będące myślą przewodnią całości. Van den Berg, reżyserka średniego pokolenia, znana jest nie tylko z realizacji teatralnych, ale także różnego rodzaju happeningów, filmów czy wykładów performatywnych. Do Poznania przywiozła swoje specyficzne rozumienie spektaklu i procesu twórczego. – Dla mnie teatr nie zaczyna się od aktora, ale od widza twierdzi. – Teatr nie zaczyna się w momencie, gdy ktoś wychodzi na scenę i zaczyna grać, ale wtedy, kiedy grupa ludzi decyduje się go oglądać. W twórczości van den Berg, którą mogliśmy zobaczyć, wyraża się to w tzw. Building conversation, które są projektem społeczno-artystycznym. Polegają na zaproszeniu widzów do specyficznej rozmowy, np. odbywanej na leżąco, przeprowadzonej bez słów lub w której myśl wyraża się poprzez mówienie w imieniu przedmiotów. Dokonuje się wtedy pewne duchowe doświadczenie: otóż na co dzień mówimy do innych w pewien określony sposób, schematami: gramy wyuczone role. Kuratorka poznańskiego festiwalu zaprasza, by z tych ról na moment wyjść i opisać to, czego wtedy doświadczamy. Pozwala to nauczyć się rozmawiać o tym, co widzimy. Crème de la crème pomysłów holenderskiej reżyserki to jednak spektakl Westland – Ziemia niczyja na podstawie powieści Hańba Coetzeego. Autorka reaktywowała ten spektakl po kilku latach i z zachwytem mówiła mi o nim programerka festiwalu Katarzyna Tórz: – Dla van den Berg powieść Coetzeego była punktem wyjścia, rama fabularna jest tam tylko delikatnie zarysowana. Rzecz dzieje się na ziemi niczyjej, na łące nad rzeką. Widzowie oglądają akcję z pewnej odległości. To spektakl metaforyczny, ale w swojej wymowie bardzo mocny – mówi o ludzkich relacjach, przemocy i wybaczeniu, o tym kim dla siebie jesteśmy. Lotte van den Berg wciąż testuje ramy teatru, wykorzystuje różne języki teatru i daje widzowi wolność w tym, jak rozumie to, co widzi.
 
Reanimacja serca miasta
Zżymali się najstarsi poznaniacy, że to skandal, iż festiwal Malta, który powstał ponad ćwierć wieku temu, wokół jeziora o tej nazwie i był festiwalem teatrów ulicznych, teraz przeniósł swoje centrum na inne miejsce (plac Wolności, przemianowany na ten czas na plac #Wolno). Powiem więcej – Malta rozlała się na całe miasto! W poszczególnych dzielnicach powstały społeczne ogrody, gdzie miały miejsce kolejne punkty festiwalu, przekazujące naprawdę pozytywną energię w na co dzień nieco zapomniane miejsca. A energia ta płynie z Generatora na placu #Wolno: to miejsce, w którym można i szyć ubrania, i wyszywać, i poleżeć na trawiastej pufie, i pobujać się w hamaku, i zjeść, i posłuchać koncertu, i wziąć udział w debacie o pustostanach w miastach, a wieczorem zobaczyć filmy Są festiwale, które mogą pływać z miasta do miasta, lecz Malta jest poznańska. Twórcza, ale uporządkowana, zaangażowana, ale zapraszająca do głębokich przemyśleń. W jakże ciekawy sposób w przestrzeni miejskiej zrealizowano postulat skupienia się na widzu: zaproponowano mu nawet kabaret i stand-up, w których można aktywnie uczestniczyć (wraz z genialnym „Kocham pana, panie Sułku!” z duetem Lipińska – Kowalewski, przy wsparciu Adama Ferencego) albo np. spektakl The Extra People, w którym widzowie wykonują polecenia podawane przez słuchawki, czy Sculpting fear (Rzeźbienie lęku), którego częścią jest interwencja aktorów w mieście (w pewnym momencie ich grupa po prostu pada jak zabita na ulicy, a przechodnie są zmuszeni do określenia swojej roli – gapiów, widzów czy zaangażowanych w pomoc świadków). Na chwilę serce miasta, a przede wszystkim jego mieszkańców bije mocniej, po to, by móc również w swoim otoczeniu coś zmieniać – można zarzucić, że przeżywają to tylko uczestnicy imprezy, ale jednak – warto wierzyć, że te dobre przeżycia przeniosą się dalej. Lub wyżej: wszak jednym z punktów festiwalu jest zdobycie Korony Poznania – czyli wejścia na dachy największych budynków miasta.
 
Paradoks widza
Paradoks to twierdzenie, zdanie, które prowadzi do zaskakujących wniosków lub w pozornej sprzeczności przekazuje ważną prawdę. Maltański paradoks widza to także opowieść o naszym patrzeniu. O tym, że miasta, w których żyjemy, w których budujemy nasze wspólnoty, są sceną. Ponadto codziennie bombardują nas obrazy, jesteśmy nieustannie widzami, z czym nie zawsze potrafimy sobie radzić, bo wielość widzianych dziennie scen nas przytłacza. Malta Festival Poznań miał nas nauczyć rozmawiać o tym, co widzimy. Rozmawiać o tym, od czego odwracamy wzrok, udając, że nie istnieje. Rozmawiać o tym, w co wpatrujemy się z nadzieją lub pożądaniem. Rozmawiać o tym także, jak patrzymy na historię. Zwieńczeniem Malty było bowiem superwidowisko Jana Komasy o poznańskim Czerwcu 1956. O zrywie, w którym ci, którzy dotychczas patrzyli, postanowili 28 czerwca zaangażować się. Z taką wrażliwością, także i my możemy stać się czynni, jak głosił wyszyty przez gości Generatora Malta ogromny banner na placu #Wolno.
 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki